Blisko żłóbka i człowieka

Piotr Kordyasz

publikacja 20.05.2021 09:41

Do wiklinowego koszyka mama Julianna pakowała potrawy ze świątecznego stołu, a Stefek z tatą zanosili je samotnemu staruszkowi.

Blisko żłóbka i człowieka instytut prymasowski

Starszy pan mieszkał daleko przy lesie, na końcu wsi. Szli długo. W koszyku był też opłatek. Przełamali się nim z samotnym człowiekiem, złożyli życzenia, porozmawiali i już przy blasku księżyca wracali. Takie wspomnienie świąt Bożego Narodzenia w domu rodzinnym utkwiło w pamięci prymasa Stefana Wyszyńskiego. Kolejne wigilie, zapamiętane szczególnie, to te spędzone w więzieniu, z dala od najbliższych. Jak je przeżywał? Opisał wszystko w „Zapiskach więziennych”.

Dzieciątko w pudełku

Spędzał je w towarzystwie siostry Leonii Graczyk i ks. Stanisława Skorodeckiego, dwójki współwięźniów. Prymas zauważył, że nie tylko on tęsknił za bliskimi. Strażnicy byli w tym dniu szczególnie poważni i smutni. A oni, trójka więźniów, starali się być radośni, świętować Boże Narodzenie. „U nas (…) panuje spokój, pogoda i radość” – zapisał prymas. „(…) żłóbek był już przygotowany w kaplicy, ale niestety brakowało Dzieciątka Jezus”. Prymas nie wiedział, że jego bliska współpracowniczka Maria Okońska próbowała „poruszyć niebo i ziemię”, by uwięzionemu prymasowi przysłać figurkę Dzieciątka Jezus. Wiedziała, że to na pewno jego wielkie pragnienie. Pomysł wydawał się niemożliwy do zrealizowania, a jednak… udało się. Kardynał zapisał: „Oto nagle, po południu przyszedł komendant. »Przepraszam, paczuszka przyszła, zdaje się od panny Okońskiej«. (…) Wyszedł, zostawiwszy na stole małe pudełko, odpakowane. Wiedziałem, co jest wewnątrz. To żłóbek dla naszej kaplicy. Miałem dziwne przeczucie, że Dzieciątko Boże trafi do nas jakąś drogą”. Do przesyłki Maria Okońska dołączyła obrazek z dopiskiem: „Od dzieci”, by więziony prymas wiedział, że ona i inne dziewczęta z grupy, z której potem powstał tzw. Instytut Prymasowski, pamiętają o swoim ojcu, jak go nazywały, i modlą się za niego.

Więzienne wigilie

Uwięziony prymas dwa razy zasiadał z ks. Stanisławem i siostrą Leonią do stołu wigilijnego. W drugim roku zapisał tak: „(…) wieczór wigilijny miał ten sam charakter co w roku ubiegłym. Jednakże w tym roku dostaliśmy drzewko, które ksiądz ubrał własnymi środkami i sposobami. Wieczerza wigilijna też była bardziej zbliżona do tradycyjnych, domowych zwyczajów. (…) Jest nam bardzo dobrze w tej ubożuchnej kapliczce, bez jednego kwiatka, z dymiącymi, lichymi świecami, wobec Chrystusa, który chciał być z nami w tym dniu, »w gospodzie za miastem«. Postanowiliśmy sobie, że obydwa dni świąteczne spędzimy razem, od wczesnego ranka do wieczora. (…) Nikt nie może się czuć samotny (…). Bóg nas skazał na siebie i musimy sobie wzajemnie pomagać. Dajemy też sobie zobowiązanie: że będziemy się modlić wzajemnie za naszych Rodziców i Rodzeństwo, aby rozpędzić chmury smutku, które mogłyby ich ogarnąć. Zawieszamy jutro wszystkie zwykłe prace (…)”. Razem modlili się długo za wszystkich. Za Kościół i za Polskę, i za bliskich, którzy pewnie martwili się o nich. „Ostatnia modlitwa – za naszych Dozorców, zwłaszcza za tych, co teraz siedzą na korytarzach, i za żołnierzy, stojących wokół w śniegu, wśród lasu, na posterunkach. Wiemy, że tym ludziom musi być najboleśniej i najciężej” – zapisał prymas. „O godz. 2.30 piętro nasze pogrążyło się w ciemnościach. (…) Ufamy, że Bóg nie żałuje, że nas zatrzymał na święta w więzieniu. I my też nie żałujemy, że chciał dla nas więzienia i na te święta...”.

Ostatnie święta

Po uwolnieniu czas świąteczny był dla prymasa niezwykle pracowity. Spotkania opłatkowe trwały do ostatnich dni stycznia. Spotykał się z biskupami, profesorami, ambasadorami, księżmi, zakonnikami, klerykami. Przyjmował też młodzież i rodziny z dziećmi. Cieszył się tymi spotkaniami. Z każdym przełamywał się opłatkiem, każdego starał się zauważyć, a grupy liczyły nieraz ponad dwieście osób. – Pamiętam ostatnie święta Bożego Narodzenia – wspomina jedna z osób pracujących wtedy w Sekretariacie Prymasa Polski. – Miałam wrażenie, jakby kardynał chciał się spotkać i pożegnać z każdym ze swojej diecezji, dosłownie z całą Warszawą. Spotkania opłatkowe rozpoczął już kilka dni przed świętami. W Wigilię późnym popołudniem pojechał na opłatek do Instytutu Prymasowskiego i tam został na wieczerzy. – Pamiętam, że konferencję o Bożym Narodzeniu wygłosił, siedząc na stopniach ołtarza, przy żłóbku – wspomina jedna z członkiń instytutu. W dzień Bożego Narodzenia zawsze odwiedzał księży emerytów. Był to ważny punkt na świątecznej mapie jego spotkań.

Boże Narodzenie w domu biskupa

W jadalni domu arcybiskupiego stała zwykle duża choinka. Do stołu wigilijnego siadano w gronie tych, z którymi na co dzień prymas pracował. Byli jego sekretarze, współpracowniczki z instytutu, kierowca pan Stanisław, stróż pan Cabanek i bracia zakonni ze zgromadzenia Serca Jezusowego, pracujący przy furcie i w ogrodzie. Wieczerzę zaczynano śpiewem kolędy. Po życzeniach i łamaniu opłatkiem siadano do stołu, na którym były tradycyjna zupa grzybowa, ryba, kapusta z grzybami, ziemniaki i kutia. Prymas lubił śpiewać kolędy. Szczególnie ojca Majkowskiego „Kolędę zaśpiewajmy Matce Bożej Najłaskawszej” i „Cichą noc”, którą też bardzo lubił jego tata – organista. Na koniec każdy otrzymywał od prymasa prezent i wielką porcję pierników wypiekanych przez siostry zakonne. Trudno zliczyć ludzi, z którymi Prymas Tysiąclecia spotykał się w okresie świątecznym i osobiście przełamywał opłatkiem. Na pewno było ich kilka tysięcy. Obejmował i przytulał do serca stolicę i cały naród: „Umiłowane dzieci Boże, dzieci moje...” – jak często mówił. Boże Narodzenie dla księdza prymasa było zawsze czasem przeżywania bliskości z Panem Jezusem i spotykania Go w drugim człowieku. Niech tegoroczne święta i dla nas takie będą.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.