Zakochani w Świętym Chlebie

publikacja 20.05.2021 10:56

Mama, siostry zakonne i zakonnik, ksiądz, student i nastolatki.

Zakochani  w Świętym Chlebie rysunki monika juroszek-koc

Poznajcie ludzi, dla których Eucharystia była najważniejszą chwilą każdego dnia i największą świętością.

Święta Joanna Beretta-Molla

U Jezusa podczas codziennej Mszy św. szukała wskazówek, jak żyć. Mieszkała we Włoszech. Miała wspaniałą rodzinę, kochającego męża i czwórkę dzieci. Zawsze elegancka, malowała i grała na pianinie. Bardzo lubiła tańczyć i jeździć na nartach. Kochała góry, gdzie często zabierała dzieci. Zawsze z serdecznym uśmiechem, chętnie pomagała innym. Czasem zastanawiano się, jak ona to wszystko robi. Jak znajduje na wszystko czas? Joanna Beretta-Molla codziennie przychodziła do Pana Jezusa. Przed Najświętszym Sakramentem omawiała swoje sprawy. Najpierw jako dziecko, potem nastolatka, jako lekarka i przede wszystkim jako mama. Kiedy przyjeżdżała na narty, najpierw przychodziła do kościoła, by porozmawiać z Panem Jezusem i uważnie słuchała, co do niej mówił. Przed Nim uczyła się kochać ludzi. Marzyła o wielkiej rodzinie. Kiedy spodziewała się czwartego dziecka, dowiedziała się, że jest ciężko chora, że jej życie jest zagrożone. „Jeżeli trzeba będzie wybierać między mną a dzieckiem, proszę cię, wybierz dziecko, nie mnie…” – prosiła męża. Nie chciała umierać. Bardzo kochała życie i swoją rodzinę. Gdy papież Jan Paweł II kanonizował Joannę, jej mąż Piotr Molla powiedział: „Nigdy nie przypuszczałem, że żyłem z osobą świętą”.

Błogosławiony Carlo Acutis

Od Pierwszej Komunii nie opuścił Mszy św. Eucharystię nazywał autostradą do nieba Nie wyobrażał sobie niedzieli, nawet dnia bez Mszy Świętej. Zanim wyjechał na wakacje, najpierw dokładnie sprawdzał, czy w pobliżu jest kościół. To było zawsze jego największe zmartwienie. Carlo Acutis wiedział, że w każdej Mszy Świętej spotykamy żywego i prawdziwego Boga. Powtarzał, że mamy lepiej niż ludzie, którzy 2 tysiące lat temu żyli blisko Jezusa. Bo oni, aby Go spotkać, musieli nieraz pokonać bardzo wiele kilometrów. A my, wystarczy, że wejdziemy do kościoła. Martwił się, że ludzie nie zdają sobie sprawy, jak ważna jest Eucharystia. Gdyby wiedzieli – mówił – staliby w długich kolejkach, by spotkać się z Chrystusem. W szkole był najlepszy z informatyki. Jako 10-latek układał pierwsze programy informatyczne. Jako nastolatek tworzył algorytmy i budował strony internetowe. Do dziś istnieje strona o cudach eucharystycznych, którą założył: miracolieucaristici.org, przetłumaczona również na język polski. Carlo mocno przeżył dzień Pierwszej Komunii Świętej. Miał wtedy 7 lat. Postanowił, że odtąd codziennie będzie przyjmować Pana Jezusa. Nigdy też nie przegapił pierwszego piątku. Często wstępował do kościoła, by choć chwilę adorować Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Powtarzał często: „Eucharystia to moja autostrada do nieba”.

