Dzieci lubią się bać

Krzysztof Błażyca

publikacja 09.12.2021 16:03

Pacynki nakładane na dłoń. Kukły mocowane na kiju. Sycylijki – uproszczone marionetki. Marionetki klasyczne – najbardziej skomplikowane.

Akurat trafiliśmy na naprawę głowy renifera Akurat trafiliśmy na naprawę głowy renifera
Krzysztof Błażyca /foto gość

Nauka na klasycznych marionetkach to najtrudniejsza sztuka w teatrze lalek. – Wymaga kilku miesięcy uczenia. To dziś rzadko spotykana umiejętność – mówi pan Daniel Szymański, kierownik pracowni scenografii przy teatrze lalek Ateneum w Katowicach. – Po II wojnie światowej przez ponad 70 lat w ponad czterdziestu teatrach w Polsce tylko kilkanaście spektakli wystawiano z marionetkami. Ostatni to „Piękna i Bestia” w teatrze Arlekin w Łodzi. Pan Daniel animował marionetkę w sztuce „Kosmita”. – To spektakl o poważnych sprawach, o dziecku chorym na autyzm. Klasyczna marionetka występowała na niciach trzymetrowej długości, a aktor schowany był za dekoracją – opowiada artysta. Ruszamy z „Małym Gościem” w świat lalek katowickiej pracowni teatralnej.

Nadgryzione jabłko

– Spektakle dzielimy na lalkowe i żywoplanowe – tłumaczy pan Daniel. – W lalkowej głównym bohaterem są lalki, a aktor jest ich animatorem. Dziś więcej jest przedstawień żywoplanowych, w których aktor w kostiumie tworzy postać, a lalka czy rekwizyt są tylko dodatkiem do sztuki. Z lalką jednak dziecko nawiązuje żywszy kontakt. Wchodzi w jakiś inny, trochę magiczny świat. Mam nadzieję, że powrót do lalek nastąpi… – dodaje. Trudno nie zauważyć wielkiego kosza na śmieci. – To ze spektaklu „Tylko jeden dzień” – wyjaśnia. – To historia o przemijaniu. Bohaterką jest muszka owocówka. Ten śmietnik to cały jej dom, tu się urodziła. I nie wie, że ma tylko jeden dzień życia – opowiada. Idziemy dalej. Obok stolarni, gdzie powstają dekoracje sceny, leży ogromne nadgryzione jabłko. – Ze sztuki „Ile żab waży księżyc” – uśmiecha się pan Daniel i zwraca uwagę na lustrzane bryły leżące na stole. – A to elementy krainy lodu z „Królowej Śniegu” – mówi.

Nauczyciel plastyki

Na ścianie wiszą dłuta i inne narzędzia. W tej pracowni powstają miecze i indiańskie totemy. – Projekt dostajemy od scenografa – tłumaczy artysta. – Potem na formacie A3 malujemy wszystkie rekwizyty, dekoracje i wygląd lalek. Później dołączają opisy i zaczyna się praca warsztatowa. Stolarz robi swoje, plastyk swoje i krawcowa swoje. Scenograf nie jest pracownikiem teatru. Do „Piotrusia Pana” na przykład zatrudniony scenograf był Niemcem, a reżyser Węgrem. A w przedstawianiu „Kopciuszek” ja byłem scenografem – uśmiecha się. Zanim pan Daniel zaczął pracować dla teatrów, był nauczycielem plastyki. – W pewnym momencie stwierdziłem, że nie to chcę robić w życiu, i trafiłem do teatru – przyznaje. W korytarzu mijamy wielkie postacie anioła, Józefa i Maryi. – To z warsztatów o jasełkach dla młodzieży – wyjaśnia nasz przewodnik. – Nigdy nie wystąpiły na scenie, ale są fragmentem dekoracji naszej pracowni.

Lenin w ciężarówce

W pracowni pana Daniela na półce siedzą dwie drewniane marionetki. Chłopak i dziewczyna. To lalki pokazowe. Nie mają strojów. Ich zadaniem jest pokazywać, jak działa mechanizm marionetki. Pan Daniel pociąga za sznurki. Lalki przed nim poruszają się. Po chwili chłopak klęka na jedno kolano przed dziewczyną. Potem ona siada na stole. Trzeba odpowiednio pociągać sznurkiem – od tego zależy ruch lalki. – Marionetka klasyczna jest najtrudniejsza do animacji, ale też najciekawsza – przyznaje artysta. Ostatnio robili lalkę wysoką na dwa i pół metra. Do takiego przedmiotu potrzeba dwóch albo trzech aktorów. – Jeden jest schowany za lalką, trzyma kukłę i porusza jej głową. Inny aktor trzyma czempuryty, czyli kije do poruszania rękami i dłońmi – tłumaczy pan Daniel. – Największa lalka, jaką zrobiłem, miała pięć metrów. To była lalka Lenina. Na scenę wjeżdżała samochodem ciężarowym. Przedstawiała koszmar senny bohatera, któremu przyśnił się Lenin – śmieje się artysta. Pan Daniel robił też lalkę dyrygującego Mozarta. A najmniejsza lalka, jaką wykonał, miała zaledwie cztery centymetry. – To do tak zwanych sztuk walizkowych, gdzie całą scenografię można zmieścić w dwóch walizkach.

Upiorna maszkara

Przygotowanie rekwizytów i strojów dla lalek zajmuje około dwóch miesięcy. Zaglądamy do pracowni krawieckiej. Tu powstają kostiumy. Jest też pracownia reperacji lalek – czasem któraś wymaga naprawy. Akurat trwa praca nad głową renifera. Trzeba ją obszyć nową sztuczną skórą. Na ścianie wiszą lalki „emerytowane”. Grały 40 lat temu. Rycerz, krasnale, diabeł i… maszkara. Pan Daniel ściąga ją ze ściany. Spogląda złowrogo. Nagle… mruga oczami. Jest upiorna. – Dzieci lubią się bać – śmieje się artysta. – To tak zwana jawajka, bo robiono takie na wyspie Jawa. Potem ze ściany schodzi rycerz. – To lalka sycylijka, ma tylko cztery sznurki. Gdy chcę, żeby chodziła, obracam tym kołeczkiem – pokazuje pan Daniel. Przed oczami śmiga jeszcze zielona tancerka ustrojona w pióra. I czerwony diabeł, zbudowany na bazie sprężyn, który wywraca głupawo oczami. Ręce i nogi robi się im z drewna. Głowę z pianki poliuretanowej. Potem okleja się kilkoma warstwami papieru, szlifuje, maluje, nakłada włosy, makijaż i… czas na przedstawienie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.