W Andrzejewie

Piotr Kordyasz

publikacja 20.05.2021 11:36

– Tutaj uczyłem się służyć do Mszy Świętej. W tym kościele po raz pierwszy przyjąłem Komunię Świętą i sakrament bierzmowania. Tutaj postanowiłem, że pójdę do seminarium. Tu po raz pierwszy wyjawiłem swoją tajemnicę mojemu ojcu – wspominał po latach kardynał Stefan Wyszyński.

W kościele w Andrzejewie Stefek Wyszyński, późniejszy prymas Polski, przyjął Pierwszą Komunię Świętą i bierzmowanie W kościele w Andrzejewie Stefek Wyszyński, późniejszy prymas Polski, przyjął Pierwszą Komunię Świętą i bierzmowanie
Stanisław Kordyasz

Zapraszam na drugą wyprawę śladami prymasa Wyszyńskiego. Podobnie jak do Zuzeli wyruszyłem razem z moim synem Staśkiem oraz córkami: Małgosią, Ulą i Asią. Kolejnym miejscem na mapie małych ojczyzn prymasa Wyszyńskiego jest Andrzejewo leżące nad niewielką rzeczką Mały Brok w powiecie Ostrów Mazowiecka. Od Zuzeli (miejsca jego urodzenia) oddalone niespełna 20 kilometrów. W XVI wieku było miastem, od XIX wieku jest wsią. Tu kardynał Stefan Wyszyński spędził dzieciństwo. Tu, na cmentarzu, pochowane są jego mama i siostra.

Organy zostały

Gdy rodzina Wyszyńskich przeprowadzała się do Andrzejewa, Stefek, przyszły prymas Polski, miał dziewięć lat. W Andrzejewie tata Stefka – organista – dostał lepiej płatną pracę i większe mieszkanie. Do dziś zachowały się w kościele organy, na których grał Stanisław Wyszyński. Niestety, nie nadają się już nawet do renowacji. Drewniane piszczały całkowicie zniszczyły korniki. Z kornikami toczącymi instrument walczono już w tamtych czasach, co okazało się podczas prac przy organach – jedna z piszczałek oklejona była starą gazetą w języku rosyjskim, a więc pochodzącą z czasów zaborów. Ktoś próbował uszczelnić ubytki w drewnie, które spowodowały korniki, by piszczałka trzymała odpowiedni dźwięk. Kto wie, może zrobił to pan Wyszyński, tata Stefka?...

Dzwon na dnie stawu

Niedaleko kościoła jest niewielki staw. Opowiadano, że na jego dnie spoczywa dzwon o szlachetnym dźwięku. Podczas wojen napoleońskich do Andrzejewa dotarła plotka, że parafialne dzwony zostaną przetopione na armaty. Największy z dzwonów, jak podaje legenda, nie zamierzał stać się armatą, więc wieczorem opuścił dzwonnicę i ukrył się w pobliskim stawie. Tylko ludzie o czystym sercu znajdą dzwon i usłyszą jego dźwięk. Podobno Stefek, gdy poznał tę opowieść, wyruszył na poszukiwanie dzwonu. Nie dość, że dzwonu nie znalazł, to nawet nie usłyszał jego dźwięku. Bardzo był smutny. Dopiero tata wytłumaczył mu, że historia z dzwonem to tylko legenda, a on wcale nie jest złym człowiekiem.

Śmierć mamy

Nie minęło pół roku, odkąd Wyszyńscy przyprowadzili się do Andrzejewa, gdy na rodzinę spadło tragiczne wydarzenie. Mama Stefana, pani Julianna, po urodzeniu Zosi ciężko zachorowała i wkrótce zmarła. Będąc w Andrzejewie po latach, prymas Polski tak wspominał tamte chwile: „Matka moja umierała prawie miesiąc. My, dzieci, siedząc w szkole, z lękiem nasłuchiwaliśmy, czy nie biją dzwony kościelne. Dla nas byłby to znak, że matka już nie żyje”. Pewnego dnia do klasy Stefka weszła jego siostra, prosząc nauczyciela, by zwolnił brata do domu. Stefek zerwał się z ławki. Myślał, że mama umiera. Już chciał wybiec, gdy zdenerwowany nauczyciel zagroził, że jeżeli to zrobi, może nie wracać do szkoły. Stefek jednak poleciał do domu, do mamy. A do rosyjskiej szkoły nie wrócił. Pan Stanisław dbał, by dzieci poznawały prawdziwą historię i literaturę Polski i przez kolejne dwa lata Stefek uczył się prywatnie w domu. Potem tata zapisał go do gimnazjum im. Wojciecha Górskiego w Warszawie.

