Bejrut potrzebuje cudu

Joanna Kojda

publikacja 25.09.2020 08:03

Po polsku potrafią powiedzieć tylko jedno słowo: siła. Potrzebują jej bardzo, bardzo dużo…

Bejrut potrzebuje cudu WAEL HAMZEH /epa/pap

To było 10 lat temu. Latem razem z grupą przyjaciół z duszpasterstwa akademickiego na parę dni pojechałam w okolice Sandomierza. Pomagaliśmy kilku rodzinom, którym powódź zniszczyła domy. Skuwaliśmy tynki, sprzątaliśmy gruz i podwórze, rozdawaliśmy paczki z jedzeniem, czyściliśmy kościół, myliśmy sprzęty domowe… I choć kosztowało nas to niemało wysiłku, pomoc poszkodowanym, bycie z nimi i rozmowy dawały nam bardzo dużo radości. Dostaliśmy też tyle dobra... Ci, którym pomagaliśmy, wieczorami gościli nas ciepłym posiłkiem przygotowanym w odratowanej, prowizorycznej kuchni. I – co najbardziej zaskakujące – to nie my ich, a powodzianie nas pocieszali. Tyle było w nich siły i wiary…

Wybuch

Dlaczego o tym piszę? Bo teraz w bardzo trudnej sytuacji znaleźli się mieszkańcy Bejrutu, stolicy Libanu. Potężna eksplozja saletry amonowej, materiału wybuchowego składowanego w porcie, zniszczyła nie tylko port i znajdujące się tam zapasy zboża, ale także przylegające do niego dzielnice: ubogą chrześcijańską i bogate centrum miasta. Niestety, zginęli ludzie. Było wielu rannych. Prawdopodobnie nikt z nas nie pojedzie teraz do Bejrutu, ale Libańczyków możemy wesprzeć. Co najmniej na dwa sposoby: modlitwą, którą bez problemu mogą ofiarować dzieci, i pieniędzmi, które mogą przekazać dorośli. Dzięki temu udaje się pomagać ludziom, którzy w wybuchu stracili swoich bliskich, remontować ich mieszkania, domy i miejsca pracy. – Na wielu domach pojawiły się banery: „We are staying” – ludzie chcą pokazać swoim sąsiadom, że zostają, że nie ruszają się z Bejrutu, że ta tragedia ich nie złamie – mówi ks. Przemysław Szewczyk, prezes Stowarzyszenia Dom Wschodni, które na miejscu pomaga Libańczykom.

 

Pomoc

Ksiądz Przemek był w Bejrucie 4 sierpnia, w dniu wybuchu. Wybierał się na kawę ze znajomymi. – Wysiadłem z taksówki jakieś 3 km od portu, wtedy nastąpiła eksplozja. Zadzwoniło mi w uszach, różowy dym uniósł się na wielką wysokość, wokół przestraszeni ludzie – wspominał na antenie Radia Łódź. Fala uderzeniowa wyłamywała drzwi z futrynami i okna, niszczyła sprzęty, meble w domach. Ulice pełne były szkła, drewna, kurzu. A wokół zniszczone samochody, mieszkania, sklepy, kawiarnie i restauracje. Centrum Bejrutu niewiele różni się teraz od Aleppo. Jest zrujnowane jak po wojnie – mówił ks. Przemek tuż po wybuchu. Zniszczone domy i miejsca pracy remontuje m.in. Stowarzyszenie Dom Wschodni dzięki pieniądzom wpłacanym przez Polaków na konta Caritas Archidiecezji Łódzkiej, Poznańskiej i Domu Wschodniego. Na profilu facebookowym stowarzyszenia (Domus Orientalis – Dom Wschodni) oglądać można zdjęcia mieszkań i miejsc pracy ludzi, którym już udało się pomóc. Wśród nich jest Polka, pani Ewa, która w miejscu największych zniszczeń prowadziła restaurację, i pani Rita Chewan, psycholog, która straciła swój gabinet. Po wybuchu bezpłatnych porad psychologicznych (także dzieciom) udzielała najpierw na ulicy, a potem w mieszkaniu libańskiego księdza Elia.

Caritas

– Nasza ekipa remontowa to Libańczycy i Syryjczycy. W języku polskim znają tylko jedno słowo: siła. To słowo w Bejrucie robi coraz większą karierę – uśmiecha się ks. Przemek. Od samego początku tragedii Caritas Polska jest w kontakcie z Caritas Liban. – Nasza Caritas przeznaczyła natychmiast 100 tys. zł dla Libanu – mówi Marianna Chlebowska, odpowiedzialna za projekty zagraniczne. – Jeszcze tego samego wieczoru w dniu wybuchu 150 wolontariuszy Caritas Liban przeszkolonych w zakresie pierwszej pomocy wyszło na ulice stolicy, żeby pomagać. W specjalnych namiotach wydawali ciepłe posiłki i wodę, opatrywali rannych i udzielali pomocy psychologicznej. Potem razem z Ministerstwem Obrony Narodowej Caritas Polska zorganizowała kolejną pomoc. – Polecieliśmy wojskowym samolotem do Bejrutu – opowiada Marianna Chlebowska. – Zostawiliśmy tam rękawiczki, środki higieniczne i żywność. Trzeci rodzaj pomocy to wspieranie rodzin, które straciły swoje domy. To jest możliwe dzięki zbiórce, którą ogłoszono w polskich kościołach, i wpłatom na konto Caritas Polska z tytułem „Bejrut”. Jak pomóc Bejrutowi? domwschodni.pl caritas.pl

Kim są chrześcijanie z Libanu?

– Tradycyjną wspólnotą chrześcijańską Libanu są maronici. To jedyna wspólnota, która nie jest związana z wielkim miastem, a z mnichem Marounem – wyjaśnia ks. Przemysław Szewczyk. – Maronici to chrześcijanie obrządku wschodniego, którzy od początku są w pełnej jedności z Rzymem, czyli z Kościołem katolickim.

Święty Szarbel z Libanu

– Chrześcijanie w Libanie, nie tylko maronici, mają wielkie nabożeństwo do św. Szarbela. Do jego sanktuarium w Annaya przyjeżdżają też muzułmanie, bo łaski, których udziela, są ponad podziałami religijnymi – mówi ks. Przemek. – Wizerunek Szarbela można zobaczyć na każdym rogu chrześcijańskich ulic. Jest świętym od cudów. Prowadził życie bardzo proste i ukryte, ale po przejściu do wieczności za jego wstawiennictwem dzieją się spektakularne rzeczy. Libańczycy potrzebują cudu nie tylko w życiu osobistym, ale też w społecznym. Szarbel jest ich wielką nadzieją – dodaje.

Różaniec za braci

To comiesięczna modlitwa różańcowa za chrześcijan żyjących na Bliskim Wschodzie. Rozważania przygotowują chrześcijanie z Syrii, Libanu i innych krajów tamtego regionu. Każda parafia czy wspólnota, która włączy się w akcję, otrzymuje specjalny różaniec. Krzyżyki do różańców wykonał biskup Joseph Tobji. Zrobił je z materiałów ze stropu zniszczonej w czasie wojny maronickiej katedry w Aleppo. Modlitwie może towarzyszyć zbiórka na potrzeby chrześcijan Bliskiego Wschodu. Swoją chęć włączenia się w inicjatywę zgłaszamy mailowo: kontakt@domwschodni.pl

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.