Kochana Hela

Agata Ślusarczyk

publikacja 20.05.2021 09:46

Piegowata buzia, gruby jak ręka warkocz i pogodne spojrzenie. Serdeczna i zawsze uśmiechnięta. Wyjątkowa niania.

Kochana Hela

Do dziś w Ostrówku, oddalonym od Warszawy o jakieś 40 km na północny wschód, zachował się dom – przedwojenna letniskowa willa, w której mieszkali państwo Aldona i Samuel Lipszycowie wraz z pięciorgiem dzieci. To tu – jako pomoc domowa i opiekunka dzieci – pracowała 19-letnia niania Helenka – przyszła święta siostra Faustyna, zanim wstąpiła do klasztoru.

Pokochaliśmy ją od razu

Dom tętnił życiem i dziecięcym śmiechem wesołej gromadki: 5-letnich bliźniaków, Marysi i Tadeusza, 3-letniej Zosi i rocznego Leopolda. Na narodzenie czekała Nina. A potem jeszcze na świat przyszły Wisna i Jadwiga. Pani Aldona, spodziewająca się dziecka, szukała kogoś do pomocy w domu i opieki przy dzieciach. Tak się złożyło, że tym czasie w Warszawie przebywała Helena Kowalska. Szukała klasztoru, do którego mogłaby wstąpić. A ponieważ nigdzie nie chciano jej przyjąć, bo jako jedno z dziesięciorga dzieci ubogich rolników była zbyt biedna, o pomoc poprosiła proboszcza parafii św. Jakuba w Warszawie, ks. Jakuba Dąbrowskiego. Ksiądz, zaprzyjaźniony z rodziną Lipszyców, znał sytuację pani Aldony, więc posłał Helenę do Ostrówka. Dołączył stosowną karteczkę z informacją, że nie zna dziewczyny, ale życzy, żeby się nadała. „I tak została naszą nianią” – wspomina pani Maria Nowicka, jedno z pięciorga dzieci, którymi opiekowała się przyszła święta. „Była dobra, życzliwa, a przy tym tak bezpośrednia i zwyczajna, że pokochaliśmy ją od razu”.

Łódki z kory i „przebieranki”

Helenka zrobiła dobre wrażenie na pani Lipszycowej. Szybko zaczęto ją traktować jak członka rodziny. Była pracowita i niezwykle pogodna. Dzieci za nią przepadały. Zabierała je na długie spacery do pobliskiego dębowego lasu, zwanego dębiną, a zimą na sanki. Wieczorami opowiadała im bajki, a w ciągu dnia wymyślała różne zabawy, na przykład „przebieranki”. Sama kiedyś jako mała dziewczynka przebrała się naprawdę. Za żebraczkę, żeby pomóc biednym. Chodziła od domu do domu i prosiła o pomoc dla ubogich. Gdy Helenka przyszła do domu Lipszyców, pani Maria Nowicka miała pięć lat. Dziś ma 102 lata i wspomina tamten czas jako szczęśliwe dzieciństwo. – Bawiliśmy się w lesie – opowiada. – Zbieraliśmy zgubione ptasie piórka, żołędzie, kwiaty. Robiliśmy łódki z kory, budowaliśmy zamki z piasku, drogi z kamieni i jarzębiny, wycinaliśmy księżniczki z kartonu i ozdabiali kolorowymi papierami i sreberkami od czekolady, a zwierzaki powstawały z żołędzi – wspomina. – Pewnie tak długo żyję dlatego, żeby opowiadać o tej wyjątkowej niani – żartuje pani Maria. – To była nasza kochana Hela, serdeczna i zawsze uśmiechnięta. Nie miała nam za złe, że czasami broimy i że jest nas tak dużo, i że przez nas mama ma kłopoty. Nam wydawało się, że Hela cieszy się, że może się z nami bawić – wspomina.

Kandydatka na dobrą żonę

Mimo wielu obowiązków Helenka zawsze znajdowała czas na modlitwę. W każdą niedzielę i święta chodziła do kościoła w Klembowie, oddalonego o 5 km, a w maju na nabożeństwa maryjne do kapliczki w sąsiedniej wsi. – Mam w pamięci taki obraz: Helenka siedzi w kuchni i modli się… – wspomina pani Maria. – Miała taką małą książeczkę, z której się modliła, a kiedy odmawiała Różaniec, mama prosiła, żebyśmy się ciszej bawili. Często przy pracy śpiewała pieśni religijne, najczęściej nuciła „Jezusa ukrytego mam w Sakramencie czcić”. Bardzo lubiliśmy jej śpiew – dodaje pani Maria. Helenka bardzo sumiennie i dokładnie wykonywała swoje obowiązki jako pomoc domowa. W kuchni zawsze było czysto i panował porządek. Pani Aldona Lipszyc widziała w niej kandydatkę na dobrą żonę, która założy rodzinę i dobrze wychowa dzieci. Hela – jak nazywała Helenkę pani Aldona – czuła jednak, że ma serce tak wielkie, że nie zaspokoi go żadna ludzka miłość, tylko sam Bóg. „Poznałam, jak bardzo mnie Bóg miłuje. Było to w czasie nieszporów, w prostych słowach, które płynęły z serca, złożyłam Bogu ślub wieczystej czystości. Od tej chwili czułam większą zażyłość z Bogiem. Od  tej chwili uczyniłam  celkę w sercu swoim, gdzie  zawsze przestawałam z Jezusem” – opisywała po latach najważniejsze wydarzenie z pobytu w Ostrówku.