Nowa mama

Pani Julianna przed śmiercią prosiła męża, by się ożenił z jej przyjaciółką, Eugenią Godlewską, która mu pomoże i zajmie się domem. Początkowo dzieciom nie było łatwo, ale z czasem pokochały nową mamę. „Była dla nas jak prawdziwa matka” – wspominał prymas Wyszyński. Gdy po latach odwiedził Andrzejewo, pokazał najbliższym współpracownikom ścieżkę, którą ze swoim rodzeństwem uciekał na grób mamy: „Siedzieliśmy nad mogiłą w pięcioro długo, aż przychodził ojciec i zabierał nas domu”. W grobie pani Julianny pochowano wkrótce malutką Zosię, zmarłą kilka miesięcy po mamie. Dzieci mocno przeżyły śmierć mamy i siostry. „Pamiętam tamte smutne przeżycia. W dzień zaduszny, gdy odbywał się pogrzeb mej matki, była nas wtedy piątka osieroconych dzieci, klęczeliśmy tu na środku tej świątyni za trumną i płakaliśmy, bo to była jedyna broń, którą ma dziecko, broń przeciwko sierocej doli, płacz… i płakaliśmy długo”. Przed kościołem w Andrzejewie stoi figura Matki Bożej, przy której po śmierci mamy jeszcze częściej modlił się Stefek. Dzisiaj figura jest pomalowana, wtedy miała kolor piaskowca, z którego jest wykonana.

Noc przy konfesjonale

Dom Wyszyńskich mieścił się między kościołem a cmentarzem – dziś już go nie ma. Ksiądz proboszcz wskazał miejsce, gdzie stał. Znaleźliśmy tylko kilka dużych kamieni wystających z ziemi. Może to resztki fundamentów... W kościele parafialnym jest konfesjonał, przy którym Stefek przesiedział długie nabożeństwo. „Było to w Wielki Piątek, w nocy. Cała niemal parafia zebrała się na ostatnie Gorzkie Żale. (…) Całą noc przesiedziałem w kościele, skulony przy konfesjonale, który stał przy wejściu do zakrystii. Zapamiętałem mocno tę modlitwę przy Grobie Chrystusa. Przeżycia tej nocy rzeźbiły moją chłopięcą duszę, pomagały mi odkrywać piękno drogi, którą zamierzałem pójść. Uważałem, że to jedyna droga dla mnie, nie może być innej. I do dziś dnia nie mam żadnej wątpliwości, że taka powinna być moja droga” – wspominał.

Ważne sakramenty

Pragnienie, by zostać księdzem, pojawiło się w sercu Stefka jeszcze w Zuzeli. W Andrzejewie jednak ono w nim dojrzewało: „Tutaj postanowiłem, że pójdę do seminarium. (…) I tu po raz pierwszy wyjawiłem swoją tajemnicę mojemu ojcu (…). Nie bez oporu otrzymałem od ojca błogosławieństwo na drogę do kapłaństwa Chrystusowego”. W Andrzejewie dziewięcioletni Stefek po raz pierwszy przyjął Pana Jezusa w Komunii Świętej. „Tutaj uczyłem się służyć do Mszy Świętej i przez dłuższy czas przy tym właśnie ołtarzu posługiwałem. W tym też kościele (…) przyjąłem sakrament bierzmowania – z rąk błogosławionego dziś męczennika – biskupa Juliana Nowowiejskiego” – wspominał jako prymas. Kiedy pan Stanisław stracił posadę organisty, Wyszyńscy przeprowadzili się do Wrociszewa. W Andrzejewie mieszkali osiem lat. Proboszczowi Andrzejewskiej parafii, księdzu Jerzemu Kruszewskiemu, dziękujemy za serdeczne przyjęcie i oprowadzenie śladami młodego Stefana Wyszyńskiego.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.