Nasza rzeka

Adam Śliwa

publikacja 17.06.2022 16:13

Od wieków żywiła, bawiła i była… drogą. Wchodzimy na szkutę i ruszamy z prądem Wisły.

Rzeczne statki musiały być szerokie i płaskie, aby poradzić sobie z licznymi płyciznami Rzeczne statki musiały być szerokie i płaskie, aby poradzić sobie z licznymi płyciznami
zdjęcia i reprodukcje Henryk Przondziono /foto gość

W ładysław Grzelak pisał: „Polska żyć może pomyślnie, może kwitnąć, rozwijać się tylko wtedy, gdy cały bieg rodzinnej rzeki polskiego ludu jest w jego ręku”. – Kraj nad Wisłą od wieków związany jest ze swoją rzeką. Jej nurtami płynęły towary sprawiające, że Rzeczpospolita była spichlerzem całej Europy. Przy jej wodach powstawały najstarsze polskie statki i to ona pozostała jedną z ostatnich tak dużych rzek Europy ze swoją dziką naturą. Wisłę w jej środkowym biegu odkrywamy w Muzeum Wisły i Centrum Konserwacji Wraków Statków w Tczewie.

Flisacy

Wisła koło Tczewa jest szeroka i spokojna. Leniwie płynie wzdłuż miasta. W XVI i XVII wieku było podobnie, rzeka wciąż była malownicza, a jej leniwy nurt poruszał barki i tratwy załadowane zbożem czy powiązanymi konarami drzew. Płynęły przeważnie z Ukrainy (wtedy w granicach Rzeczpospolitej) i Małopolski. – W drugą stronę szkuty, czyli duże, dochodzące nawet do 30, 40 metrów długości statki rzeczne z żaglem, powoli sunęły w górę rzeki, wioząc towary z Gdańska – opowiada pani Ewa Sidor z Muzeum Wisły w Tczewie. Gdańsk był dawniej także wielkim portem rzecznym. Dzięki Wiśle Polska przeżywała swój złoty wiek, karmiła niemal całą Europę, a szlachta na tym transporcie zbijała fortunę. Spławem towarów zajmowali się flisacy, zwani orylami. Dowódcą spławu był szyper, a pilotem retman, który dbał o bezpieczeństwo i pilnował, by omijano mielizny i przeszkody. Najlepszy czas dla flisu, czyli spławu towarów rzeką, zaczął się po zwycięstwie Kazimierza Jagiellończyka nad Krzyżakami i drugim pokoju toruńskim w 1466 roku. Wtedy cała Wisła znalazła się w granicach państwa polskiego i można ją było w pełni wykorzystać. Do Gdańska spławiano zboże, drewno, smołę, skóry. A co jeszcze znajdowało się na statkach? Aby to odkryć, idziemy do Centrum Konserwacji Wraków Statków.

Miedziany ładunek

Na wysokich półkach leżą wąskie dłubanki, wyryte lub wypalone z pnia drzewa, kajaki i jachty. Podchodzimy do drewnianego kawałka sczerniałej burty. – To pozostałości statku, który nazwano Miedziowcem – tłumaczy pani Ewa. – Zatonął z powodu pożaru w 1408 roku, ale ponieważ cały ładunek zalała przewożona smoła, statek świetnie się zachował. Odkryto go dzięki podwodnym archeologom w 1969 roku, a pierwszymi podniesionymi elementami były duże plastry miedzi, stąd jego nazwa. Naukowcom udało się wydobyć 26 ton ładunku statku. Oprócz miedzi były tam sztaby żelaza, żelazo w beczkach, dębowe deski, wosk do produkcji świec i smoła w beczkach. Po Wiśle krążyły różne jednostki. Początkowo miały ster po prawej stronie, co ułatwiało ustawianie się w porcie. – To dlatego do dziś na prawą burtę statku mówi się sterburta – wyjaśnia pani przewodnik. – Statki rzeczne miały płaskie dno. Dzięki temu nie blokowały ich mielizny kapryśnej rzeki, raz głębokiej, a raz płytkiej. Z biegiem lat dawne wydrążone z pnia drzewa statki zastępowano coraz lepszymi. Drewniane klepki uszczelniano (dychtowano) sierścią, mchem i smołą.

