Poczet selekcjonerów Polski

Piotr Sacha

publikacja 17.03.2022 11:32

Przez miesiąc w piłkarskiej reprezentacji panowało bezkrólewie. Od lutego narodową drużyną Polski dowodzi Czesław Michniewicz. Przedstawiamy 49. selekcjonera Biało-Czerwonych i niektórych jego poprzedników.

Poczet selekcjonerów Polski unsplash

Czesław Michniewicz

Pracę z naszą kadrą rozpoczął na siedem tygodni przed pierwszym meczem barażowym o wyjazd na mistrzostwa świata. 24 marca w Moskwie Polacy zmierzą się z Rosją. Jeśli wygrają, kolejnym przeciwnikiem będą Czechy lub Szwecja. Mundial w Katarze zacznie się w listopadzie. Michniewicz zwyciężył już w rosyjskiej stolicy. W zeszłym roku Legia Warszawa, której był trenerem, pokonała w Lidze Europy Spartaka Moskwa 1:0. Czas na powtórkę z reprezentacją! 52-letni trener Czesław Michniewicz do tej pory dowodził piłkarzami Lecha Poznań, Zagłębia Lubin, Arki Gdynia, Widzewa Łódź, Jagiellonii Białystok, Polonii Warszawa, Podbeskidzia Bielsko-Biała, Pogoni Szczecin, Bruk-Betu Termalica Nieciecza i Legii Warszawa. W latach 2017–2020 natomiast z powodzeniem dyrygował poczynaniami polskiej młodzieżówki. W trakcie młodzieżowego Euro 2019 Polacy pokonali Belgów i Włochów i byli blisko awansu do półfinału. Dziś wyzwaniem numer jeden dla Czesława Michniewicza będzie przywrócenie drużynie ducha walki po tym, jak Paulo Sousa zostawił ją z dnia na dzień dla innego – jego zdaniem lepszego – teamu z Brazylii.

Adam Nawałka

Wśród trenerów prowadzących reprezentację w XX wieku to on osiągał największe sukcesy. Przede wszystkim dotarł do ćwierćfinału mistrzostw Europy w 2016 r. Awansował też na kolejny wielki turniej – mundial w Rosji. Pod jego wodzą Polska po raz pierwszy w historii pokonała Niemcy, grając jak z nut. Te nuty rozpisał oczywiście Adam Nawałka. Gdy obejmował kadrę w 2013 r., drużyna zajmowała w światowym rankingu FIFA 69. miejsce. A kiedy pięć lat później kończył przygodę trenerską, Biało-Czerwoni byli na 8. miejscu, wyżej niż Hiszpania czy Anglia.

Leo Beenhakker

Przed 1960 r. pojawiali się obcokrajowcy, którzy siadali na naszej ławce trenerskiej. Ale dopiero Holender Leo był pierwszym zagranicznym selekcjonerem polskiej reprezentacji, który prowadził drużynę dłużej. To Leo Beenhakkerowi zawdzięczamy pierwszy awans w historii do mistrzostw Europy. W pamięci kibiców pozostał niesamowity mecz z Portugalią w drodze na Euro 2008. Po dwóch golach Smolarka wygraliśmy 2:1 – w stylu, jakiego od dawna nie widziano w grze Biało-Czerwonych. Niestety, udział w Euro zakończyliśmy na fazie grupowej.

Jerzy Engel

W 2000 roku zbudował drużynę, która nareszcie awansowała na mistrzostwa świata – po 16 latach przerwy! Gwiazdą Biało-Czerwonych stał się wtedy, urodzony w Nigerii, Emmanuel Olisadebe. Niestety, w turnieju finałowym Polacy nie wyszli z grupy. Olisadebe strzelił tylko jednego gola. A Jerzy Engel zakończył przygodę selekcjonera.

Antoni Piechniczek

To jeden z tych trenerów, którzy polską kadrą kierowali więcej niż raz. Zaczął od mocnego uderzenia w 1981 r. Awansował z reprezentacją do finałowego turnieju mistrzostw świata. W Hiszpanii nasza drużyna – złożona głównie z zawodników polskiej ligi – pokonała Peru, Belgię i Francję, a zremisowała z Włochami i Związkiem Radzieckim. Zdobyli wtedy brązowy medal. Antoni Piechniczek wywalczył potem z zawodnikami awans na kolejny mundial w Meksyku. Tam jednak Polakom nie poszło tak dobrze. Odpadli już w 1/8 finału. Trener odszedł. Wrócił po dziesięciu latach, ale i tym razem na mundial nie awansował.

