Misja od kuchni

Krzysztof Błażyca

publikacja 20.05.2021 10:54

Mięso psa albo kota na targu droższe niż wieprzowina. W środku miasta ludzie w maskach, na które nie można nawet spojrzeć, i święty las, do którego wchodzić mogą tylko mężczyźni. Mięso psa albo kota na targu droższe niż wieprzowina. W środku miasta ludzie w maskach, na które nie można nawet spojrzeć, i święty las, do którego wchodzić mogą tylko mężczyźni.

Ojciec Adam z uczniami  po katechezie Ojciec Adam z uczniami po katechezie
o. Adam Choma MAfr

To Korhogo, miasto w Afryce, w Wybrzeżu Kości Słoniowej. Od sześciu lat pracuje tam ojciec Adam Choma, misjonarz ze Zgromadzenia Ojców Białych. – To prawda, że mięso psa i kota to tu prawdziwy rarytas – przyznaje. – Ja też je jadłem. Bo misjonarz, jeśli chce być blisko ludzi, musi spróbować. Byłoby niegrzecznie odmówić, kiedy częstują – tłumaczy. – Zjadają tu też pieczone termity, a na południu kraju przysmakiem jest szczur z buszu, podobny do nutrii. Z niego przyrządzają zupę, ale to mi nie smakuje... Misjonarz musi mieć naprawdę mocny żołądek – śmieje się ojciec Adam.

Święty las dla mężczyzn

Korhogo to historyczne miasto z XIII wieku. Położone jest ok. 600 km na północ od stolicy, Abidżanu. Dziś jest czwartym co do wielkości miastem w kraju. Mieszka tu ponad ćwierć miliona osób. To stary lud Senufo, z wieloma tradycjami. Większość mieszkańców to muzułmanie. – Chrześcijaństwo jest tu zaledwie od 100 lat – opowiada o. Adam. – Poza tym ludzie są bardzo przywiązani do swoich tradycyjnych wierzeń. W centrum miasta na przykład znajduje się tzw. święty las. Mogą tam wchodzić tylko mężczyźni, i to nie wszyscy. Tylko ci, którzy są po inicjacji, czyli obrzędzie związanym z tradycyjną religią. Kobiety ani obcy nie mają wstępu do świętego lasu. Podczas tradycyjnych świąt część miasta jest całkiem zablokowana. Trzeba się po prostu zatrzymać i przeczekać. Na ulicach pojawiają się mężczyźni z maskami, na które nie można patrzeć, bo to może ich rozzłościć. Parafia, w której pracuje o. Adam, jest jedną z sześciu w mieście. Należy do niej 27 wiosek. Do każdej misjonarz dojeżdża z sakramentami. Najdalsza oddalona jest o 50 km od kościoła.

Dawne wierzenia

Pierwsze misje wśród ludu Senufo rozpoczęli 110 lat temu misjonarze Stowarzyszenia Misji Afrykańskich. Ojcowie Biali pojawili się tu 40 lat temu. Ojciec Adam jest pierwszym Polakiem. Co ciekawe, rytm życia mieszkańców Wybrzeża Kości Słoniowej wyznacza miejscowy kalendarz tradycyjny, a w nim dni targowe. Każdy 6. dzień jest dniem targowym. Językiem urzędowym jest francuski, ale ludzie i tak mówią w swoich własnych, lokalnych językach. W Korhogo na przykład jest język senufo. – To trudny język – przyznaje o. Adam – ale żyjemy wśród ludzi, którzy albo nie mówią wcale po francusku, albo bardzo słabo. Dlatego misjonarze uczą się ich języka – dodaje. Wśród ludu Senufo każda rodzina ma swój fetysz, czyli przedmiot mający według miejscowych magiczną moc. – Oni wierzą, że strzeże ich piórko albo kamień, albo jeszcze coś innego – mówi misjonarz. – Trudno znaleźć tu rodzinę, gdzie choćby trzy pokolenia byłyby chrześcijańskie. Ludzie boją się porzucenia dawnych obrzędów. Rodzina wywiera presję: „Jeśli porzucisz nasze obrzędy, spotka nas coś złego”.

Chrześcijanie i muzułmanie

Przed świętami Bożego Narodzenia w parafii w Korhogo wszyscy się mobilizują. – Dzieci sprzątają kościół, przygotowują scenki związane z narodzeniem Jezusa. A po Mszy ludzie zostają w kościele aż do rana. Potem są tańce, posiłek – opowiada o. Adam. – Chrześcijańskie domy odwiedzają sąsiedzi muzułmanie. A chrześcijanie odwiedzają muzułmanów w czasie ich świąt. Tu wszyscy świętują razem. Ludzie nie patrzą na różnice religijne pomiędzy sobą, tylko na to, co ich łączy. Chcą żyć w pokoju. W ostatnich latach ojciec Adam był odpowiedzialny w diecezji za spotkania między religiami. – Miałem kontakt i z muzułmanami, i z wyznawcami religii tradycyjnych. U nas mieszka muzułmanin, który właśnie robi tabernakulum do naszego kościoła. Zrobił też krzyże, wyrzeźbił figurę Maryi. Mówił, że potrzebował czasu, że trzeba długo pracować, bo rzeźba musi mieć duszę... Mechanik i strażnik domu misyjnego też są muzułmanami. – Strażnik nocą z bronią w ręku pilnuje naszej misji. A kiedy my modlimy się w kościele, on na swoim dywaniku modli się tuż obok, na zewnątrz. To dla nas codzienność – uśmiecha się ojciec Adam. – Żyjemy razem.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.