Pociąg w pudełku

Adam Śliwa

publikacja 20.05.2021 09:49

Jedziemy pociągiem. Płoną podkłady, zwierzęta wybiegają na tory, krzyczą kibice, jest mgła, zerwana trakcja i… dwa wykolejenia. Dobrze, że to tylko symulator.

Pociąg w pudełku zdjęcia henryk przondziono/ foto gość

Kto nie marzył, by zza sterów wielkiej lokomotywy obserwować uciekające kilometry torów, mijane miasta i lasy. Dzięki nowoczesnemu symulatorowi Kolei Śląskich miałem to szczęście. Symulator nie służy jednak do zabawy, ale do szkolenia maszynistów. Proszę odsunąć się od krawędzi peronu! Odjazd!

Kabina w pudełku

Jesteśmy w niewielkim pomieszczeniu. Na ścianie wiszą ogromne ekrany, a na nich znajoma stacja w Katowicach widziana z kabiny pociągu. Obraz z góry pokazuje wszystkie tory, kolorowe znaczki, wykresy – znaczy: trafiliśmy dobrze. – To stanowisko instruktora – tłumaczy pan Ireneusz Kopczyński i podkreśla, że przede wszystkim jest czynnym maszynistą, a dopiero potem instruktorem. W pomieszczeniu obok wielki kwadrat wcale nie przypomina pociągu. Wchodzimy na stopnie, otwieramy drzwi i… to w stu procentach kabina pociągu Elf 2. – Gdybyśmy linijką zmierzyli odległości przycisków, okazałoby się, że są identyczne jak w prawdziwym pociągu. Brakuje tylko niewielkiej lodówki, w której maszyniści trzymają jedzenie – śmieje się pan Ireneusz. A to jeszcze nie wszystko. Na dworze szary styczniowy dzień, a za oknami pociągu-symulatora piękne słońce i lekki wietrzyk. Ale wystarczy jeden ruch myszką i… w nasz pociąg uderza głośny grad, po chwili ulewa z piorunami. – Maszyniści muszą radzić sobie w różnych warunkach – tłumaczy instruktor. Siadam na fotelu, który automatycznie ustawia wysokość. W prawym oknie w lusterku widzę ludzi na peronie, a przed sobą semafory i tory. Ruszamy? Nie tak szybko.

Niespodzianki na trasie

Najpierw trzeba podnieść odbierak prądu zwany pantografem, odblokować hamulce, przygotować powietrze w układzie pneumatycznym, zapalić światła, przez radio dostać zezwolenie od dyspozytora i dopiero można ruszać. Ale… nagle z głośników słychać krzyki i wystrzały. To grupa agresywnych kibiców. Walczą z policją. Na to też musi być przygotowany kolejarz. Innym razem przez interkom z części pasażerskiej pociągu słychać wołanie o pomoc. – W ten sposób sprawdzamy, jak maszynista lub kandydat na maszynistę zareaguje na takie zdarzenia – tłumaczy instruktor. Semafor zielony, prawą ręką przechylamy niewielki joystick, zwany zadajnikiem jazdy, i pociąg rusza. W prawdziwym życiu większość tras przebiega spokojnie i bez zakłóceń. Symulator ma jednak przygotować do zdarzeń niebezpiecznych i trudnych, które na trasie mogą się pojawić. Pewnie czeka nas więc sporo niespodzianek.

Pierwsza kraksa

Pociąg gładko mknie po torach. Przy rozjazdach podłoga drży jak w prawdziwym pojeździe. – Do tego właśnie służą silniki pod nami – wyjaśnia maszynista. Tymczasem na tory wpadło stado dzików. Przegania je głośny sygnał dźwiękowy. W repertuarze symulatora są jeszcze jelenie, psy, a nawet niedźwiedź. Piękna pogoda za oknem zmienia się nagle w gęstą mgłę. Trzeba mocno wytężać wzrok, żeby zobaczyć wskazania semaforów. Mimo że to tylko symulator, serce zaczyna szybciej walić ze strachu. Co kryje się we mgle? Nagle w świetle reflektorów dostrzegam autobus stojący w poprzek. Nie ma szans, nie zatrzymam pociągu. Głośny trzask, pęka szyba, podłoga przed nami gwałtownie skacze. Mocne. – W takich sytuacjach maszynista nie ma szans uniknąć zderzenia, ale ważne, co zrobi. Czy naciśnie radioalarm, by ostrzec pociąg, który może jechać z przeciwnej strony, w jaki sposób zabezpieczy swój pojazd itd. – wyjaśnia pan Ireneusz. Kilka kliknięć i pojazd ma naprawioną szybę. Za oknami tym razem pochmurno i pada drobny deszcz. Włączamy wycieraczki i ruszamy dalej. Podjeżdżając do peronu, tak jak w prawdziwym pociągu można przełączyć kamerę i precyzyjnie zatrzymać się przy krawędzi, odblokować drzwi i pozwolić wejść pasażerom. Ruszamy dalej. Prędkościomierz wskazuje 100 km na godzinę. Z prawej strony pędzi czerwona bagażówka. Włączam hamulec awaryjny. Podłoga nachyla się, ale… ogromny skład nie zatrzymuje się w miejscu. Trzask. – Przy takich prędkościach droga hamowania to ponad kilometr – przyznaje pan Kopczyński. To była bardzo pouczająca lekcja. Powinni ją zobaczyć wszyscy kierowcy i piesi przebiegający przez przejazd kolejowy w ostatniej chwili.

Pożar, kamienie i awaria

Za oknem przyjemne zielone lato, upał i słońce. W oddali widać dym. Znów ktoś wypala trawy. Suniemy dalej. Maszynista jednak powinien zwolnić i upewnić się, czy przejedzie. Brak reakcji spowodował, że kabiną zaczyna trząść. Pociąg zsuwa się z szyny – wykolejenie. – Pożar może zdeformować szynę i pociąg się wykoleja – tłumaczy maszynista. Jedziemy. Nagle pęka szyba. Co się stało? Na mijanym mostku bawiące się dzieci rzuciły kamieniami w pociąg. Niemądra zabawa. Ostatnim zdarzeniem napotkanym na trasie jest zerwana trakcja. Pociąg zahaczył o zwisające kable. Dzięki kamerze widzimy, że pantograf złamał się i zaczyna dymić. Co robić w takiej sytuacji? Maszynista wstaje z fotela, podchodzi do interaktywnej szafy z bezpiecznikami i szafy z pneumatyką. Po takiej awarii, tak jak w prawdziwym pociągu, musi wszystko uziemić, by elektryk bezpiecznie mógł wejść na dach. Uff, gotowe. Poza symulatorem na pulpicie instruktora można zobaczyć film z jazdy i statystyki, wykaz błędów, a nawet informację, czy jazda była ekonomiczna. – Niby to tylko symulator, ale po dwóch godzinach niejeden maszynista wychodził zmęczony jak po kilku godzinach pracy – przyznaje instruktor. – Każdy maszynista raz w roku musi przejść trzygodzinne szkolenie na symulatorze – dodaje. – Ma przygotowany scenariusz i rusza w trasę pełną pułapek. Popełnione błędy pozwolą uniknąć takich samych na prawdziwej trasie, gdzie są żywi ludzie, a postawienie pociągu na tory po kraksie jest trudniejsze niż kliknięcie myszką.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.