Niezłe bystrzaki

ks. Rafał Skitek /Radio eM

publikacja 20.05.2021 09:44

Każdy zna nawet cztery języki. Ministrantami są niemal wszyscy. Wszyscy czują się w parafii ważni i potrzebni. Najstarszy ministrant ma… 84 lata.

Chłopcy z Naddniestrza to najliczniejsza grupa biorąca udział w rekolekcjach ministranckich Chłopcy z Naddniestrza to najliczniejsza grupa biorąca udział w rekolekcjach ministranckich
Archiwum prywatne ks. Krzysztofa Płonki

Wciśnięta pomiędzy Rumunię i Ukrainę Mołdawia, jeden z najbiedniejszych krajów Europy, liczy zaledwie 3,5 miliona mieszkańców. Wielu przyznaje się do polskich korzeni, zwłaszcza w Naddniestru, Słobodzie-Raszkowie i Kiszyniowie – stolicy kraju. To tak zwane polskie wioski. Katolicy są tu w zdecydowanej mniejszości. Ministrantów również jest niewielu.

Tylko w niedzielę

Jeszcze jakieś 30 lat temu w Mołdawii było ok. 15 tysięcy katolików. To mniej więcej tyle, ile w Polsce liczy jedna parafia w dużym mieście, na przykład w Warszawie. Dzisiaj katolików w Mołdawii jest jeszcze mniej – zaledwie 3 tysiące. Wielu mieszkańców opuściło ten kraj w poszukiwaniu lepszego życia. W Mołdawii działa zaledwie 25 parafii katolickich. Do najliczniejszej, w Kiszyniowie – stolicy Mołdawii, należy 300 osób. Druga co do wielkości wspólnota znajduje się w Bielcach. To miasto nazywane jest często „północną stolicą” kraju. Tam katolików jest 250. Aż 20 parafii w tym kraju nie liczy nawet 100 osób.  Księży jest ponad 20 i reprezentują różne narodowości. Wśród nich, oprócz księży diecezjalnych, są zakonnicy, salezjanie i sercanie. Od 11 lat pracuje tu ks. Krzysztof Płonka. Obecnie w dwóch parafiach. Wspólnota w Ungheni liczy zaledwie 16 osób, a w drugiej wsi – 7. W sumie 23 wiernych. Ksiądz codziennie sam odprawia Mszę Świętą. – Wierni w tygodniu do kościoła raczej nie przychodzą – mówi ks. Krzysztof. – Jakoś nie mają tego we krwi – dodaje. – A może jeszcze nie udało mi się ich przekonać... – zastanawia się. Czasem do kaplicy św. Jana Pawła II w dni powszednie przychodzą dwie starsze osoby. A właściwie ksiądz przywozi parafian do kościoła, a po Mszy odwozi do domu.

Z księdzem do lekarza

W Mołdawii kapłan zajmuje się chyba wszystkim. – Często ludziom trzeba po prostu pomóc – tłumaczy ksiądz Krzysztof. – Kogoś zawieźć do lekarza, innemu pomóc w zakupach. Komuś pomóc w dotarciu do kościoła. Te proste czynności są okazją do ewangelizacji – dodaje. Księża muszą znać kilka języków. – W kaplicy św. Jana Pawła II na przykład niedzielne Msze odprawiamy po rumuńsku – opowiada ksiądz. – W tygodniu zwykle po rosyjsku. Ale to nie jest reguła. Wszystko zależy od tego, kto akurat jest na Mszy i jakim językiem się posługuje – wyjaśnia. – Staramy się jakoś dopasować. Mimo że katolików w Mołdawii jest niewielu, są bardzo zaangażowani w życie parafialne. Najstarszy ministrant w parafii ks. Krzysztofa ma… 84 lata. To chyba najstarszy ministrant w całej Mołdawii. – Kto wie, czy nie w całej Europie? – uśmiecha się ksiądz. – To on jest odpowiedzialny za otwarcie kościoła i przygotowanie liturgii. Regularnie służy do Mszy, przygotowuje ołtarz, dzwoni dzwonkami. 