Szkuty i łyżwy

W czasach flisaków na Wiśle można było spotkać najprostsze, właściwie jednorazowe galary, które nie miały masztu i płynęły z prądem rzeki. Gdy dopłynęły do celu, sprzedawano je i rozbierano, a flisacy wracali pieszo do domu. Bardziej opłacalne były łodzie z żaglem, bo pozwalały na żeglowanie, czyli płynięcie także w górę rzeki (dubasy, kozy, łyżwy, byki i najpopularniejsze szkuty). Największe mogły zabrać nawet 100 ton zboża, a załogę tworzyło nawet 20 osób. Ładowność liczono wtedy w łasztach (1 łaszt = ok. 2 ton zboża). Rzemieślnik budujący takie statki nazywany był szkutnikiem. Mimo żagla podróż z towarem w górę rzeki mogła trwać nawet kilka miesięcy. Gdy wiatr był słaby, flisacy łapali za linę i ścieżką wzdłuż Wisły ciągnęli statek. Nocą zwykle zatrzymywano się przy brzegu. Obok flisaków Wisła potrzebowała też ludzi innych zawodów. Piaskarze wydobywali z dna piasek, bagrownicy pogłębiali dno, aby ułatwić żeglugę, wikliniarze wyplatali kosze z wikliny rosnącej przy brzegu, młynarze na pływających młynach mielili mąkę, a rybacy, przekazując z pokolenia na pokolenie swoją wiedzę, łowili ryby. W Wiśle wciąż żyją 43 gatunki ryb. Można je łowić latem i zimą spod lodu. Rybacy mieli kiedyś na to swoje sposoby. W specjalnych miejscach ustawiali tak zwane żaki do łapania ryb albo za łodziami ciągnęli sieci.

Dom dla ptaków i roślin

Transport zboża Wisłą skończył się, gdy zaczęły się rozbiory i Wisła znalazła się w rękach różnych państw. Gdy Prusacy wykopali Kanał Bydgoski, Wisła połączyła się z Odrą. Charakterystyczne szkuty wyparły barki, węższe, często kryte, zwane odrzakami lub berlinkami. W XIX wieku na Wiśle pojawiły się pierwsze statki parowe, a czasem również wycieczkowe. Członków załogi nie nazywano już flisakami, ale marynarzami. W XX wieku zboże na barkach zastąpił nowy ładunek – węgiel. Po II wojnie światowej na Wiśle coraz więcej było statków wycieczkowych czy kajaków. Transport towarów powoli zanikał. Dziś Wisła to głównie rzeka rekreacyjna oraz dom dla ptaków i roślin.

Konserwacja drewna

Drewno wyjęte z wody kurczy się, skręca i pęka. Dawniej należało je zabezpieczyć, opryskując roztworem glikolu polietylenowego zwanego PEG lub kąpiąc w nim. Zabieg taki trwał jednak nawet kilkanaście lat. Najnowszą metodą konserwacji drewna spoczywającego wiele lat pod wodą jest freez-drying. Polega on na zamrożeniu mokrego drewna, a następnie odparowaniu go w komorze próżniowej. Dzięki temu jest ono bardzo lekkie, ale zachowuje swój kształt i nie niszczy się.

Flota

Wisła miała także swoje jednostki bojowe. Gdy Polska odzyskała niepodległość w 1918 roku, na rzece tworzyły się oddziały Marynarki Wojennej. Z przejętych od Niemców i Austriaków jednostek rzecznych stworzono Flotyllę Wiślaną, która walczyła z bolszewikami. Pierwszym polskim portem wojennym został nadwiślański Modlin. Z kolei Tczew miał udział w narodzinach Polskiej Marynarki Handlowej. To tu 17 czerwca 1920 roku utworzono pierwszą Szkołę Morską dla przyszłych nawigatorów i kapitanów. Dziesięć lat później przeniesiono ją do Gdyni, gdzie istnieje do dziś.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.