Uzależniony od słońca

Krzysztof Błażyca

publikacja 30.09.2022 12:48

Misja zmienia człowieka. Uczy wdzięczności. Za wodę. Za jedzenie. Za rodzinę. Za każdy dzień. Za wszystko, czego na co dzień nie doceniamy.

To, że lekcja odbywa się pod drzewem, nie znaczy, że nie trzeba robić notatek To, że lekcja odbywa się pod drzewem, nie znaczy, że nie trzeba robić notatek
archiwum ks. Michała Matysika

W ciągu dwóch lat piętnaście razy chorował na malarię, ale do Afryki zawsze chce wracać. – Człowiek staje się uzależniony do słońca – śmieje się ksiądz Michał Matysik, od 15 lat misjonarz w Zambii. Na pierwszej misji miał szesnaście stacji do objechania. Msze Święte odprawiał w prostych lepiankach krytych słomą. Gdy stamtąd wyjeżdżał, wszystkie kaplice były murowane. Teraz tworzy nową misję. Od… zera.

Pojedziesz do Zambii

Wcześniej nie myślał o misjach. – Byłem w świetnych parafiach – opowiada ksiądz Michał. – Ale w życiu trzeba dać coś swojego. Takim impulsem dla mnie były słowa papieża Benedykta, który prosił o misjonarzy. I zacząłem pytać, gdzie ich potrzeba. Najpierw usłyszałem: Argentyna. No to zacząłem się uczyć hiszpańskiego. Jakiś czas potem byłem u Matki Bożej z Lourdes i biskup powiedział do mnie: „Matysik, chcesz jechać na misje? To pojedziesz do Zambii”. To był szok – uśmiecha się ksiądz Michał. I tak w 2007 r. otrzymał krzyż misyjny i wyjechał na południe Zambii, do Namalungu. Parafia była szczególna. Ludzie ze wszystkich stron Zambii. – Przyjechali do pracy w elektrowni wodnej – tłumaczy misjonarz. Kolejnym miejsce była misja Mpanshya, gdzie swój udział zaznaczył również kard. Kozłowiecki, wyjątkowy misjonarz. – Kiedyś nie było tam nic – mówi kapłan. – Teraz są kaplice, szkoły, woda płynie z gór. Wybudowaliśmy pierwszy cmentarz katolicki. Niedawno świętowaliśmy 125 lat chrześcijaństwa w Zambii. Z krzyżem chodziliśmy w procesji przez całą parafię – opowiada. W ubiegłym roku otrzymał zadanie utworzenia nowej misji – parafii od początku. W miejscu oddalonym o 30 km na północny-zachód od stolicy – Lusaki – w Kabangwe-Kahale.

Dobrze, że jest ksiądz

Dla ludzi w Zambii obecność księdza jest bardzo ważna. – Gdy mnie ktoś pyta, czym są dla mnie misje, odpowiadam, że to szkoła wiary – mówi ksiądz Michał. – Wiele razy pod koniec życia ludzie prosili mnie o sakramenty, nawet jeśli wcześniej nie przychodzili do parafii. Kiedyś wezwano mnie do 80-letniej kobiety – opowiada. – Starsza pani nie mogła już chodzić. Udzieliłem jej rozgrzeszenia, przyjęła Komunię Świętą i sakrament namaszczenia chorych. Podała mi rękę na pożegnanie, po czym zasnęła. To była 11.00 rano. Obudziła się o 17.00 i powiedziała swojej rodzinie, że dziękuje, że mogła przyjąć Komunię św. O 18.00 umarła.

Ludzie Boga

W Zambii ludzie mówią, że kapłan to man of God (człowiek Boga). – Bardzo chcą katechezy i czekają na nią, także na Różaniec i Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Ale najważniejsza dla nich jest Msza św. – przyznaje ksiądz. – Jest bardzo rozśpiewana, roztańczona – taki mają styl. Ale niestety w Afryce wciąż istnieje dużo różnych sekt. Wykorzystują one ludzi, ich łatwowierność. Obiecują szybkie uzdrowienia i inne cuda. – A nasza nauka katolicka jest dość wymagająca – dodaje misjonarz. – Dobrze, że przy parafiach mamy różne grupy: św. Anny, św. Elżbiety, trzeci zakon św. Franciszka. Każda ma swoją formację, a na koniec w obecności kapłana otrzymują odpowiedni strój. To dla nich bardzo ważne – opowiada ksiądz Michał. – Niektórzy chcą być nawet w tym stroju pochowani. I tylko członkowie grupy mają prawo nieść trumnę z taką osobą. Strój podkreśla ich przynależność do parafii, do wspólnoty. Legion Maryi na przykład ma niewielu chętnych, bo jego członkowie nie mają strojów – uśmiecha się. – Właśnie takie małe grupy tworzą parafię – dodaje.

Kino pod gwiazdami

Ksiądz Michał miał też w parafii… królową. To wyjątkowa władza. Przed domem króla lub królowej ludzie schodzą z roweru i ściągają nakrycie głowy. – Któregoś dnia, gdy w naszej wiosce umarł nagle pewien człowiek, królowa, choć katoliczka, wynajęła czarowników, by sprawdzili, kto jest winien tej śmierci – opowiada ksiądz Michał. – To wszystko z powodu lęku przed nieznanym – tłumaczy misjonarz. – Bo kiedy człowiek jest niedouczony, nie ma odpowiedniej wiedzy, zaczyna wierzyć w przesądy. A ludzie boją się złego ducha. Mówię im: „Jeśli jesteś w stanie łaski, szatan nie ma nad tobą kontroli” i zachęcam do modlitwy do św. Michała Archanioła. Razem. Tak jak polecił papież Leon XIII, odmawiamy tę modlitwę zawsze po Mszy św. W sobotnie wieczory ksiądz Michał wyświetla swoim parafianom filmy. – Nie mają w domu telewizji, wielu nie ma Pisma Świętego, więc im pokazuję filmy biblijne – wyjaśnia misjonarz. – A potem pytają, czy w tym filmie naprawdę widzieli Pana Jezusa albo czy aktor żyje po ukrzyżowaniu. Niektórzy płaczą… – Misja zmienia człowieka. Uczy szacunku do wszystkiego – mówi na koniec misjonarz. – Uczy wdzięczności za każdy dzień. Za wodę. Za jedzenie. Za rodzinę. Za wszystko, czego na co dzień nie doceniamy. Za to dziękuję Panu Bogu i nie żałuję ani dnia.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.