Śpiewająco przy ołtarzu

Ks. Rafał Skitek /Radio eM

publikacja 04.01.2023 09:46

Do wspólnoty ministranckiej dołączył jakby ukradkiem. Po cichu. Nikomu, nawet mamie, nie pisnął słowem.

Śpiewająco przy ołtarzu Tadeusz Wypych /REPORTER/east news

Po prostu, pewnego dnia postanowiłem, że będę ministrantem – wspomina Andrzej Lampert. – Pamiętam to jak dziś. Udałem się do zakrystii i powiedziałem, mając w sobie głębokie pragnienie służby przy ołtarzu, że chciałbym służyć. Nikt mnie nie namawiał. Postąpiłem tak, jak poczułem w sercu. 

Polubiłem pogrzeby

Co nim wtedy kierowało? – Być może zaimponowali mi koledzy, których widywałem przy ołtarzu. Kapłani w rodzinie? Nawet cicha zachęta rodziny do kapłaństwa? A może to duchowy owoc przystąpienia do Wczesnej Komunii Świętej lub jeszcze jakieś inne pobudki – zastanawia się. W przeszłości Andrzej służył w dwóch parafiach. W dni powszednie w rodzinnej, w sanktuarium św. Floriana w  Chorzowie, a w niedziele, od czasu do czasu, w kościele Matki Bożej Różańcowej w Katowicach-Zadolu. Ostatni raz strój ministrancki założył 11 lat temu podczas Mszy w Chorzowie. Zaśpiewał wtedy psalm responsoryjny. Była to uroczystość rodzinna. W formacji ministranckiej, jak każdy kandydat, zaczynał od rzeczy najprostszych. Najpierw uważnie przypatrywał się, gorliwie się modlił i coraz śmielej pomagał starszym ministrantom. Z biegiem czasu funkcji i powierzanych mu czynności liturgicznych przybywało. – Mnie się to bardzo podobało. Ponadto czułem się potrzebny – przyznaje. – Może to dziwne, ale polubiłem Msze… pogrzebowe. Zdarzało się, że byłem jedynym posługującym przy ołtarzu. Służba obejmowała dzwonki i gong, przygotowanie darów ofiarnych na ołtarzu, podejście z pateną. Z czasem coraz lepiej radziłem sobie jako lektor i psałterzysta, o czym zresztą marzyłem. Być może czasem śpiewałem trochę nieudolnie, zawsze jednak mogłem liczyć na wskazówki starszych ministrantów czy księdza opiekuna. 

Dzielić się talentami

Muzyka to nieprzerwanie jedna z jego największych życiowych pasji. Już w domu rodzinnym uczył się gry na akordeonie. Później kształcił swój głos. Mimo że dziś nie wdziewa już alby, to przez śpiew wciąż służy Panu Bogu. W myśl słów św. Augustyna: „Kto śpiewa, ten dwa razy się modli”. Nie ma problemu z zaśpiewaniem psalmu, wykonaniem pieśni sakralnych czy religijnego repertuaru w kościele. – Uważam, że udział w tego typu wydarzeniach jest świadectwem wiary. W ten sposób dzielimy się otrzymanymi od Boga talentami. Uczestnictwo w wydarzeniach odbywających się w przestrzeni sakralnej, w kościele, jest przywilejem – tłumaczy. Drugą wielką miłością Andrzeja była piłka. – Zawsze uwielbiałem grać w piłkę nożną. Poza muzyką i obowiązkami szkolnymi poświęcałem jej każdą wolną chwilę – mówi. W V klasie dostał się do Uczniowskiego Klubu Sportowego Ruch Chorzów. Najbardziej lubił grać na pozycji napastnika. – Bardzo chciałem strzelać takie bramki, jak teraz Robert Lewandowski. Niestety, nie była to jeszcze jego epoka – uśmiecha się. – Imponowało mi wielu wybitnych piłkarzy grających w ligach zagranicznych.

Warto być blisko Jezusa

Co by radził dzisiejszym ministrantom? – Przede wszystkim, żeby doceniali dar bliskości ołtarza. Bo ja – nad czym boleję – stałem tak blisko Pana Jezusa, ale nie zawsze umiałem Go dostrzec – przyznaje. – Zamiast koncentrować się na rywalizacji punktowej  pomiędzy ministrantami czy odhaczyć skądinąd dobrze spełniony obowiązek, warto pamiętać, że najważniejszy jest On – nasz Pan – i że Jemu służymy – kontynuuje.  – Warto też regularnie modlić się. Także własnymi słowami. Przyzywać świętych patronów – podpowiada  Andrzej. – Jako że urodziłem się w liturgiczne wspomnienie Świętych Aniołów Stróżów, to przyznaję, że bardzo chętnie współpracuję z moim Aniołem Stróżem. We czci mam również świętych patronów: Andrzeja Apostoła oraz Andrzeja Bobolę. Polecam też krótkie akty strzeliste, np. „Jezu, ufam Tobie”, i Koronkę do Miłosierdzia Bożego, która jest krótsza od Różańca – śmieje się. – Zresztą razem z żoną Kasią chcieliśmy wypowiedzieć sakramentalne „tak” w niedzielę Miłosierdzia Bożego o godzinie 15. Nawet jeśli na pewnym odcinku posługi przy ołtarzu Andrzej zastanawiał  się nad  kapłaństwem – a z jego rodziny wywodzi się kilku duchownych – to odkrył jednak, że jego życiowym powołaniem jest małżeństwo i rodzina. Przy boku ukochanej żony Kasi jest dobrym mężem i ojcem. Zaś śpiewem – dziś już nie tylko psalmów responsoryjnych –  Panu Bogu służy nadal.  

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.