Jezus idzie przez miasto

Krzysztof Błażyca

publikacja 20.05.2021 09:50

Ulicami Matuggi ludzie celebrują Drogę Krzyżową. Kilka godzin w nieznośnym upale. Mężczyzna przebrany za Jezusa niesie krzyż. Niektórzy go popychają, a nawet biczują.

Ojciec Marcin jako Jezus na osiołku w Niedzielę Palmową w Munyonyo Ojciec Marcin jako Jezus na osiołku w Niedzielę Palmową w Munyonyo
o. Wojtek Ulman OFMConv

Byłem bardzo ciekawy Wielkiego Tygodnia w Afryce – przyznaje ojciec Marcin Załuski, franciszkanin, misjonarz w Ugandzie. Wspomina swoje pierwsze Triduum Paschalne pod równikiem.

Ksiądz na osiołku

– Pamiętam Drogę Krzyżową po ulicach Matuggi i okolicznych dróżkach – opowiada o. Marcin. – Ludzie przez kilka godzin szli w okropnej spiekocie. Myślałem wtedy o Panu Jezusie, który pewnie też w takim upale musiał przejść swoją drogę krzyżową w Jerozolimie. Matugga to spore miasto w Ugandzie, oddalone o jakieś 20 km od stolicy Kampali. Mieszka tam 20 tys. mieszkańców. Nie wszyscy są katolikami. Ale na Drogę Krzyżową przychodzą prawie wszyscy, nie tylko katolicy. – Zaczynaliśmy w kościele anglikańskim – wspomina misjonarz. – Potem szliśmy ulicami miasta. Na czele jechało auto z głośnikami, by każdy mógł usłyszeć słowa modlitwy i rozważania. Kończyliśmy w naszym kościele, katolickim. Kilka tysięcy ludzi brało w tym udział, a młodzież odgrywała sceny męki Pana Jezusa – opowiada misjonarz. – Mężczyzna przebrany za Jezusa niósł krzyż. Niektórzy go biczowali. A przed Niedzielą Palmową zamawialiśmy osła. Ludzie stali wzdłuż drogi i z palmami w rękach witali Jezusa. Gdy kapłan zbliżał się, jadąc na osiołku, skakali z radości, tańczyli i śpiewali. Sam też kiedyś byłem Jezusem i, co ciekawe, koniecznie musiałem mieć brodę, bo ludzie uważali, że to bardzo ważny znak. Trudno utrzymać równowagę, jeszcze trzeba jak Pan Jezus błogosławić, machać do ludzi. Ale ta ich radość jest bardzo piękna – wspomina misjonarz.

Taaaka radość

Nieco inaczej było w Mun- yonyo, na obrzeżach stolicy. – Tu Droga Krzyżowa w Wielki Piątek idzie kilka kilometrów główną ulicą Salama Road (Droga Pokoju). Wokół toczy się zwyczajne życie. To robi wrażenie – mówi o. Marcin. – Pan Jezus przechodzi z krzyżem obok naszej codzienności, naszego zwyczajnego życia. Ludzie kupują warzywa, jadą taksówki, słychać klaksony i cały ten zgiełk ulicy. Przechodzimy obok szpitala, ludzie patrzą na nas przez okna… – wymienia, Piątkowa Droga Krzyżowa zaczyna się przed południem, około 11.00, i trwa do 15.00, do godziny śmierci Jezusa. Potem zaczyna się uroczysta liturgia Wielkiego Piątku. Inaczej niż w Polsce nie ma tu tak zwanej ciemnicy od wieczora Wielkiego Czwartku, gdzie wierni adorują Najświętszy Sakrament. Również zwyczaje w Wielką Sobotę są inne niż w naszym kraju, ponieważ nie błogosławi się tu pokarmów. Ale absolutnie wyjątkowa jest radość w Niedzielę Zmartwychwstania. – Te śpiewy, taniec… Takiej radości nigdy w Polsce nie widziałem – przyznaje ojciec Marcin.

Mięso i pół cukierka

W Ugandzie chrześcijaństwo jest wciąż bardzo młode. Liczy zaledwie 150 lat. – Jeszcze trochę wody w Nilu upłynie, zanim wiara się zakorzeni. W Poniedziałek Wielkanocny mamy bardzo dużo chrztów – cieszy się franciszkanin. Na koniec jeszcze pytam ojca Marcina o post w kraju, gdzie większość ludzi żyje w biedzie. – To prawda, ludzie niewiele tu mają, zwłaszcza na wsiach panuje wielka bieda – przyznaje misjonarz. – Trudno więc mówić, by nie jedli mięsa, bo oni w ogóle rzadko mają mięso. Dzieci na co dzień nie mają słodyczy, więc Wielki Post ma przede wszystkim znaczenie duchowe – tłumaczy. – Jeśli ktoś obmawia, to niech przestanie. Jeśli kłamie, niech stara się z tym walczyć. Wielki Post to też jałmużna i modlitwa. – Ugandyjczycy dużo się modlą – mówi ojciec Marcin. – I co ciekawe, choć są biedni, potrafią się dzielić. Nawet dzieci potrafią podzielić się cukierkiem na pół. Rodzice tak je wychowują, by umiały dzielić się tym, co mają. To naprawdę bardzo piękne… – podkreśla o. Marcin

Bez wentylatorów

Po drugiej stronie kontynentu afrykańskiego, w Nigrze na Saharze, Wielki Tydzień wypada w najgorętszą porę roku. – Najwyższa temperatura, jaką pamiętam w tym czasie, to było 51 stopni – wspomina ojciec Jacek Wróblewski. – Chrześcijan jest tu niewielu, a dla muzułmanów ten okres nic nie znaczy – opowiada misjonarz. – Droga Krzyżowa w Wielki Piątek zaczynała się około wpół do drugiej po południu. Żar lał się z nieba. Kolejne stacje przygotowywały czasem dzieci. Kończyliśmy w kościele. Ludzie tak bardzo chcieli przeżyć cierpienie Jezusa, że nie pozwalali włączać wentylatorów w kościele – wspomina misjonarz. Co ciekawe, w Wigilię Paschalną wieczorem chrześcijan odwiedzali sąsiedzi muzułmanie, by razem przeżywać radość świętowania Zmartwychwstania. W Niedzielę Wielkanocną po Mszy są niekończące się śpiewy przy dźwiękach bębenków… I oczywiście nie ma lanego poniedziałku – dodaje misjonarz. – Choć tu woda na ochłodę by się przydała.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.