Misiek Larry i kumple z zagrody

Krzysztof Błażyca

publikacja 12.07.2021 09:15

Odpowiedni wzrost, szerokie plecy i równy chód. No i charakter. Musi być potulny jak misiek.

Spotkania z alpakami  potrafią wyzwolić w ciele ludzkim hormony szczęścia Spotkania z alpakami potrafią wyzwolić w ciele ludzkim hormony szczęścia
Krzysztof Błażyca /foto gość

Już w IV wieku przed narodzeniem Chrystusa słynny grecki lekarz Hipokrates zauważył, że jazda konna pomaga łagodzić różne schorzenia. Hipoterapia, czyli terapia przy pomocy koni, była więc znana już w starożytności. W drugiej połowie XX wieku – w 1954 r. – po raz pierwszy zaczęto w ten sposób leczyć dzieci z problemami ruchowymi w Anglii. W Polsce między innymi robi to pani Urszula Jurczyk, która prowadzi ośrodek i zajęcia z animaloterapii. Terapeutami są tam konie i alpaki.

Dogadać się z koniem

Wszystko zaczęło się w dniu, kiedy do stadniny przyszła z córką. – No i zostałam – wspomina pani Ula. – Jak się raz spróbuje, to o koniach nie da się zapomnieć – przyznaje. – Ten zapach, dotyk... To tak wciąga… Najpierw prowadziła z chorymi dziećmi zajęcia jeździeckie, ale bardzo chciała je z końmi oswoić, nauczyć kontaktu, pomagać dzieciom przez pracę z tymi zwierzętami. To zachęciło ją do szkolenia z hipoterapii. – Nasze dzieci są wspaniałe – uśmiecha się serdecznie pani Ula. – Taka praca daje tyle satysfakcji, tyle szczęścia, gdy widać postęp. Ważne, by przychodziły systematycznie. Najlepiej dwa razy w tygodniu. Przy pomocy zwierząt można leczyć nie tylko niepełnosprawność ruchową, ale również umysłową. – Ważne, by dziecko „dogadało się” z koniem – mówi terapeutka. – Koń nie ocenia – dodaje. – Koń cieszy się, że ktoś przychodzi, że się nim zajmie, że wyczyści, da marchewkę, wyjdzie na spacer.

Jak na materacu

Hipoterapia jest bardzo pomocna w przeróżnych schorzeniach. Również przy wadach wzroku albo słuchu, pomaga nawet radzić sobie z emocjami. – Koń to takie wielofunkcyjne stanowisko terapeutyczne – mówi pani Ula. – Jego zad może zastępować materac. Tułów przypomina piłkę do terapii, a sięganie do uszu jest jak wspinaczka. Trzeba być bardzo skupionym i pracować mięśniami całego ciała, by na koniu utrzymać równowagę. A klikanie i cmokanie na niego to z kolei ćwiczenia aparatu mowy – wymienia pani Ula. – Uczucie zapanowania nad tak wielkim zwierzęciem daje naprawdę wielkie poczucie wiary w siebie i własnej wartości – dodaje. – A co najważniejsze, dziecko ćwicząc, nie odczuwa, że to dla niego zajęcia obowiązkowe.

Potulne miśki

Jazdę konną i hipoterapię można rozpocząć w każdym wieku. Ale nie każdy koń się do tego nadaje. – Przede wszystkim musi mieć odpowiedni wzrost, by terapeuta mógł asekurować dziecko – tłumaczy pani Ula. – Koń musi mieć szerokie plecy i równy chód. No i ważny jest jego charakter. Na przykład nasz Larry, z którym pracuję, jeśli czuje, że dziecko się przekrzywi, to od razu sam się zatrzymuje i czeka, aż dziecko poprawię. Dopiero wtedy ruszamy dalej. Do terapii nie nadaje się koń z temperamentem, który wierzga. To musi być taki potulny misiek – uśmiecha się terapeutka. Źrebaki przez trzy, cztery lata biegają po łąkach. Potem dopiero można je ujeździć. Zakłada się ogłowie, siodło i można na zwierzęciu posadzić jeźdźca. To praca na kilka miesięcy. Jeśli koń czegoś się nauczy, to zapamięta na całe życie. Ale o pewnych rzeczach trzeba mu przypominać. – Młodego konia nie bierze się do hipoterapii – tłumaczy instruktorka. – Musi to być zwierzę, które już kilka lat chodzi pod siodłem. Trzeba sprawdzić, czy pozwoli położyć się na sobie. Bo to też jedna z form terapii. – Kto może zostać hipoterapeutą? – pytam. – Nie wystarczy umieć jeździć konno i mieć zaliczony kurs – tłumaczy pani Ula. – Trzeba przede wszystkim lubić niepełnosprawnych, złapać z nimi kontakt, mieć dużo wrażliwości i cierpliwości. Bo oni wyczuwają nasze nastawienie.

Alpaki pluszaki

W ośrodku pani Urszuli Jurczyk mieszkają też alpaki. To zwierzęta pochodzące z Ameryki Południowej. Terapia z nimi jest w Polsce dość nowa. – Alpakoterapia pomaga w koncentracji, w zapamiętywaniu, ogólnie można powiedzieć, że rozwija zmysły – mówi pani terapeutka. – Na alpakach nie jeździmy. Już samo patrzenie na te urocze zwierzęta, przytulanie się do nich sprawia, że coś się w nas zmienia, że serce się raduje. Alpaki bardzo lubią dzieci i osoby starsze, dlatego pani Ula z alpakami odwiedza czasem przedszkola i domy opieki dla seniorów. – W domach opieki podchodzę ze zwierzęciem nawet do łóżka starszej osoby. A w przedszkolach bawimy się z alpakami. Dzieci na przykład rzucają kostką, a potem biorą tyle marchewek, ile oczek wypadło, i podchodzą do alpak, by je nakarmić. Dzieci nawet nie zdają sobie spawy, że to rodzaj terapii. Naukowcy twierdzą, że podczas spotkania z alpaką zmniejsza się stres, a w ciele ludzkim uwalniają się naturalne substancje przeciwbólowe i endorfiny, czyli hormony szczęścia.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.