Serce Warszawy

Adam Śliwa

publikacja 25.09.2020 08:03

Miejsce historyczne i nowoczesne zarazem. Jesteśmy w Stacji Filtrów w warszawskiej dzielnicy Ochota. Ceglane zbiorniki z XIX wieku, marmurowe stoły i nowoczesne komputery z XXI wieku. Tu swoją podróż zaczyna kropla wody z wiślanego nurtu, by zakończyć ją w kranie warszawskiego mieszkania.

Serce Warszawy zdjęcia henryk przondziono /foto gość

W  samym środku Warszawy zielony punkt: trawiaste prostokąty z ceglanymi kominkami i wieża ciśnień górująca nad wszystkim. Jednak wszystko, co najważniejsze, kryje się pod ziemią – prawdziwe serce miasta, gdzie codziennie pompuje się miliony litrów czystej wody.

Gruba Kaśka i Chude Wojtki

Naszą podróż zaczynamy jednak w środku nurtu Wisły. Pod dnem rzeki znajdują się rury, do których sączy się woda. Tu po raz pierwszy się filtruje, a raczej infiltruje. Na środku rzeki stoi okrągła budowla zwana Grubą Kaśką. Widać ją z mostu Łazienkowskiego. To jedyne w Europie ujęcie o takich gabarytach, stojące w nurcie rzeki i pobierające wodę spod jej dna. Dawniej czerpano ją wielkimi rurami pokrytymi otworami i zakończonymi wielką paszczą. Nazywano je smokami. Dziś taki smok wita nas przy wejściu. Woda z rzeki musi pokonać 6 metrów piasku, by dostać się do rur. Z biegiem czasu piasek twardnieje, dlatego specjalne statki, zwane Chudymi Wojtkami, dbają, by był wciąż sypki i czysty. Długimi „ramionami”, z których leci woda pod wysokim ciśnieniem, spulchniają dno rzeki. – Warszawskie wodociągi jako jedyne w kraju mają własną flotę statków i marynarzy – mówi Marta Pytkowska, nasz przewodnik po Stacji Filtrów. – Razem z Wojtkami jest ich 22. Wstępne oczyszczanie wody z rzeki (infiltracja) trwa nawet dobę. Następnie woda trafia do Stacji Filtrów, gdzie przechodzi skomplikowany proces uzdatniania, by mieszkańcy Warszawy mogli korzystać z czystej, dobrej kranówki.

 

Historia czystej wody

Jeszcze w połowie XIX wieku Warszawa była częścią Rosji. Nie było w mieście nowoczesnych wodociągów i kanalizacji. Nieczystości płynęły ulicami, a zanieczyszczenie było takie, że w 1900 roku średnia życia mieszkańców mogłaby sięgać zaledwie trzydziestu kilku lat. Dlatego w 1876 r. władze miasta podpisały umowę z Williamem Lindleyem, który miał opracować projekt wodociągów i kanalizacji. W 1879 roku dokument trafił do warszawskich gazet. Mimo że mieszkańcy trochę bali się wielkich kosztów, car Aleksander III wydał zgodę. Budowano z najlepszej cegły, która przetrwała do dziś, z granitu i piaskowca. Woda z Wisły płynęła do Stacji Pomp Rzecznych, dalej do filtrów powolnych, działających do dziś, potem maszynami parowymi do wieży ciśnień i w końcu – do miasta. Podczas obrony Warszawy w 1939 roku i potem, w czasie powstania warszawskiego w 1944 roku, ludzie ofiarnie pracowali, by walczącemu miastu zapewnić czystą wodę. Dzięki pracownikom Stacji Filtrów udało się też ocalić część urządzeń przed niemiecką grabieżą i zapobiec wysadzeniu filtrów. A kanały zaprojektowane przez Lindleya wykorzystali powstańcy i mieszkańcy Warszawy do przemieszczania się w tajemnicy przed Niemcami.

Filtry pospieszne

Filtrowanie wiślanej wody zaczyna się od napowietrzania. W kolejnym etapie, zwanym koagulacją, większe zanieczyszczenia łączą się ze sobą i opadają na dno. W Zakładzie Filtrów Pospiesznych woda jest przepuszczana przez piasek kwarcowy i żwir. Tu warto zatrzymać się na chwilę, bo w budynku zbudowanym w 1933 roku zachowały się marmurowe stoły, podświetlany zegar, który nie tylko informował o upływającym czasie, ale i o tym, czy zbiorniki z wodą do płukania filtrów są już pełne. – Co 72 godziny, czyli co trzy doby, filtry muszą być płukane wodą znajdującą się w zbiorniku ukrytym na piętrze – wyjaśnia pani Marta. – Trwa to ok. 30 minut. Następnie woda jest kierowana do budynku ozonowania pośredniego i filtracji na węglu aktywnym. Dzięki temu poprawiły się jej smak i zapach. Ostatni etap to filtry powolne, zaprojektowane przez Lindleya. Tam woda z prędkością 10 cm na godzinę sączy się przez warstwę piasku. Trwa to aż 8 godzin.

Filtry powolne

Mijamy szereg wejść prowadzących jakby do wnętrza zielonego pagórka. To właśnie filtry powolne, najbardziej charakterystyczny element całego systemu, przykryte ziemią i porośnięte trawą – jest ich 36. Jeden z pracowników długim kluczem otwiera niewielkie drzwi. Wchodzimy do środka. Owalne ceglane sklepienie ciągnie się w nieskończoność. Lampy oświetlają wodę tak krystalicznie czystą, że widać piaszczyste dno. Zanim jednak trafi ona do kolejnych ceglanych zbiorników, a potem do miejskich wodociągów długich na ponad cztery tysiące kilometrów, filtrowana jest przez piasek. Nad piaskiem może być maksymalnie 1,5 metra wody, by nie przyspieszać jej przenikania. Co pewien czas, by filtrowanie było bardziej skuteczne, woda jest spuszczana, a pracownicy, podobnie jak 100 lat temu, łopatą i taczkami zdejmują 1 cm warstwy piasku. Cała 60-centymetrowa warstwa filtrująca wymieniana jest co kilka lat, a dwa razy do roku całe pomieszczenie jest czyszczone i dezynfekowane.

Rybki i małże

Wody ze Stacji Filtrów w Warszawie nie trzeba dodatkowo gotować czy filtrować. Można ją bezpiecznie pić. Dzisiaj jej jakość monitorują stale komputery i czujniki oraz pracownicy laboratorium. Przedsiębiorstwo Wodociągów korzysta też z pomocy… małży i ryb. Małże z gatunku skójka zaostrzona „kontrolują” jakość wody w Wiśle. Gdyby się pogorszyła, mięczaki zamknęłyby się. Z kolei ryby sprawdzają jakość wody przefiltrowanej przez piasek wiślany. Smak wody natomiast sprawdzają pracownicy zwani testerami wody. Warszawską Stację Filtrów opuszcza codziennie ok. 200 milionów litrów czystej wody. Najlepsze właściwości ma woda zimna o temperaturze do 15 stopni Celsjusza.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.