Górale z Poronina

Jan Głąbiński

publikacja 18.01.2022 13:21

Jasiek od oscypków, Michał od skakania, Antek od śpiewania i dziesiątki innych zdolnych - Ministranci z parafii św. Marii Magdaleny

Górale z Poronina

 

Jasiek robi superdobre oscypki, Michał skacze z Wielkiej Krokwi, Mateusz wygrywa konkursy, a Antek śpiewał dla prezydentowej.

Sobota przed południem. W salce parafialnej podhalańskiego Poronina prawie 50 młodych górali, ministrantów i lektorów. Po zbiórce jeszcze chcą być razem. Czasem idą na kręgle, a niedawno, zanim spadł śnieg, udało im się wyskoczyć na tor rowerowy pumptrack. – Nawet nikt nie wypadł na zakrętach i muldach – śmieje się Jasiek z siódmej klasy.

Dla chłopaków z parafii św. Marii Magdaleny w Poroninie być ministrantem to wielki honor i często podtrzymywanie rodzinnej tradycji.

Oscypek dla proboszcza

Jaśki w gronie ministrantów i lektorów z Poronina to uzdolnione chłopaki. – Ja potrafię doić krowy, robiem przepysne oscypki, nawet proboszczowi dajem. Ino panie w szkole za jajka czy mleko nie chcom łocen dowac w góre – śmieje się Jasiek, który swoją piękną gwarę prezentował nawet w konkursie gwary podhalańskiej. Chłopak słynie też z gazdowania nawet w Bieszczadach. – Tam dzień zaczyna się o trzeciej nad ranem – mówi młody góral – jestem więc wyćwiczony do wstawania na ranne służenia – dodaje.

Ministranci z Poronina dobrze mówią nie tylko wyuczoną w domu gwarą. W szkole i na zajęciach dodatkowych szlifują też inne języki. Mateusz na przykład uczy się hiszpańskiego. – Wiadomo to, czy proboszcz nie zaprosi do kościoła jakiejś grupy z kraju słońca – uśmiecha się licealista. – Już różni u nas byli; wtedy bez problemu przeczytam słowo Boże po hiszpańsku – dodaje.

Kibice Wisły

Mateusz chciałby zostać dziennikarzem sportowym. Podhalańscy ministranci to zagorzali kibice, z małymi wyjątkami, Wisły Kraków. Udało im się nawet na stadionie w Krakowie kibicować Wiśle. – Oczywiście nasi wygrali! – mówią dumni górale. – Kto wie, może i ja kiedyś zagram jako zawodnik Wisły Kraków – dodaje nieśmiało Kacper, który zdobywa doświadczenie w Piłkarskiej Akademii Wisły Kraków.

Opiekunem ministrantów z Poronina jest ks. Sławomir Filipek. Teraz jednego z nich, Mateusza, ksiądz przygotowuje do konkursu biblijnego. Chłopiec bierze udział w różnych konkursach. Jego teczka z dyplomami pęka w szwach. – Ale konkurs biblijny to dla mnie ważny sprawdzian – przyznaje.

Ksiądz Sławek kilka miesięcy temu obronił doktorat z historii sztuki. – Może uda mi się chłopaków zaciągnąć do muzeum… – śmieje się. Bo to wcale nie takie proste, choćby dlatego, że kalendarz ministrancki jest naprawdę bardzo napięty.

 

Uścisk dłoni prezydenta

Ministrantów z Poronina spotkać można nawet na... Wielkiej Krokwi. Michał skacze w Klubie Ewenement Zakopane, który założył Kamil Stoch. – W służbie mi to nie przeszkadza wcale. Wszystko mam dobrze poukładane – mówi. – I skoki też oddaję coraz dłuższe, nawet ponad 100 metrów.

Bartek z kolei w ministranturę „wskoczył” jako dziesięciolatek. Teraz jest studentem Uniwersytetu Rolniczego. – Zawsze kiedy wracam do domu, idę służyć – mówi. – Ministrantura to nasza rodzinna tradycja. Ta służba to szkoła charakteru. Małego ministranta uczy punktualności, lektora odpowiedniej dykcji i przede wszystkim coraz lepszego przeżywania Eucharystii.

Bywa i tak, że do liturgicznej służby ołtarza wciągnie brata siostra śpiewająca w scholi. Tak było u Antka, który do dziś czuje uścisk dłoni prezydenta Andrzeja Dudy, kiedy przyjechał do Poronina. – A dla pani prezydentowej to nawet śpiewałem i grałem po góralsku – uśmiecha się Antek.

Z ręką w gipsie

Zresztą wszyscy są dobrymi muzykantami, harcerzami i… pasterzami. Czasem jeszcze przed zbiórką czy wieczorną Mszą mają dodatkowe zajęcia, czy to gra na skrzypcach, czy nauka języków, czy szkolenia w Młodzieżowej Drużynie Pożarniczej.

Żeby służyć Panu Bogu coraz lepiej, ministranci z Poronina proszą czasem o pomoc profesjonalistów. Lekcji śpiewu na przykład udzielała im znana góralka – artystka, pani Hania Chowaniec-Rybka, ich parafianka i ciocia Andrzeja, jednego z ministrantów.

Są bardzo gorliwi. Łukasz służył nawet, kiedy rękę miał w gipsie. – Może nie umiałem pomóc we wszystkim, ale zawsze coś się dla mnie znalazło – mówi uczeń 7 klasy.

Ministranci cieszą się, że zima w tym roku przyszła szybko, bo szybciej razem spotkają się na stoku na nartach albo snowboardzie. Przyjdą też bracia Staszek i Jędrzej, którzy jako instruktorzy mistrzowie mają w snowboardzie pierwsze sukcesy.

– Zobaczymy, co przyniesie nowy rok – mówi na koniec ksiądz Sławek. – Może znów pojedziemy do Energylandii albo wyjdziemy na pobliskie tatrzańskie szlaki. U nas zawsze jest co robić. Nasi ministranci nie wiedzą, co to nuda.