Życie w pniach

Przemysław Barszcz

publikacja 20.05.2021 11:11

Wiekowe drzewo z hukiem padające na dno lasu, pozornie martwe, wciąż ma zadania do spełnienia.

Im bardziej kłoda  jest spróchniała, tym bardziej tętni życiem Im bardziej kłoda jest spróchniała, tym bardziej tętni życiem
Przemysław Barszcz

Historia butwiejących kłód drewna to dzieje wyjątkowej przemiany. Martwe pnie przestają być kawałkiem drewna. Swoim przeobrażeniem udowadniają, że istnieje „życie po życiu”, a na pograniczu próchna, gleby i ściółki rozgrywają się wiekopomne wydarzenia.

Dno lasu

Wyścielone suchymi liśćmi i warstwami igliwia, okryte gru- bą, ciemnozieloną, soczystą warstwą mchu płonnika, porośnięte siwymi kępami modrzaczka i otulone łanami orlicy i nerecznicy. Jednym z najbogatszych środowisk na świecie pod względem liczby gatunków zwierząt jest dno lasu. Nie tylko w tropikach. Jeżeli w naszym, polskim lesie wytyczylibyśmy kwadrat o boku metr na metr i dokładnie przebadali ściółkę oraz glebę, moglibyśmy znaleźć nawet tysiąc różnych gatunków zwierząt: błyszczące chrząszcze, segmentowane krocionogi, groźne wije, drapieżne ślimaki o skorupkach jak ze szkła, pierścienice uprawiające leśną glebę, zagadkowe nicienie, bezpostaciowe wypławki, zaleszczotki – skorpiony w miniaturze, pierwogonki, widłogonki, skoczogonki i szczeciogonki. Niektóre znamy tylko z nazwy nadanej im przez naukowców. Nie znamy jednak ich zwyczajów ani roli, jaką odgrywają. Wielu pewnie jeszcze nikt nie opisał i wciąż czekają na swojego odkrywcę i badacza. Dno lasu to nadal przyrodnicza terra incognita, czyli ziemia nieznana, niezbadana do końca.

Tętno martwego drewna

Istnieją w przyrodzie bardzo ważne punkty, skąd życie rozprzestrzenia się na całą okolicę. Takim miejscem jest na przykład porośnięte papirusem jeziorko na trawiastej sawannie, są nim drzewa wśród litych pól pszenicy czy kukurydzy i martwy wieloryb na dnie oceanu, wokół którego przez lata gromadzą się morskie stwory. Centrum życia to także pozornie zwyczajny kawał drewna. Kłoda do połowy zanurzona w liściach, z wolna pokrywająca się grzybami o fantastycznych kształtach i barwach. Tak jak umierający morski ssak nadal jest częścią oceanu, tak wiekowe drzewo, padające z hukiem na dno lasu, choć pozornie martwe, w leśnym ekosystemie wciąż ma zadania do spełnienia. Nie mniej ważne niż wtedy, gdy jeszcze rosło. Martwe na pozór drewno wciąż tętni życiem – jest arcyważnym elementem lasu. Bez niego las nie mógłby prawidłowo funkcjonować.

Dom dla rębacza i borodzieja

Zależnie od gatunku, grubości kłody, od tego, czy pień stoi, czy leży, jest nasłoneczniony lub zacieniony – staje się domem, żerowiskiem, miejscem rozrodu, zimowiskiem, schronieniem… Inne stworzenia wybierają przyziemną, czyli odziomkową część pnia, inne warstwę tuż pod korą, inne jeszcze czekają, aż drewno stanie się rozsypującym się próchnem. Jedne wolą sosnę, inne pnie dębów albo świerków czy jesionów. Leśnicy pozostawiają więc część pni, stojących i leżących, żeby nadal pełniły swoją funkcję. Bez nich nie mielibyśmy takich oryginałów jak chrząszcz borodziej próchnik, rohatyniec nosorożec – owad rzeczywiście obdarzony iście nosorożcowym rogiem, czy rębacz szary z intrygującej rodziny długoczułkich chrząszczy kózkowatych. Nie byłoby płomienistego grzyba pięknoroga największego ani fosforyzujących w ciemności sznurów grzybni opieniek. Gdzie jak nie pod leżącym pniem skryłby się padalec i gdzie, wydłubując korniki, posilałby się dzięcioł trójpalczasty? Bez nich las nie tylko byłby uboższy, byłby też ekosystemem niepełnym i wybrakowanym.

Hotel przed oknem

Drzewo przez dziesiątki lat magazynuje w pniu materię organiczną. Dlatego część pni nie trafia na skład drewna, ale zostaje w lesie, by się rozłożyć i użyźnić glebę. Rozkładające się, próchniejące pnie drzew wchłaniają korzenie następnych pokoleń drzew. Obserwacja starych pni jest bardzo pouczająca i wciągająca. Przed oknami mam kilka takich pniaków. Wśród nich ulubiony dębowy, o średnicy około trzydziestu centymetrów i długości niespełna metra. Ma niemal dwadzieścia lat. Pieniek dostałem od leśniczego. I choć już od tego czasu przeprowadzałem się kilka razy, pieniek zawsze zabierałem ze sobą. Początkowo twardy, o grubej, silnie przylegającej korze. Z czasem zaczął próchnieć, a kora odłazić, tworząc interesujące zakamarki, w sam raz dla prosionków szorstkich – stonogopodobnych, frapujących lądowych skorupiaków. Z upływem lat deszcze, mrozy i upał zmieniły jego strukturę. Na pieńku pojawiały się coraz to nowe grzyby. Teraz jest idealnym naturalnym hotelem dla owadów, który urządzają wedle swojego upodobania.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.