Mam w sobie coś z dziecka

Rozmawiała Agata Puścikowska

publikacja 20.05.2021 09:45

Rozmowa z Justyną Bednarek, pisarką, o okręcie w łóżku rodziców, ukochanej Cesi i skarpetce znalezionej na chodniku.

Mam w sobie coś z dziecka Julita Delbar /Klitka Atelier

Agata Puścikowska: Pisałaś książeczki, gdy byłaś mała? Chciałaś już wtedy zostać pisarką?

Justyna Bednarek: Tak. Kiedy pytano mnie: „A kim ty, dziecko, będziesz, gdy dorośniesz?” – odpowiadałam, że albo żoną zbója (w telewizji leciał wtedy „Janosik”…), albo właśnie pisarką. Wszystko dlatego, że mój tata był cudownym bajarzem. Opowiadał mi bajki i czytał. Uwielbiałam tatę i uwielbiałam te chwile bliskości i fantazji. Dziś uważam, że tata „wyhodował” we mnie pisarkę, podsuwając książki i wymyślając zabawy angażujące wyobraźnię. Na przykład w niedzielę rano pakowaliśmy się z bratem rodzicom do łóżka i bawiliśmy się w „okręt Wilk”. Łóżko było okrętem, tata – kapitanem, brat – majtkiem, a ja – bosmanem. Tata prosił: „Wdrap się na maszt, bosmanie, i zobacz, co tam majaczy na horyzoncie”. Musiałam wymyślić, co widzę, i na podstawie tego tata tworzył bajkę, w której wszyscy braliśmy udział.

Pamiętasz swój pierwszy napisany tekst?

Gdy miałam 6 lat, ułożyłam taki wierszyk: „Powiedziała żaba żabie:/ Nie chcę dziś się kąpać w stawie./ Ja też nie chcę – druga rzecze./ Wolę dziś się kąpać w rzece./ Ja też wolę – rzekła pierwsza/ no i koniec mego wiersza!”. Znalazłam tę rymowankę ostatnio w szpargałach mojej mamy, napisaną wielkimi, drukowanymi kulfonami.

Jakie cechy charakteru powinien mieć pisarz dziecięcy?

Słowo „powinien” jakoś mi tu nie pasuje. Chyba nie ma tu żadnej „powinności”. Warto, by był prawdziwy, nie ściemniał, chciał uczciwie pisać o tym, co widzi i co czuje. Dokładnie tak samo rzecz ma się z pisarzami dla dorosłych. Z drugiej strony wiem, że większość moich znajomych pisarzy dla niedorosłych (w tym i ja) ma w sobie coś z dziecka. Pewną skłonność do zabawy, do wygłupów i do fantazjowania. Taką wewnętrzną wolność.

Skąd bierzesz pomysły?

Z życia. I szczególnie ich nie szukam, bo przychodzą do mnie same. Zobaczę coś i bach! Opowieść o skarpetach zaczęła się od tego, że zobaczyłam na chodniku taką samą skarpetkę jak ta, która poprzedniego dnia zginęła mi w praniu. Pan Kardan z książki „Pan Kardan i przygoda z vetustasem” to mój sąsiad, pan Miller. Pan Stanisław, który odlatuje, to przetworzona historia o odchodzeniu z tego świata – gdy ją pisałam, od paru tygodni byłam wdową. Babcocha to moja nianiusia, kuny buszujące w ogródku sąsiada oglądałam przez okno, a historia „O srebrnej łyżce” naprawdę opowiada o łyżce, którą mnie karmiono w dzieciństwie. Jak mówił mój tata, każda rzecz na świecie może być zaczątkiem wiersza.

Co jest trudniejsze: pisanie dla dzieci czy dla dorosłych?

Ja bym inaczej postawiła tę granicę. Nie widzę różnicy w poziomie trudności między pisaniem dla dzieci i dla dorosłych. Robię to w ten sam sposób, choć oczywiście dla dzieci piszę prościej, używam nieco innego języka, operuję nieco innymi obrazami, bo szanuję mojego czytelnika. Dziecko nie z każdym obrazem sobie poradzi. Ale to nie jest wielka trudność. Przynajmniej dla mnie. Natomiast widzę różnicę, jeśli chodzi o pisanie na zamówienie i pisanie z siebie, z serca i duszy. Tam, gdzie mogę realizować siebie, idzie mi o wiele łatwiej. Kiedy muszę się trzymać pewnych ram, jest dużo trudniej. I dlatego pisanie powieści dla dorosłych (wraz z Jagną Kaczanowską) było dla mnie trudniejsze. Musiałam brać pod uwagę części wymyślone przez Jagnę. W literaturze dziecięcej można szaleć z wyobraźnią. A ja to uwielbiam.

Masz ulubioną postać ze swoich książek?

Najulubieńsza jest Babcocha. Włożyłam w nią cechy śp. Cecylii Kot, pochowanej w Dydni na Podkarpaciu, niedaleko Końskiego i Krzywego – mojej nianiusi, pomocy domowej mojej babci. Cesia była wcieloną wiarą, nadzieją i miłością. Ukochanym członkiem rodziny. Połatała różne emocjonalne dziury, których było kilka w naszym rodzinnym życiu. Obdarzyła nas wszystkich ciepłem, bo na przykład moja babcia – choć ukochana, cudowna – była jednak wielką damą, a damy nie zawsze są dostępne. Do Cecylki wiodła krótka ścieżka emocjonalna. Lubię też wrony i jamniki, co łatwo zgadnąć, czytając moje książki. W każdej jest jakaś wrona, gawron albo kruk. A i jamników zdarzyło się kilka. Twoje książki o skarpetach podbiły świat. Są tłumaczone na wiele języków, na ich podstawie tworzone są przedstawienia teatralne. Dlaczego dzieciaki, ale i dorośli, je kochają? Może dlatego, że każdemu giną skarpetki? Taka zaginiona skarpetka jest bohaterem bliskim każdemu (małemu i dużemu) człowiekowi. Nie wiem, czy słyszałaś o tym, że Brytyjczycy sporządzili listę stu największych zagadek trapiących ludzkość od niepamiętnych czasów. Na pierwszym miejscu znajduje się pytanie: „Jak to się dzieje, że wkładamy do pralki dwie skarpetki, a wyjmujemy jedną?”. A ponieważ problem jest powszechny, to każdy zaczyna kombinować: „Jakaż to historia wydarzyła się mojej skarpecie? Dokąd poszła? Kim została?”. I tak czytelnicy dają się wciągać w zabawę.

  • Justyna Bednarek

Z wykształcenia romanistka, pisarka. Napisała ponad 50 książek, w tym „Niesamowite przygody dziesięciu skarpetek”, które włączono do kanonu lektur szkolnych, „Pięć sprytnych kun”, „Babcocha” czy też serię o Dusi i Psinku-Świnku. Za swoje książki dostała wiele nagród literackich (m.in. Warszawską Nagrodę Literacką, nagrodę Empiku Przecinek i Kropka, tytuł Książki Roku Polskiej Sekcji Ibby, wpis na europejską listę White Ravens czy też Nagrodę Literacką im. Kornela Makuszyńskiego). Zanim spełniła swoje marzenie o pisaniu bajek, przez wiele lat pracowała jako dziennikarka. Mieszka w Warszawie, ma troje dzieci, trzy psy, kota, dwie kury i dwa kaczory biegusy.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.