W Warszawie, Łomży i Włocławku

Piotr Kordyasz

publikacja 22.10.2020 10:07

W niedzielę z kolegami poszli do Ogrodu Saskiego. Chcieli pobawić się na pryzmie kamieni, którą uważali za swoją. Co zobaczyli? Bawiących się młodych Rosjan. Postanowili ich przegonić.

Stefek z tatą (zdjęcie z okresu gimnazjalnego)  Stefek z tatą (zdjęcie z okresu gimnazjalnego)
instytut prymasa wyszyńskiego

K olejnymi ważnymi miejscami po Zuzeli i Andrzejewie na mapie małych ojczyzn prymasa Stefana Wyszyńskiego były: Warszawa, Łomża i Włocławek. Z Andrzejewa do Warszawy wyjechał Stefek, by uczyć się w prywatnym gimnazjum prowadzonym przez Wojciecha Górskiego. Z powodu wojny szkołę musiał kończyć w Łomży. Stamtąd wyjechał do Włocławka, by jako szesnastoletni chłopak rozpocząć drogę ku kapłaństwu. Ruszamy w kolejną podróż jego śladami.

Rosjanie przegonieni

Stefek zdał egzamin do gimnazjum państwowego w Warszawie, ale go… nie przyjęto. Rosyjskie władze cesarskie były niechętne wobec dzieci pracowników kościelnych i w dodatku pochodzących ze wsi. A tata Stefka, jak pamiętamy, był organistą. Właściwie dobrze się stało, bo w prywatnym gimnazjum uczono prawdziwej historii Polski i w dodatku w języku polskim, a nie w obowiązującym wtedy rosyjskim. To dla Stefka i jego taty było bardzo ważne. Nawet zabawy chłopców często miały ducha patriotycznego. Jak pewnej niedzieli, gdy Stefek i jego koledzy poszli do Ogrodu Saskiego pobawić się na pryzmie kamieni, którą uważali za swoją. Jakie było ich zdumienie, gdy zobaczyli tam bawiących się młodych Rosjan. Postanowili ich przegonić. Zdobycie swojej górki traktowali jak symbol odzyskania niepodległości. Między chłopakami zaczęła się walka. Stefek i jego koledzy zwyciężyli, a na szczycie pryzmy zatknęli polską flagę zrobioną z rękawa białej koszuli Stefka i czerwonego krawatu. Kilkunastoletni Stefek ciekawy był świata i przygód. Kiedyś razem z kolegami przedostali się na drugą stronę Wisły po przęsłach wznoszonego właśnie mostu Poniatowskiego.

Matka Passawska

Po śmierci pani Wyszyńskiej Stefek i jego rodzeństwo mocno przylgnęli do Maryi. Często widziano ich modlących się przy figurze Matki Bożej stojącej na andrzejewskim cmentarzu. „Po przyjeździe do Warszawy uczucia swoje przeniosłem na posąg Matki Bożej Passawskiej, na Krakowskim Przedmieściu, gdzie zbierały się niektóre klasy szkolne na nabożeństwo” – wspominał prymas Polski. Rzeźbę wzniesiono w 1683 roku. Rzeźbiarz Bellotti chciał w ten sposób podziękować za ocalenie jego rodziny od zarazy, która przeszła przez Warszawę. Jest ona też pamiątką zwycięstwa Jana III Sobieskiego nad Turkami pod Wiedniem. Czas nauki w gimnazjum przyszłego prymasa Polski przypadł na I wojnę światową. „Pierwszy rok wojny (1914–15) opustoszył szkołę. Na moim semestrze nie pozostała połowa kolegów, gdyż rodziny odcięte były frontem zachodnim od Warszawy, a wiele z nich wyjechało na wschód. W czasie lekcji bardziej wsłuchiwaliśmy się w huk dział, niż w wykłady. Ale rok szkolny był doprowadzony do końca. Wtedy też częściej zaglądał do sal szkolny dyrektor Górski, uspokajał młodzież, zachęcał do wytrwania i nauki” – wspominał prymas Wyszyński.

