340 ton bliżej nieba

Krzysztof Błażyca

publikacja 18.02.2021 13:37

Sto dwa kręte, wąskie schody. Potem wspinaczka po szczeblach drabiny i… wow! Nad kościołem zmieściłaby się kilkupiętrowa kamienica!

 Krzyż Jerozolimski na dachu kościoła św. Doroty Krzyż Jerozolimski na dachu kościoła św. Doroty
Romuald Sołdek

W centrum Wrocławia, na Starym Mieście, od siedmiu wieków stoi piękny kościół św. Stanisława, św. Doroty i św. Wacława. Jego początki sięgają XIV wieku, kiedy to Karol IV Luksemburski, król czeski i cesarz niemiecki, na zamku w Namysłowie zawarł pokój z królem Kazimierzem Wielkim, ostatnim z dynastii Piastów. Skończyła się wojna o Śląsk, który odtąd na setki lat pozostał w granicach Królestwa Czech. – Co ciekawe, władza świecka podlegała wtedy Czechom, a biskupstwo we Wrocławiu, czyli władza kościelna, podlegało metropolii gnieźnieńskiej – przypomina historię ksiądz Andrzej Brodawka, proboszcz tej wyjątkowej parafii pod wezwaniem trojga świętych. Kościół przy wrocławskim rynku jest pamiątką tamtego pokojowego wydarzenia sprzed wieków. Działkę pod jego budowę Karol IV przekazał augustianom eremitom, zakonnikom pustelnikom. I zaczęła się ciekawa historia.

Gąsiory na szczycie

Pan kościelny zabiera lampę – wchodzimy nad kościół. Przed nami siedem pięter. Na czwarte prowadzą drewniane schody. Potem, na szczyt, można wejść już tylko po drabinach. – Czasem przy wietrze słychać, jak więźba dachowa trzeszczy i dachówki się poruszają – mówi pan kościelny, a nam drżą nieco kolana. Na kolejne poziomy wchodzimy przez wąskie otwory w drewnianych platformach. Na dachu wiele konstrukcji pamięta jeszcze XV wiek. Średniowieczny kołowrót napędzał windy, którymi transportowano poszczególne elementy na dach kościoła. Jedna z wind zachowała się do dziś. Na drewnianych słupach podtrzymujących dach pozostały też znaki – nacięcia naniesione przez średniowiecznych budowniczych. Od posadzki kościoła do sklepienia jest 26 metrów. Kolejnych 26 metrów jest do kalenicy, czyli szczytu dachu, który zamykają dachówki zwane gąsiorami. Dachówki poprzypinane są rodzajem sprężyny, co sprawia, że przy wielkich wiatrach klekoczą. – Nie zakłada się pod nimi folii. Dzięki temu śnieg może odparować. Gdyby folia była, gniłyby poprzeczne belki, na których kładzie się dachówki – tłumaczy proboszcz.

Historia filmowa

Kościół budowano około 50 lat. Nazywany jest kościołem trzech narodów. W nawiązaniu do porozumienia namysłowskiego na wschodniej ścianie widnieją trzy herby: Cesarstwa Niemieckiego, Królestwa Czech i Śląska. Również trzej patroni kościoła – czeski św. Wacław, polski św. Stanisław i św. Dorota przypominająca o niemieckich osadnikach na Śląsku – nawiązują do tego. Po augustianach kościół przejęli franciszkanie. A potem przyszedł wiek XVI i trudny czas reformacji, kiedy to likwidowano klasztory i kościoły. Wrocławski kościół oddano miastu i urządzono w nim arsenał. Na szczęście ten czas się skończył i znów wrócili do Wrocławia zakonnicy, a świątynię w kolejnych latach wciąż upiększano. Obecny ołtarz główny, wysoki na 20 metrów, z obrazem ukazującym męczeństwo św. Doroty, wzniesiono dopiero w XVIII wieku. Wtedy też ustawiono ambonę i 11 ołtarzy bocznych. W XIX wieku kościół znowu przejęło miasto. Kroniki wspominają też o pożarze, o częściowym zawaleniu murów świątyni. Pod koniec II wojny światowej natomiast, w marcu 1945 r., na kościół spadła bomba, jednak z powodu niszczycielskiej wojny nie ucierpiał zbytnio.

Widok na niebo

Dach wrocławskiego kościoła św. Stanisława, św. Doroty i św. Wacława kryją czerwone dachówki. Pośrodku ułożono ciemniejsze, które tworzą krzyż zwany jerozolimskim. Krzyż, wspominany już w XVI wieku, pod koniec XIX wieku na rozkaz władz pruskich usunięto. Podobnie przestał istnieć klasztor franciszkanów. Jakiś czas temu, pod koniec XX wieku, dach zaczęto remontować. Poprawiono więźbę dachową (drewniany szkielet), która podtrzymuje konstrukcję, wymieniono kilkadziesiąt tysięcy dachówek… – Ile jest ich w sumie? – pytam. – Trzeba by policzyć… – śmieje się ksiądz proboszcz. – Ale wiem, że całość waży 340 ton – dodaje. – Kiedy w czasie remontu nie było na kościele ani jednej dachówki, tylko gruba przezroczysta folia, można było z góry podziwiać miasto i… niebo – uśmiecha się ksiądz. Do łączenia konstrukcji dachowej nie używa się elementów metalowych, ale drewnianych kołków. – Co kilka lat trzeba je nabić drewnianym młotkiem, bo wciąż pracują, znaczy ruszają się – tłumaczy proboszcz. Konstrukcja dachu wrocławskiego kościoła w niemal 80 procentach jest oryginalna, czyli ma ponad 650 lat. To jedyna taka budowla w Polsce. Dlatego tak chętnie przyjeżdżają tu studenci wydziałów budownictwa, kiedy mają zajęcia o więźbie dachowej.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.