Chłopiec na posyłki Pana Boga

Piotr Kordyasz

publikacja 20.05.2021 09:42

Umierający kard. Hlond dyktował list. Prosił papieża, by jego następcą został biskup lubelski.

Prymas Wyszyński i Maria Okońska, współpracowniczka kardynała, w Czarnym Gabinecie Prymas Wyszyński i Maria Okońska, współpracowniczka kardynała, w Czarnym Gabinecie
INSTYTUT PRYMASOWSKI

Śmierć prymasa Polski kard. Augusta Hlonda 22 października 1948 roku tak poruszyła biskupa lubelskiego ks. Stefana Wyszyńskiego, że na jakiś czas – jak opowiadali jego współpracownicy – stracił właściwą sobie równowagę duchową i spokój. Nie wiedział, że umierający kardynał prosił papieża Piusa XII, by mianował go jego następcą: arcybiskupem gnieźnieńskim i warszawskim i prymasem Polski. Gniezno i Warszawa to kolejne ważne miejsca związane z kard. Wyszyńskim, Prymasem Tysiąclecia.

„Wyrok” papieża

Biskup Wyszyński bał się tego mianowania. Miał dopiero 47 lat. Był najmłodszym biskupem w polskim episkopacie, a do tego był słabego zdrowia. Myślał, że nie da rady. Na dodatek sytuacja w kraju była bardzo trudna. Minęły dopiero trzy lata od zakończenia strasznej wojny. Ktoś policzył, że nowe obowiązki odpowiadałyby dziś obowiązkom sześciu biskupów. „Biskup lubelski był przeraźliwie smutny” – opowiadali świadkowie tamtych chwil. Podobno prosił kard. Sapiehę, aby jeśli to możliwe, papież cofnął ten straszny dla niego „wyrok”, bo nowe obowiązki przerastają jego możliwości. Gdy jednak zdał sobie sprawę, że po raz pierwszy w życiu odmówiłby czegoś Panu Bogu i Ojcu Świętemu, zdecydował przyjąć zadanie. „Jestem tylko Bożym chłopcem na posyłki” – uznał. Dopiero wtedy do jego serca na nowo wrócił pokój.

Złamany pastorał

Podczas pożegnalnego nabożeństwa w katedrze lubelskiej bp Wyszyński, głosząc kazanie, jak zwykle opierał się na pastorale, gdy nagle poczuł, że pastorał się chwieje. Jako że zazwyczaj laski pasterskie są rozkładane, by łatwiej było je przewozić, podał go księdzu kanclerzowi, prosząc: „Skręć go”. „Nie da się skręcić” – szepnął po chwili kanclerz. „Pastorał jest złamany!”. Dla bp. Wyszyńskiego niespodziewane zniszczenie pastorału było znakiem – wyraźnym potwierdzeniem woli Bożej, że to koniec pasterskiej służby na ziemi lubelskiej, bo biskup może używać pastorału tylko na terenie swojej diecezji. Do Warszawy przybył 31 stycznia 1949 roku. Przywiózł niewiele. Rzeczy osobiste, trochę książek. Nie wziął tego, co dostał jako biskup. „Byłem (…) zdania, że to dary dla »Biskupa Lubelskiego«, a już rzeczą przypadku jest, że ten biskup nazywał się »Stefan Wyszyński«. Nie chciałem niczego ze sobą zabierać. Było mi dobrze z tym postanowieniem” – zapisał po latach.