Błogosławiony Piotr Jerzy Frassati

Nie umiał żyć bez codziennej Komunii Świętej. Miał trzy miłości: góry, dokąd wyruszał w każdej wolnej chwili, biednych, którym zawsze pomagał, i najważniejszą miłość – Pana Boga. Piotra Jerzego zawsze otaczała gromada kolegów i koleżanek. Bardzo lubili jego towarzystwo. Z nim zawsze było wesoło, z nim nigdy się nie nudzili. Często razem zdobywali górskie szczyty. W mieście regularnie odwiedzał bezdomnych. Przynosił im jedzenie i lekarstwa. Często wracał bez grosza, bo zawsze znalazł się ktoś, kto potrzebował pomocy. Kiedyś wrócił bez płaszcza. Dał go biedakowi, bojąc się, że zamarznie z zimna. Raz w miesiącu przychodził do klasztoru zaprzyjaźnionych sióstr. Pytał, ile wydały na biedne dzieci, i płacił rachunki. Bardzo kochał życie, ale ponad wszystko kochał Pana Boga. Opowiadali jego przyjaciele, że nikt nie modlił się tak pięknie jak on. Bardzo lubił nocne adoracje przed Najświętszym Sakramentem. Zapominał wtedy o całym świecie. Nie istniało nic – tylko Pan Bóg. Nie potrafił żyć bez Mszy Świętej, bez Komunii Świętej. Podczas wycieczki w Alpy potrafił zrobić kilka kilometrów więcej, minąć schronisko, by zdążyć na Mszę Świętą. A jeśli wiedział, że w sobotę wieczorem trzeba będzie zostać w górach, zanocować w schronisku, rezygnował z wycieczki, bo nie zdążyłby w niedzielę na Mszę.

Sługa Boży ks. Jan Macha

Zachęcał do częstego adorowania Jezusa w Najświętszym Sakramencie W domu mówili na niego Hanik. Po maturze postanowił zostać księdzem. Święcenia przyjął tuż przed II wojną światową. Od początku dał się poznać jako pobożny i wrażliwy ksiądz. W parafii pomagał rodzinom, którym aresztowano bliskich. To nie podobało się Niemcom. Na początku września ks. Jan Macha przyjechał do Katowic, by odebrać zamówione katechizmy. Na dworcu podeszło do niego dwóch gestapowców. Księdza aresztowano i przez trzy miesiące torturowano, drwiono z kapłaństwa i z Pana Boga. Ks. Jan zadziwiał spokojem i wewnętrzną siłą. Nie rozstawał się z różańcem zrobionym ze sznurka. Oprawcy mówili: wariat albo... święty! Zginął 3 grudnia 1942 roku. Księdzem był tylko trzy lata. Zachowało się sporo kazań, w których ks. Jan pięknie mówił o Eucharystii i adorowaniu Pana Jezusa: „Przychodźcie często do domu Bożego, aby oddać Chrystusowi cześć w Najświętszym Sakramencie i powierzyć Mu wszystkie intencje i cierpienia waszych serc. On wam pomoże. Wprawdzie nie spełni wszystkich waszych ziemskich życzeń, nie odejmie wszystkich waszych cierpień, ale wam pomoże. Pokrzepi i wzmocni w walce ze złem. I jeśli znów wpadniecie w grzech, udzieli wam odwagi i siły, abyście przez szczerą pokutę powrócili na drogę łaski i cnoty”.

Święty ojciec Pio

Podczas Mszy św. cierpiał razem z Jezusem, przeżywając Jego mękę i śmierć. Mieszkał na południu Włoch, w niewielkim miasteczku Pietrelcina. Nazywał się Franek. Dziś jest wielkim świętym, znanym jako ojciec Pio. Jego pierwsze wyjątkowe rozmowy i spotkania z Bogiem zaczęły się, kiedy miał jakieś pięć lat. Zobaczył wtedy przy ołtarzu Serce Pana Jezusa. Jezus dał znak, by podszedł bliżej i położył dłoń na głowie Franka. Od tamtej chwili chłopiec postanowił, że wszystko odda Jezusowi. Często przychodził do kościoła, a jeśli drzwi były zamknięte, siadał na schodach i siedział tak długo, dopóki nie zawołała go mama. Lubił być z Panem Bogiem. Kiedy skończył 15 lat, wstąpił do klasztoru. Odtąd nazywano go Pio z Pietrelciny. Niedługo po święceniach na jego ciele pojawiły się stygmaty, znaki męki Pana Jezusa. Długo nikomu o tym nie opowiadał, nie chciał sensacji. Nosił nawet specjalne rękawiczki bez palców, by przykryć rany. Dla ojca Pio jednak nie stygmaty były najważniejsze. Najważniejszą chwilą każdego dnia była dla niego Msza Święta. Kiedy wychodził do ołtarza, nie zwracał uwagi na otaczającą go rzeczywistość. Był jakby w innej rzeczywistości. Wiedział, co dzieje się podczas Eucharystii. Nie tylko wiedział, ale i sam przeżywał mękę i śmierć Jezusa Chrystusa. Najmocniej cierpiał w chwili Przeistoczenia. Ludzie czasem szeptali: „Zobaczcie, on wygląda jak Pan Jezus!”.