Kazimierz Górski

To postać legenda. Autor największych sukcesów polskiej piłki. W 1972 r. był trenerem złotej drużyny olimpijskiej w Monachium. Dwa lata później Polacy dowodzeni przez Kazimierza Górskiego zajęli 3. miejsce na mundialu w RFN (Republika Federalna Niemiec). A po kolejnych dwóch latach zdobyli srebrne medale na olimpiadzie w Montrealu. Górski słynął z ciekawych powiedzonek. „Dopóki piłka w grze, wszystko jest możliwe” – lubił powtarzać. Albo: „Chodzi o to, żeby strzelić jedną bramkę więcej od przeciwnika”. Ryszard Koncewicz Pod jego trenerskim okiem reprezentacja grała wiele lat. Pojawiał się albo jako asystent albo selekcjoner. Na krótko odchodził i znów wracał. W tym samym czasie, jako trener klubowy, zdobywał mistrzostwo kraju z Ruchem Chorzów (1951 r.), z Polonią Bytom (1954 r.) i z Legią Warszawa (1956 r.). Miał jeszcze w pamięci wojnę. Jako podporucznik Wojska Polskiego bronił Warszawy przed Niemcami w 1939 r. Kolejne lata spędził w niemieckim obozie dla jeńców. Piłkarze, których szkolił, wiedzieli, że dla Koncewicza dyscyplina to rzecz święta i że trener ma zawsze rację.

Tadeusz Kuchar

Zasługuje nie tylko na krótką notkę, ale na całą książkę, a nawet dwie. Pierwsza mogłaby opisywać jego wojenne losy. Kuchar brał udział w I wojnie światowej i w wojnie polsko-bolszewickiej. Został uhonorowany najwyższym polskim odznaczeniem wojennym – Orderem Virtuti Militari. Z wykształcenia był inżynierem. Ukończył świetną uczelnię – Politechnikę Lwowską. Druga książka byłaby oczywiście o sporcie. Tadeusz Kuchar (a także jego znakomici bracia) uprawiał wiele dyscyplin, w tym piłkę nożną, lekkoatletykę, pływanie, łyżwiarstwo i narciarstwo. Trzy razy wchodził w rolę trenera naszej kadry – w 1923 r., 1925 r. i 1928 r. Cieszył się wielkim autorytetem.

Henryk Reyman

Przed II wojną światową strzelał gole w Wiśle Kraków i reprezentacji narodowej. Na Letnich Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu w 1924 r. wystąpił jako kapitan. Na froncie wojennym był bohaterem. Ranny w kilku bitwach, w tym w bitwie pod Bzurą, czyli największym starciu Polaków z Niemcami we wrześniu 1939 r. Ukrywał się przed hitlerowcami, którzy wydali na niego wyrok śmierci. Przeżył. Po wojnie Reyman został trenerem Biało-Czerwonych. To on wymyślił hasło: „Orły do boju!” – tak kończył odprawy w szatni. Wysłał drużynę do boju w jednym z najsłynniejszych meczów w polskiej historii. W 1957 r. na Stadionie Śląskim Polska pokonała Związek Radziecki. Niemożliwe stało się możliwe.

Tadeusz Synowiec

Był pierwszym kapitanem polskiej reprezentacji. Grając w piłkę, kończył jednocześnie polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Umiejętności pisania wykorzystał jako dziennikarz „Przeglądu Sportowego”, a później „Życia Warszawy”. Jako piłkarz podobno nigdy nie faulował. Jako selekcjoner prowadził reprezentację od 1925 do 1927 roku.

Józef Kałuża

Śmiało można o nim powiedzieć: „legenda polskiej piłki”. Superstrzelec Cracovii i polskiej reprezentacji. Jako 36-latek usiadł na ławce trenerskiej. Pod jego dowództwem reprezentacja zajęła czwarte miejsce na olimpiadzie w 1936 r. A dwa lata później po raz pierwszy zagrała w finałach mistrzostw świata. Polacy odpadli w 1/8 finału. Przegrali po dogrywce z Brazylijczykami 5:6. Cztery gole zdobył Ernest Wilimowski. Józef Kałuża jako selekcjoner po raz ostatni poprowadził do zwycięstwa Biało-Czerwonych cztery dni przed wybuchem wojny w 1939 r. 20 tysięcy kibiców śpiewało wtedy Mazurka Dąbrowskiego na stadionie w Warszawie. Pokonaliśmy Węgrów, wicemistrzów świata, aż 4:2. A Wilimowski znów strzelił hat tricka.

Józef Szkolnikowski

Przygotował reprezentację tylko do jednego (za to jakiego!) spotkania. 18 grudnia 1921 r. Polska zagrała pierwszy w historii mecz międzypaństwowy. W tamtym czasie rola selekcjonera nie była tym samym co rola trenera. Józef Szkolnikowski jako szef Wydziału Gier PZPN miał złożyć najlepszą z możliwych jedenastkę na mecz w Budapeszcie. Nie eksperymentował. Powołał aż siedmiu zawodników Cracovii – świeżo upieczonego mistrza kraju. A do roli trenera przygotował się Węgier, trener Cracovii. Tamten historyczny mecz z potężnym rywalem przegraliśmy 0:1. Wynik uznano za duży sukces. Szkolnikowski, pierwszy selekcjoner, był zawodowym żołnierzem. Konkretnie majorem saperów w Wojsku Polskim. Walczył w pierwszej wojnie światowej, w wojnie polsko-bolszewickiej i w kampanii wrześniowej w 1939 r.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.