Tęsknią za Sułtanem i Brzoskwinią

Agata Ślusarczyk

publikacja 17.03.2022 11:06

Walizki już dawno mieli spakowane. Tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Dzieci bardzo płakały. Musiały zostawić swój dom i zwierzęta, którymi się opiekowały.

– Dzieci bardzo chciały mieć swoje zwierzęta – mówi siostra Antonina. – Do domu w Żytomierzu przyniosły znalezione na ulicy psy i koty – Dzieci bardzo chciały mieć swoje zwierzęta – mówi siostra Antonina. – Do domu w Żytomierzu przyniosły znalezione na ulicy psy i koty
archiwum rodzinnego domu dziecka w Żytomierzu

Blisko rodzinnego Domu Dziecka im. Józefa Hol-zmanna, który w Żyto-mierzu prowadziły siostry od Aniołów, znajduje się baza wojskowa. Na skraju miasta jest fabryka czołgów, a 15 km od granic miasta – wojskowe lotnisko. To więcej niż pewne cele rosyjskich ataków. – Dzieci od pierwszych dni bardzo przeżywały wojnę, źle spały i nie chciały nic jeść. Kiedy rozpoczęło się bombardowanie, w pośpiechu opuściliśmy nasz dom – mówi siostra Antonina, jedna z dwóch „mam” prowadzących dom dla dzieci. Drugiego dnia wojny postanowili wyruszyć na zachód, do Polski. Ośmioro dzieci – sierot: Katarzyna, Wiktoria, Daniel, Dominika, Dawid, Aleksander, Alina i Daria, oraz dwie siostry: Antonina i Irena prowadzące rodzinny Dom Dziecka w Żytomierzu. Wszyscy znaleźli schronienie w podwarszawskim Konstancinie. Swój nowy, bezpieczny dom.

Gitara dla każdego

O nowych lokatorach, którzy już 26 lutego rano, czyli w drugim dniu wojny, zamieszkali w domu Sióstr od Aniołów, dowiedzieli się okoliczni mieszkańcy Konstancina. – Zamieściłyśmy na Facebooku prośbę o pomoc w przyjęciu dzieci. Odzew był ogromny. Odbierałyśmy kilkanaście telefonów dziennie. Ludzie chcieli pomóc. Proponowali nie tylko jedzenie czy inne potrzebne rzeczy, ale i pieniądze – mówi siostra Ewa Małolepsza z Konstancina. – Jedna pani z Piaseczna zaoferowała nawet, że będzie uczyć dzieci gry na gitarze. Zorganizowała zbiórkę i dla każdego dziecka kupiła instrument. A studenci z Ukrainy i z Białorusi będą w naszym domu prowadzić zajęcia szkolne, w tym także lekcje polskiego, zanim dzieci pójdą do szkoły – dodaje siostra.

Zaproszenie od kucharza

Teraz poznają okolicę, pierwsze słowa po polsku: „dzień dobry”, „przepraszam”, „zimno”, „winda”, „samochód”, „na górę”. – Niektóre są podobne do naszego języka – przyznają dzieci z Ukrainy. Powoli odnajdują się w nowym miejscu, choć czasem płaczą. Tęsknią za swoimi zwierzętami, za psami Dżejsim i Piesim (po ukraińsku Brzoskwinia) i kotami, najbardziej za Sułtanem, panem domu. Podoba im się w Polsce. – Ulice są czyste i szerokie – mówią. – W Polsce jest więcej ładnych samochodów, domów i… uśmiechniętych ludzi. Ja jeszcze nigdy nie widziałem takiego długiego mostu jak w Warszawie – mówi Dawid. Siostry zaplanowały dla nich wiele atrakcji, by choć na chwilę zapomniały o wojnie. – Byliśmy już w Centrum Nauki Kopernik, w planach mamy park trampolin i kino – mówi siostra Ewa. – Dostaliśmy też zaproszenie na farmę Modesta Amaro, znanego polskiego kucharza.

Jak w rodzinie

Dzieci często pytają, czy ich dom w Żytomierzu przetrwa wojnę. Martwią się, czy będą miały gdzie wracać. Rosyjskie wojsko zbombardowało już lotnisko, ostrzelało szpital, szkołę i inne domy. Wielu ludzi straciło życie. Miasta bronią wszyscy mieszkańcy, na drogach układają barykady, nawet starsze panie wyplatają dla żołnierzy maskujące siatki. – Dom, w którym mieszkamy w Żytomierzu, powstał dzięki pomocy austriackiego księdza Józefa Holzmanna w 2004 r. Jako rodzinna placówka miał służyć dzieciom, które nie mają rodziców – wyjaśnia siostra Irena. – Zanim Rosjanie najechali na Ukrainę, prowadziliśmy normalne życie. Dzieci chodziły do szkoły, w domu było dużo radości, zabaw na trampolinie w ogrodzie, jeździliśmy na wycieczki, wychodziliśmy na pizzę i do kina – jak w rodzinie... W szkole dzieci mówiły do siebie „brat” i „siostra”, a w telefonach numery do nas, sióstr, miały zapisane: „Mama 1” i „Mama 2” – uśmiecha się siostra Irena.

Misja siostry Wandy

W dniu, kiedy odwiedzam Konstancin, przypada 19. rocznica śmierci siostry Wandy Boniszewskiej ze Zgromadzenia Sióstr od Aniołów. Dwa lata temu, 9 listopada, rozpoczęły się starania o jej beatyfikację. W rocznicę jej śmierci z Konstancina wyjechał pierwszy transport z darami na Ukrainę. W miejscowości Winnica, ponad trzysta kilometrów na wschód od Lwowa, odbiorą go siostry od Aniołów, które w szpitalu polowym pomagają uciekającym przed wojną. Na aucie był plakat Jezusa Miłosiernego i zdjęcie siostry Wandy. – Ona była niezwykle dobrą osobą. Pielgrzymom przybywającym do Częstochowy potrafiła oddać swoje łóżko. Uczyła nas otwierać serca na potrzebujących i ufać, że Bóg nam pomoże. I tak się dzieje – opowiada siostra Ewa, która po chwili odbiera telefon o kolejnej dostawie worka ziemniaków i kapusty dla gości z Żytomierza. – Siostra Wanda dała nam jeszcze jeden przykład – dodaje siostra. – Kiedy Sowieci zamknęli ją w więzieniu, modliła się za swoich oprawców. Potem okazało się, że wielu z nich się nawróciło. My też razem z dziećmi modlimy się codziennie o nawrócenie Rosji i pokój na Ukrainie. A podczas długiej podróży do Polski dzieci z siostrami Antoniną i Ireną modliły się na różańcu, by Matka Boża pobłogosławiła Ukrainie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.