Pociąg na linie

Adam Śliwa

|

MGN 12/2021

publikacja 17.01.2023 12:55

Jeden w górę, drugi w dół. Żółte wagony, bez silnika i maszynisty w środku, jadą po torach na szczyt.

Maszynista steruje oboma wagonami ze sterówki na górnej stacji Maszynista steruje oboma wagonami ze sterówki na górnej stacji
henryk przondziono /foto gość

Góra Żar to miejsce niezwykłe. Krążą opowieści, że grawitacja działa tu odwrotnie, że przedmioty i auta, zamiast w dół, toczą się w górę. W rzeczywistości to złudzenie optyczne. Realne atrakcje na szczycie góry to trasy narciarskie i rowerowe, parki zabaw i… piękny, rozległy widok. Z góry można zobaczyć najwyżej położony w Polsce zbiornik wodny, a przy dobrej pogodzie krążące jak ptaki szybowce, należące do szkoły znajdującej się u podnóża. Prawie 18 lat temu na górze Żar otwarto kolejkę szynową. Słychać dzwonek. Za 5,5 minuty stromym zboczem wjedziemy na szczyt.

Mijanka na środku

Lekkie szarpnięcie i wagonik powoli nabiera prędkości. Słychać tylko szum kół po torach. Z tyłu oddala się budynek stacji, a z przodu między torami widać grubą stalową linę sunącą po na wpół schowanych w ziemi rolkach. To ona ciągnie nasz wagonik. W pierwszym przedziale swoje miejsce ma konduktor. Dba o bezpieczeństwo pasażerów, zamyka drzwi i daje maszyniście sygnał gotowości do odjazdu. Pojazdy, jeden sunący do góry i drugi w tym samym czasie zjeżdżający w dół, sterowane są w tak zwanej sterówce górnej stacji. Jesteśmy już prawie w połowie drogi. Nagle z góry, otoczonej dziś mgłą, wyłania się drugi wagon. Jedzie wprost na nas, po tym samym torze. Po chwili jednak widać, że tor rozdziela się i dwa wagony mijają się dokładnie w środku trasy, po czym znów wracają na pojedynczy tor. Teraz na trasie przed sobą widzimy dwie liny. Jedna z naszego wagonu, druga z wagonu jadącego w dół. Pociąg powoli zwalnia i wtacza się do budynku stacji. Pora poznać jego tajemnice.

Szpula pod podłogą

W zimie, kiedy na stokach do późnych godzin wieczornych szusują narciarze, kolejka, która ich wywozi na górę, ma oświetlenie. Skąd bierze prąd? – pytam. – Wagonik ma na dachu troleje i podłączany jest do prądu – tak ładuje akumulatory – tłumaczy pan Jan Płużek, kierownik ośrodka Polskich Kolei Linowych S.A. na Górze Żar. – I stąd w czasie jazdy ma energię do zasilania oświetlenia czy sterowania. Teraz wagon stoi na stacji, więc sprawdzamy, co jest pod nim. 12 ton stali stoi na kołach. Z każdej strony innych. Po jednej stronie koła są wgłębione i stalowymi rantami obejmują szyny – to utrzymuje pociąg na swoim miejscu. Z drugiej strony stalowe koła są płaskie. – To konieczne, ponieważ w czasie mijanki pod płaskim kołem przechodzi lina drugiego wagonu – tłumaczy pan kierownik. Przy kołach widać też potężne hamulce. Kolejka ma kilka systemów hamowania. Ostatni działa odśrodkowo. Jeśli pojazd za bardzo się rozpędzi, siła odśrodkowa uruchamia mechanizm, który zatrzyma wagon. Na środku podłogi pod wagonem wzrok przykuwa wielka szpula z nawiniętą stalową liną. To jeden z jej końców. Drugi koniec jest przy drugim wagoniku. Lina okręcona jest trzy razy wokół bębna. – To sprawia, że jest odpowiednio zaciśnięta i nie przesuwa się – tłumaczy pan kierownik.

Cztery koła

Stalowa lina biegnie od bębna i znika w otworze w ścianie. Tam jest silnik – serce całej maszyny. Widać ciężką szarą pokrywę przekładni i cztery wielkie czerwone koła. Lina nie jest tu nawijana, ale odpowiednim systemem przechodzi przez wszystkie koła i znów znika w ścianie, biegnąc do drugiego wagonu. Nagle rozlega się huk. Koła zaczynają kręcić się coraz szybciej. Wagoniki ruszają. Koła obracają się, a lina z coraz większą prędkością przesuwa się, rozpędzając pojazdy do prędkości 5 metrów na sekundę, czyli 18 km/h. Największe koło, tak zwane napędowe, ma dwa rowki, w których biegnie lina. Otacza ona tak zwane koło nawojowe i dwa koła prowadzące. Cała tajemnica polega na tym, aby podczas obracania liny z odpowiednim naprężeniem biegły równolegle, z jednego wagonika w jedną stronę, a z drugiego w drugą. Pora na zjazd w dół. W sezonie zimowym czy letnim wagoniki ruszają ze stacji nawet co 5 minut. – Dla konduktora kilkadziesiąt takich przejazdów w ciągu dnia w górę i w dół to w sumie jakby wycieczka do Krakowa – śmieje się pan Jan. – Ale za to z niepowtarzalnymi widokami – dodaje. Góra Żar z nich słynie, choć dziś powitała nas tajemniczą mgłą.

Wahadłowa kolej linowo-terenowa na górze Żar

Operator: PKL S.A. Otwarcie: 2004 rok Długość trasy: 1332 m Różnica poziomów: 302 m Pojemność wagonu: 115 osób Prędkość: 5,5 m/s Czas przejazdu: 5,5 min Rozstaw szyn: 1 m

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.