Z Chorzowa w kosmos

Krzysztof Błażyca

publikacja 04.01.2023 09:41

Trzęsienie ziemi, wirujące planety, lot przez atmosferę, i… zderzenie z kosmicznymi śmieciami.

W nowoczesnych podziemiach dawny projektor nieba przypomina o historii chorzowskiego planetarium W nowoczesnych podziemiach dawny projektor nieba przypomina o historii chorzowskiego planetarium
Krzysztof Błażyca /foto gość

Wizyta w Planetarium – Śląskim Parku Nauki to fantastyczna przygoda, nie tylko dla dzieci. Po kilku latach remontu placówka ruszyła w nowej odsłonie. Pełno tu przeróżnych skomplikowanych przedmiotów. Ale bez obaw. Pracownicy planetarium potrafią wytłumaczyć, o co chodzi z kosmosem i naszą planetą. – No to w drogę! – zaprasza pani Agata Spruś.

Deszczownica

Zatrzymujemy się przy zegarze słonecznym, który w planetarium był od początku, czyli od 1955 r. Teraz pełni funkcję świetlika, przez który wpada światło do sali. Pod zegarem, poniżej poziomu wcześniejszej piwnicy, w skale wydrążono salę astronomiczną. – Tu mamy dawny projektor – wskazuje pani przewodnik. – Kiedyś używano go do wyświetlania nieba. Teraz tu opowiadamy, skąd mamy tyle wiedzy o gwiazdach. Mamy też opis modelu atomu. Kolejne stanowisko to teleskopy. – Dla astronomów ważna jest średnica okularu, przez który wpada światło. Im większa, tym większy obraz dostajemy – tłumaczy pani Agata i prowadzi w stronę deszczownicy. – To urządzenie, które pokazuje, jak działa światło na naszą siatkówkę. Kropelki, które spadają w deszczownicy, obrazują fotony, czyli światło wpadające do naszej źrenicy. Mamy kilka modeli oka. Uruchamiamy deszczownicę i widzimy… gwiazdę. Wyraźną lub mniej wyraźną. To zależy od modelu – objaśnia. – A teraz tę samą gwiazdę zobaczmy za pomocą teleskopu… Dzięki niemu powiększamy źrenicę, by lepiej ją zobaczyć.

planety dokoła

Przechodzimy do stanowiska podczerwieni. – Tu możemy zobaczyć coś, czego nie widać gołym okiem – tłumaczy pani przewodnik. – Ale można też na przykład obejrzeć Jowisza – dodaje. Ciekawe jest stanowisko poświęcone promieniowaniu kosmicznemu, które dociera wszędzie, choć człowiek tego nie widzi. W śląskim planetarium dowiemy się, jak rodzi się gwiazda i kiedy gaśnie. A w specjalnej wnęce poznamy kosmos. Wystarczy założyć okulary 3D i… obok zaczynają przelatywać planety i Księżyc. Możemy również zobaczyć kulę ziemską z całą atmosferą. Widać wyraźnie, jak zmieniały się kontynenty, jak oświetlona jest nasza planeta, na których kontynentach jest najjaśniej, a na których jest najmniej światła. – Niebo najlepiej obserwuje się na oceanie, bo tam nie ma świateł – tłumaczy pani Agata.

Trzęsie jak na Alasce

Od astronomii przechodzimy do geofizyki. Tu, na platformie wstrząsowej, na kanapie albo chybotliwych krzesłach przy stole może usiąść 10 osób. No to zaczynamy. – Przy stole wstrząsy odczuwa się najbardziej – ostrzega pani Agata. – Za chwilę poczujecie się jak mieszkańcy Imielina w 2020 r. Potem będzie potężne trzęsienie ziemi z Alaski, huk, dźwięk tłuczonego szkła a po chwili jeszcze wstrząs antropogeniczny, czyli tąpnięcie górnicze z okolic Bytomia. To może przerazić – przyznaje pani przewodnik. – Wyobraźcie sobie, że śpicie w domu i nagle budzi was coś takiego. Co wywołuje takie wstrząsy? – Mamy cztery rodzaje fal. Każdą uruchamiamy. A specjalne urządzenie zwane sejsmografem pokazuje ruch gruntu – tłumaczy pani przewodnik. – Dzięki monitoringowi kuli ziemskiej widzimy, gdzie akurat trzęsie się Ziemia.

W kosmos

W planetarium oprócz sejsmografów rejestrujących trzęsienia ziemi jest też model pokazujący, jak uderzają pioruny. Tu w green boxie można spróbować swoich sił w roli prezentera pogody. A w pokojach termicznych można przekonać się, że tę samą temperaturę w różnych warunkach można odczuwać inaczej. W dwóch pomieszczeniach sięga 30 stopni Celsjusza, a w dwóch kolejnych wynosi minus pięć stopni. W jednej parze (zimnym i ciepłym) jest 20 procent wilgotności, a w drugiej (zimnym i ciepłym) 90 procent wilgotności. Jeśli wilgotność maleje, zimno lub gorąco nie są tak bardzo odczuwalne. Największą chyba atrakcją w planetarium są symulatory lotów w kosmos. – To jedne z pięciu stanowisk na świecie – pokazuje pani Agata. – Kolejne są w NASA, w Stanach Zjednoczonych. Wchodzimy więc do symulatora, zakładamy gogle VR i kapsuła zaczyna się obracać w każdym możliwym kierunku. Rakieta startuje, przelatuje przez atmosferę, dolatuje do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej i… zderza się z kosmicznymi śmieciami. Wrażenia? Koniecznie musicie spróbować sami.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.