Dom, w którym pachnie obiadem

Krzysztof Błażyca

publikacja 20.05.2021 11:05

Nie tylko bajeczne safari w parku Serengeti, ośnieżone szczyty Kilimandżaro czy malowniczy Zanzibar. Tanzania to też albinosi, którym zagrażają czarownicy.

Kabula (z prawej) z mamą Kabula (z prawej) z mamą
ks. Janusz Machota

Mieszka tu ponad 56 milionów ludzi. W tym afrykańskim kraju szczególnie trudno żyje się albinosom o bardzo jasnej skórze, białych włosach, rzęsach i brwiach. Ksiądz Janusz Machota, polski misjonarz, zbudował dom dla albinoskich dzieci w Tanzanii. Rodzinny, bezpieczny dom. – Wierzę, że gdy ludzie poznają albinosów, zobaczą, że są tacy jak wszyscy – mówi. – I te dzieci w końcu przestaną się bać…

Groźne zabobony

– W Afryce spędziłem ponad 20 lat, ale nic nie uderzyło mnie tak, jak ośrodek dla albinoskich dzieci w Buhangija – przyznaje ks. Janusz Machota ze Stowarzyszenia Misji Afrykańskich. Po raz pierwszy trafił tu pięć lat temu. Był wtedy przełożonym zgromadzenia w Tanzanii. – W ośrodku było prawie 300 dzieci. Żyły w bardzo trudnych warunkach. Wprawdzie miały co jeść, były bezpieczne, ale brakowało im serdecznej miłości. Dzieci mogły się uczyć, ale nauka była na bardzo niskim poziomie. W jednej klasie było aż 139 uczniów! – opowiada. Ośrodek powstał, by zapewnić bezpieczeństwo albinoskim dzieciom. Bo w Tanzanii wciąż niektórzy wierzą, że jeśli do czarów wykorzysta się część ciała albinosa, to przyniesie to szczęście, bogactwo albo powodzenie w polityce. Wprawdzie od 2015 roku czary są zakazane, jednak nadal zdarzają się napady na albinosów, okaleczenia, a nawet zabójstwa. Misjonarze postanowili, że dla albinoskich dzieci stworzą dom w Mwanza. Miejsce rodzinne, gdzie odzyskają poczucie własnej wartości i będą miały szansę na dobre kształcenie. – Prawdziwy dom. Taki, w którym pachnie obiadem – mówi ks. Janusz.

Kabula, Tatu i Regina

Wszystko zaczęło się od dziewczynki o imieniu Kabula, znanej z filmu „Ludzie duchy”. – Na Kabulę napadnięto, gdy miała 12 lat – opowiada ks. Janusz. – Bandyci odcięli jej prawe ramię. Takie bestialskie zlecenie dostali od czarownika. Poznaliśmy ją, kiedy skończyła szkołę podstawową. Kabula zamieszkała przy naszej misji. W tym roku zdała tzw. małą maturę. Ma jeszcze przed sobą dwa lata nauki do prawdziwej matury. Chce być prawnikiem. Jest bardzo zdolna, pięknie śpiewa, szyje lewą ręką. A do tego jest bardzo religijna. Stała się częścią naszego życia – opowiada misjonarz. Po jakimś czasie misjonarze zaczęli pomagać innym dzieciom. – Kabula powiedziała nam o Tatu. Ta dziewczynka ma ośmioro rodzeństwa. Siedem lat spędziła w ośrodku dla albinosów – mówi ks. Janusz. – Teraz Tatu chodzi do III klasy liceum. Jest bardzo zdolna, szczególnie w przedmiotach ścisłych. Jest jedyną albinoską w rodzinie. Jej rodzice są bardzo biednymi, prostymi rolnikami. Jest również w naszym domu Regina, której wujek też jest albinosem. Jest bardzo nieśmiała. Musi dużo nadrobić w angielskim. W Tanzanii w szkołach podstawowych dzieci uczą się w języku suahili. W szkołach średnich jest angielski. Problem pojawia się, gdy dzieci nie potrafią mówić po angielsku, a w tym języku muszą uczyć się matematyki, fizyki, chemii – tłumaczy misjonarz.

Ukochane dzieci Boga

Dom w Mwanza ma siedem dwuosobowych pokoi. Osobne dla dziewcząt, osobne dla chłopców. Oprócz tego cztery pokoje przeznaczone są dla wychowawców i wolontariuszy. Teraz w domu mieszka pięć dziewcząt i siostra Amelia, loretanka, która się nimi opiekuje. – Dzieci będą miały też opiekę psychologa – mówi misjonarz. – Dom będzie chroniony, co nie oznacza, że nie będzie można go odwiedzać. Ludzie z zewnątrz będą przychodzić na pikniki czy korepetycje i powoli przesądy będą niknąć. Ludzie poznają albinosów i zobaczą, że są tacy jak wszyscy – przekonuje ksiądz. Jeszcze tylko trzeba dom do końca umeblować. Wstawić brakujące łóżka, krzesła, stoliki, szafy i regały, biurka i krzesła do sali spotkań, kuchnię i jadalnię wyposażyć w zamrażarkę, lodówkę, kuchenkę gazową i pralkę, kupić koce, poduszki, pościel, ręczniki. Misjonarza wspiera Polska Fundacja dla Afryki. – Zawsze chciałem pracować z najbiedniejszymi – mówi ksiądz Janusz. – A spotkanie z albinoskimi dziećmi było dla mnie powołaniem w powołaniu. To ukochane dzieci Boga – mówi kapłan. – Chcemy ich nauczyć zawodu. Może niektóre pójdą na studia, odnajdą swoje talenty, swoją drogę życiową, poczucie własnej wartości. Uwierzą, że są kimś.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.