Pułapka na drodze

Komunistyczna władza nie była zachwycona decyzją papieża. Próbowano przeszkodzić uroczystościom w katedrze gnieźnieńskiej. W drodze z Warszawy do Gniezna milicja często zatrzymywała auto do kontroli. W Trzemesznie, gdzie kardynał zatrzymał się na nocleg, wyłączono prąd. Mieszkańcy na znak wsparcia postawili w oknach zapalone świeczki, co bardzo wzruszyło biskupa. Odwołano też kilka pociągów do Gniezna, by jak najmniej ludzi uczestniczyło w uroczystości. W drodze powrotnej do Warszawy funkcjonariusze UB (Urzędu Bezpieczeństwa) zaplanowali zamach. „Dowiedziałem się, że samochód jednej z gnieźnieńskich firm, który podążał za nami do Wrześni, chcąc zobaczyć powitanie prymasa po uroczystości wpadł na linę stalową rozciągniętą na wysokości kierownicy między dwoma drzewami. Na szczęście w pułapkę złapał się samochód ciężarowy i nikomu nic się nie stało” – zapisał potem prymas Wyszyński. Prymasowskie ślady w Warszawie rozpoczynają się w kościele św. Anny. To stąd wyruszyła procesja do tzw. kościoła seminaryjnego na Krakowskim Przedmieściu, a nie do katedry św. Jana, bardzo zniszczonej po wojnie. „Cała stolica wyległa na powitanie. Ruiny spalonych domów oblepione były ludźmi, zwłaszcza młodzieżą” – wspominała Maria Okońska, współpracująca z Prymasem Tysiąclecia.

Aresztowanie w pałacu

„Od dziś zaczyna się moja droga przez Warszawę. Znam ją dobrze; jestem z nią związany tak blisko!” – zapisał prymas Wyszyński. „Muszę pokochać Warszawę i oddać jej swe siły i życie”. Z kościoła poseminaryjnego idziemy do domu arcybiskupiego przy ul. Miodowej. Dzisiaj gospodarzem jest tu kard. Kazimierz Nycz. Oprowadza nas brat Zbigniew ze Zgromadzenia Braci Serca Jezusowego. Z holu wchodzimy do niewielkiej sali, zwanej Papieską. Stąd można wyjść na niewielką werandę i ogród. Tędy wtargnęli funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa w 1953 roku, by aresztować prymasa. – Z ogrodu, prowadzony przez grupę ludzi, wszedł do Sali Papieskiej bp Baraniak – opowiadam Stasiowi, naszemu fotografowi, Małgosi, Uli i Asi. – Ci panowie, powiedział biskup, chcieli strzelać. Szkoda, odpowiedział prymas, wiedzielibyśmy, że to napad, a tak to nie wiemy, co sądzić o tym nocnym najściu. W tym pomieszczeniu odczytano prymasowi pismo o aresztowaniu.

Czarny Gabinet

Z Sali Tronowej idziemy na piętro. W holu po lewej stronie widać przeszklone drzwi prowadzące na długi balkon. Stąd Prymas Tysiąclecia uwolniony z kilkuletniego więzienia błogosławił warszawiaków. Naprzeciwko balkonu znajduje się kaplica. Prezbiterium zdobią trzy witraże wstawione na polecenie prymasa Wyszyńskiego. Nawiązują do dwóch diecezji, dla których był arcybiskupem. Pierwszy przedstawia św. Wojciecha, patrona Polski. Na trzecim jest św. Jan Chrzciciel, patron katedry warszawskiej. Środkowy witraż to scena wniebowzięcia Matki Bożej. Maryja jest w stroju łowickim (Łowicz leży w połowie drogi między Warszawą a Gnieznem – kiedyś należał do diecezji warszawskiej). Z kaplicy idziemy do tzw. Czarnego Gabinetu, pracowni kard. Wyszyńskiego. To tu m.in. ks. Karola Wojtyłę, późniejszego papieża Jana Pawła II, wezwał prymas ze spływu kajakowego z młodzieżą i odczytał mu dokument, że przez papieża został mianowany biskupem pomocniczym diecezji krakowskiej. Na koniec brat Zbigniew prowadzi nas do ogrodu. Stoi tam figura Matki Bożej, zaprojektowana przez prymasa, gdy ogłoszono, że jest Matką Kościoła. Naszą wędrówkę po warszawskich śladach prymasa Wyszyńskiego kończymy na Starym Mieście, w katedrze św. Jana Chrzciciela. Prymas osobiście doglądał prac, gdy po zniszczeniach wojennych podnoszono ją z ruin. Szkoda, że nie ma już ambony, z której nauczał. Będąc w Warszawie, koniecznie musicie tu wstąpić. Tu spoczywają dwaj wielcy prymasi Polski, słudzy Boży, kard. August Hlond i kard. Stefan Wyszyński.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.