Ministranci i adorantki

Do wspólnoty ministranckiej należą niemal wszyscy chłopcy i… dziewczyny. Ministrantki to tutaj tak zwane adorantki. – Bardzo chętnie wstępują do grona ministrantów i adorantek – przyznaje ks. Krzysztof. – Trochę nie mają wyjścia – uśmiecha się. – Bo u nas każdy powinien przejść formację ministrancką. Dzięki temu każdy z nich czuje się w parafii ważny i potrzebny – przekonuje ksiądz. – To prawda – wtrąca Stanisław, były ministrant z Kiszyniowa. – To inwestycja na całe życie. Na zbiórkach, poza poznawaniem liturgii i czytaniem Pisma Świętego, dużo rozmawialiśmy, ale przede wszystkim uczyliśmy się odpowiedzialności za siebie nawzajem. Po latach widzę, jak wiele mi to dało. Ponadto jako ministranci staraliśmy się być gorliwi. Bo jak do czegoś się człowiek zobowiąże, to słowa musi dotrzymać, prawda? – pyta retorycznie. Dziś Stanisław ma trzech synów. – Jest fantastycznym ojcem – przyznaje ks. Krzysztof.

Konkurs na modlitwę

Całkiem sporą grupę ministrantów spotkać można w Naddniestrzu, a dokładnie w Naddniestrzańskiej Republice Mołdawskiej. To tereny na lewym brzegu Dniestru i w prawobrzeżnym mieście Bendera. Tu mieszka wielu Polaków, a posługują im zakonnicy – sercanie. W Naddniestrzu każda babcia pochodząca z Polski musi obowiązkowo nauczyć wnuka modlitw w języku polskim. – A potem babcie organizują konkursy, czyj wnuk najlepiej odmówił „Ojcze nasz” – uśmiecha się ks. Krzysztof.

Tylko nie psalmy

Ze zbiórkami ministranckimi jest różnie. Wszystko zależy od księdza. Polscy księża robią, co mogą, by zapewnić ministrantom odpowiednią formację. – Po przyjeździe do Mołdawii zaproponowałem organizowanie dla nich rekolekcji – wspomina ks. Krzysztof. – Miejscowi księża nie mogli tego zrozumieć. Dopiero po czasie przekonali się, że to nie jakieś półkolonie, ale czas modlitwy, formacji liturgicznej i rozważania słowa Bożego. Teraz od kilku już lat pomagają nam klerycy z seminarium w Katowicach. W takich rekolekcjach w stolicy kraju bierze udział ok. 25 ministrantów. Najwięcej przyjeżdża ich z Naddniestrza. Swoje rekolekcje z siostrami zakonnymi mają też adorantki. Ministranci służą zwykle w komeżce lub sutance i komeżce. Starsi zakładają alby. – Nie mogę ich tylko nakłonić do śpiewania psalmów – ubolewa duchowny.

Język obcy nieobcy

Czego polscy ministranci mogliby się nauczyć od ich rówieśników z Mołdawii? – pytam ks. Krzysztofa. – To na serio niezłe „bystrzaki”, zwłaszcza w nauce języków obcych – odpowiada bez wahania. – Każdy z nich zna minimum dwa języki. Czasem nawet cztery. Przede wszystkim rosyjski i rumuński, często też angielski i polski. To efekt dorastania w wielojęzycznym środowisku. Liturgia sprawowana jest w Mołdawii w kilku językach, także po polsku. Latem, gdy biorą udział w rekolekcjach ministranckich, klerycy mówią do nich po polsku. „Bystrzaki” od razu łapią polskie słówka. Panowie Ministranci! Przybliżając wam co miesiąc różne miejsca posługi ministrantów, przekonuję się przynajmniej o dwóch rzeczach. Po pierwsze, że język polski rozbrzmiewa niemal na całym świecie. Po drugie, że od ministrantów świata zawsze możemy się czegoś nowego nauczyć. Bo „bystrzaki” są nie tylko w Mołdawii.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.