Święta Matka Teresa z Kalkuty

Bez codziennej adoracji Najświętszego Sakramentu nie miałaby siły do pracy wśród najbiedniejszych. Na całym świecie jest znana jako Matka Teresa z Kalkuty, choć urodziła się w Albanii. I nazywała się Agnieszka. Któregoś dnia już jako zakonnica w Indiach jechała pociągiem. Obok niej siedzieli stłoczeni, brudni, chorzy ludzie. Pod koniec podróży była pewna, że powinna opuścić wygodny klasztor i wyjść na ulice Kalkuty. Obraz trędowatych, ludzi żyjących na śmietniku i straszliwie wychudzonych dzieci nie dawał jej spokoju. Założyła nowe zgromadzenie Misjonarek Miłości. Elegancki habit zamieniła na białe sari – takie, jakie nosiły kobiety w Indiach. Coraz więcej dziewcząt chciało żyć jak ona. Siostrom pomagali też lekarze i pielęgniarki. A Misjonarki Miłości codziennie przemierzały najbiedniejsze zakątki Kalkuty. Pomagały ludziom, do których nikt nie chciał iść. Pytano, skąd siostry biorą siłę, by zajmować się tymi, którymi nikt nie chce się zająć. „Bez Jezusa nie byłabym zdolna przeżyć ani jednego dnia, ani jednej nawet godziny mojego życia” – odpowiadała Matka Teresa. „Nasz dzień rozpoczynamy Mszą św. i przyjęciem Jezusa w Komunii Świętej, a kończymy godzinną adoracją Najświętszego Sakramentu. Nie mogę wyobrazić sobie nawet jednego dnia bez Eucharystii. Dotykam Jezusa, kocham Go, służę Mu w biednych umacniana Jego miłością. Moje życie byłoby puste, gdybym nie przyjmowała codziennie Komunii św.”.

Święta Faustyna Kowalska

„Gdyby aniołowie zazdrościć mogli, to zazdrościliby ludziom Komunii Świętej” – mówiła. Pan Jezus wybrał ją, by powiedzieć światu o swojej wielkiej miłości. Prosił, by namalowała obraz z Jego miłosiernym wizerunkiem i zapisywała wszystkie ich spotkania i rozmowy. Faustyna Kowalska nie miała żadnego wykształcenia, nawet szkoły podstawowej nie skończyła. Wydawało się, że dostała zadanie nie do wykonania. Tymczasem powstał i obraz – wprawdzie namalował go ktoś inny, ale pod dyktando siostry Faustyny – i „Dzienniczek”, w którym przez cztery lata spisywała wszystkie rozmowy z Panem Jezusem. O św. Faustynie mówi się, że jest sekretarką Bożego Miłosierdzia. Co ciekawe, w okresie Bożego Narodzenia do siostry Faustyny przychodził Jezus jako Dzieciątko. „W czasie Pasterki ujrzałam małe Dzieciątko Jezus w Hostii (…). Głęboko przeniknęła mnie ta tajemnica, to wielkie uniżenie się Boga, to niepojęte wyniszczenie Jego. Całe święta żywe mi to było w duszy” – zapisała w „Dzienniczku”. W innym miejscu opowiadała: „W czasie Mszy Świętej znowuż ujrzałam małe Dzieciątko Jezus, niezmiernie piękne, które z radością wyciągało rączęta do mnie. Po Komunii Świętej usłyszałam te słowa: »Ja zawsze jestem w sercu twoim, nie tylko w chwili, kiedy Mnie przyjmujesz w Komunii Świętej, ale zawsze«”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.