Brak chleba

Budynek gimnazjum Górskiego nie przetrwał do naszych czasów. Po wakacjach Stefek nie mógł już dostać się do Warszawy. Między Andrzejewem a Warszawą przechodziła linia frontu. Stefek kontynuował więc naukę w Prywatnej Męskiej Szkole Handlowej w Łomży. Tam ukończył gimnazjum. Po latach wspominał, jak cofający się Rosjanie niszczyli i palili wszystko, nawet zboże rosnące na polach. Nastał ciężki czas powojenny. Brakowało jedzenia. Kiedyś razem z kolegą Janem Tyszką wybrali się do miasta i dosłownie żebrali o chleb. Z Łomży szesnastoletni Stefek wyjechał do Włocławka, gdzie rozpoczął swoją drogę ku kapłaństwu. Podczas wakacji powiedział ojcu, że chce zostać księdzem. „Zdajesz sobie sprawę, co to znaczy, jakie to trudne powołanie?” – zapytał zdziwiony tata. Syn jednak nie miał wątpliwości, był pewien swej przyszłej drogi życiowej. 28 sierpnia 1917 r. przyjechał do Włocławka. Po rozmowie kwalifikacyjnej, sprawdzającej jego wiedzę, przyjęto go do drugiej klasy (szósta klasa ówczesnego gimnazjum) liceum Piusa X we Włocławku. Nauka w niższym seminarium trwała 2 lata i zakończyła się maturą.

Śledź podczas kazania

W dawnym gmachu niższego seminarium dzisiaj mieści się Zespół Szkół Katolickich im. ks. J. Długosza. Z zewnętrz budynek zachował swój dawny wygląd. W sali gimnastycznej natomiast pozostał chór, który przypomina, że kiedyś mieściła się tam kaplica. Mogliśmy to zobaczyć dzięki uprzejmości ks. Sebastiana Tomczaka, wicedyrektora szkoły. Obok znajduje się Wyższe Seminarium Duchowne. Jego rektor ks. prof. Jacek Szymański pokazał nam stary, uszkodzony dzwon, który wzywał kleryków na modlitwę, i kaplicę, w której modlił się kleryk Wyszyński. W bibliotece przechowywana jest „Kronika Biblioteki Seminaryjnej”. Na pożółkłych kartkach widnieje data: 13 czerwca 1945 r. To cenna pamiątka. Kronikę założył i potem prowadził przyszły prymas Polski. Seminarium w ostatnich latach było remontowane. Wymieniono stare, zniszczone posadzki. Tylko w refektarzu, czyli jadalni, pozostały na podłodze oryginalne płytki z czasów kleryckich przyszłego prymasa. „Stała tu ambona, z której my, biedni klerycy, musieliśmy głosić naprzód homilie łacińskie – bo taki był zwyczaj – a później kazania po polsku. Kiedyś i ja miałem tu »kazanie emocjonujące«. Surowy profesor siedział w rogu refektarza, a mój kolega, który umiał powiedzieć sto dowcipów, chociaż nie umiał wyliczyć wszystkich soborów, właśnie w chwili, gdy byłem w największym napięciu, pokazał mi… łepek od śledzia! I nie tylko złamał moje namaszczenie, ale wywołał ogólny śmiech. Groźne spojrzenie profesora wystarczyło, abym szybko doszedł do równowagi i dociągnął do końca, ale już bez entuzjazmu. Tak oto głupi śledź może niekiedy konkurować z najwznioślejszymi uczuciami” – wspominał prymas Wyszyński.

Woda w dzwonie

Klerycy w seminarium mieli różne pomysły. Pewnej zimy było tak mroźno, że nawet na korytarzach wszystko zamarzało. Przyszli księża zajmowali się nie tylko nauką, mieli również swoje obowiązki. Jednym z nich była poranna pobudka. Ten, kto miał ten dyżur, musiał wcześnie wstać i dzwonić dzwonem na korytarzu, żeby nikt nie zaspał na poranne modlitwy. Stefek z kilkoma kolegami wpadli na pomysł, by wieczorem odwrócić dzwon i do środka wlać wodę. Jak pomyśleli, tak zrobili. Do rana woda zamieniła się w lód. Chłopcy mieli dobrą zabawę, a dyżurny musiał chodzić od pokoju do pokoju i pukać, by wszystkich obudzić. Ta anegdota kończy dzisiejszy odcinek. Ale we Włocławku pozostajemy. Bo tam w katedrze przyszły prymas Polski Stefan Wyszyński przyjął święcenia kapłańskie. O tym i o czasach powojennych opowiem za miesiąc.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.