Uśmiecha się z nieba

Kiedy Helenka uzbierała potrzebny posag, wstąpiła do klasztoru przy ul. Żytniej w Warszawie, do Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia. Rozpoczęła życie, jakiego od dawna najbardziej pragnęła. Lipszycom trudno było się z nią rozstać. – Była taka szlachetna, wrażliwa i dobra, prostolinijna i bez miary ofiarna – wspomina pani Maria Nowicka. – Tacy są święci… – dodaje. Helena nie zapomniała o Ostrówku i jego mieszkańcach. – Podobno odchodząc, obiecała, że będzie się za nas modlić – wspomina jej wychowanka, pani Maria. – Wierzę, że tak było, bo wszyscy przeżyliśmy wojnę. Niektórzy zostali uratowani z naprawdę niezwykle groźnych opresji. Letniskową willę państwa Lipszyców odkupiła kuria warszawko-praska i dziesięć lat temu, w 2011 r., utworzono tam wyjątkowe miejsce: Dom św. Faustyny, z myślą przede wszystkim o młodzieży szukającej swojej drogi życiowej. Domem opiekują się siostry Jezusa Miłosiernego, należące do zgromadzenia, które założył spowiednik siostry Faustyny, bł. ks. Michał Sopoćko. Pielgrzymi proszą tu przez wstawiennictwo świętej o potrzebne łaski, o powrót do zdrowia, o uratowanie małżeństwa czy poczęcie dziecka. – Chciałam podziękować siostrze Faustynie, że przekazała nam Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Byłam uzależniona od kart tarota, ta modlitwa mnie ocaliła – mówi wzruszona Anna Wielogórska, która kilka lat temu przyszła do Ostrówka z Warszawy.

Taka normalna dziewczyna

Z czasem obok zabytkowego domu wybudowano Dom Pielgrzyma im. św. Siostry Faustyny i kaplicę pod wezwaniem Miłosierdzia Bożego, dziś sanktuarium św. Faustyny diecezji warszawsko-praskiej. Codziennie o 15.00 odmawiana jest tu Koronka do Bożego Miłosierdzia. Po domu oprowadzają siostry ze Zgromadzenia Jezusa Miłosiernego, proponując odwiedzającym prawdziwą podróż w czasie. Z powodu pandemii dom jest teraz zamknięty, ale warto wiedzieć, co można tu zobaczyć, gdy znowu wszystko wróci do normy. Na parterowej werandzie jest oratorium. Tutaj można przysiąść na chwilę przy relikwiach świętej. Z obrazu spoglądają Jezus Miłosierny i 19-letnia Helena. – Kiedy zobaczyłam jej uśmiech, jej włosy, jej ubranie, pomyślałam: „Taka normalna dziewczyna świętą… to coś dla mnie” – przyznaje Andżelina Majewska, która kilka lat temu odwiedziła to miejsce. Na parterze – kuchnia, salon, pokój, sypialnia i dwie werandy. Na piętrze trzy pokoje. Z dawnych lat zachowały się tylko kaflowe piece, zdjęcia rodziny Lipszyców i portrety dzieci, którymi opiekowała się przyszła święta. Reszta to eksponaty tworzące przedwojenny klimat. Przechadzając się po kolejnych pomieszczeniach warto uruchomić wyobraźnię, by w kuchni zobaczyć Helenę rozpalającą ogień w kaflowym piecu, a potem szorującą ciężkie garnki, patelnie i na koniec drewniane podłogi. Niewielki pokój na piętrze był prawdopodobnie jej „królestwem”. Mieści się w nim zaledwie łóżko z siennikiem wypchanym słomą i nocny stolik. Na poddaszu obok – toaletka, czyli drewniany stojak na miskę i dzbanek z wodą. To była pewnie „łazienka”. Obok dwa pokoje dzieci. Na balkonie stoją jeszcze stare sanki, dziecinne łóżeczko i zabawki. Jeśli wysilimy wyobraźnię, zobaczymy dzieci Lipszyców biegające po domu, a nawet usłyszymy ich gwar i głośny śmiech. Zobaczymy też „kochaną Helę”. Przyszłą świętą.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.