Starsi niż kościół

ks. Rafał Skitek /Radio eM

publikacja 20.05.2021 11:36

Mają najcięższy mszał na świecie. Najważniejsze święta kościelne obchodzą podwójnie. Modlą się po polsku i ukraińsku.

Droga Krzyżowa  w nowym kościele Droga Krzyżowa w nowym kościele
archiwum parafii

Ludzie na Wschodzie są religijni. Bardzo. – Nie znaczy to jednak, że do kościołów czy cerkwi uczęszczają tak regularnie jak w Polsce – mówi ksiądz Jacek Kocur, proboszcz rzymskokatolickiej parafii św. Michała we Lwowie, jednej z siedmiu w tym mieście. – Z Bogiem jednak się liczą. Aż trudno uwierzyć, że od II wojny światowej do 1990 roku wiara była tu zakazana, a prawie wszystkie świątynie – zamknięte. W tych, które były dostępne, nie wolno było przebywać osobom poniżej 18 lat. Tak mocno komuniści walczyli z wiarą. Na szczęście ta walka się nie udała. – Prawie nikt z rodziców naszych ministrantów i całkowicie nikt z ich dziadków nie chodził nigdy na katechezę, bo była ona zakazana – opowiada proboszcz. – To pierwsze pokolenie, no, może drugie, które jest związane z Kościołem. Dlatego rodzice, a jeszcze częściej dziadkowie nie rozumieją potrzeby życia wiarą – wyjaśnia ks. Jacek.

Dwa kalendarze

Największą grupą wyznaniową u naszych wschodnich sąsiadów są prawosławni. W zachodniej części Ukrainy natomiast, której sercem jest tak bliski Polsce Lwów, najwięcej jest grekokatolików. Rzymskich katolików na Ukrainie można spotkać niewielu, ok. 1–2 procent. Na co dzień tych różnic aż tak nie widać. Ale w życiu religijnym już zdecydowanie tak. A o wszystkim decyduje… kalendarz. No bo kalendarz wschodni, tzw. juliański, różni się od naszego, zwanego gregoriańskim. A to ma przełożenie nie tylko na przeżywanie świąt kościelnych, ale i na życie rodzinne. Jeszcze niedawno święta i uroczystości kościelne wyznaczone w kalendarzu rzymskokatolickim traktowane były jak dzień powszedni. Toczyło się zwyczajne, codzienne życie. Zamiast na przykład świętować Boże Narodzenie, dzieci cały dzień spędzały w szkole. Od dwóch lat, na szczęście, jest inaczej. Pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia jest dniem wolnym od pracy. – Wszystkie najważniejsze święta katolicy obrządku łacińskiego a więc my, obchodzą dwa razy – tłumaczy ks. Jacek. – Najpierw w kościele według naszego kalendarza, a następnie w domu według kalendarza wschodniego, bo np. wtedy świętują tata czy babcia. Na Ukrainie jest wiele małżeństw mieszanych – grekokatolików z rzymskimi katolikami – dodaje ksiądz. – I tak dwa razy w różnym czasie świętują Wielkanoc czy Boże Narodzenie.

Msza w leśniczówce

Parafia św. Michała Archanioła, której proboszczem jest ks. Jacek, znajduje się na wielkim osiedlu Sichów (Sykhiv). Mieszka tam ok. 300 tys. ludzi. Do parafii należy 800 osób, a powstała 25 lat temu. Najpierw, przez 15 lat, księża odprawiali Msze Święte w niewielkiej leśniczówce. Od dwóch lat katolicy cieszą się nową świątynią. – Ministranci są więc starsi niż kościół, w którym służą – uśmiecha się ks. Jacek. – Większość pamięta jeszcze starą, ciasną kaplicę. Uroczystość poświęcenia nowego kościoła trwała aż 3,5 godziny. – Proszę sobie wyobrazić, że ministranci przez cały ten czas byli wpatrzeni w ołtarz – z radością mówi ksiądz. – Nieraz trudno im skupić się podczas Mszy, a wtedy z zapartym tchem chłonęli wszystko, co działo się w kościele – wspomina proboszcz – Mam nadzieję, że zapamiętają to na całe życie...

Kleryk na trzy dni

W lwowskiej parafii posługuje ok. 20 ministrantów. Jedni odchodzą po ukończeniu szkoły średniej. Kilku lektorów służy, będąc już na studiach. – Od września ta liczba się zmniejszy, bo Mikołaj i Władek po zdaniu matury wstąpili do naszego seminarium duchownego we Lwowie-Brzuchowicach – cieszy się ks. Jacek. – Na ich miejsce trzeba przyjąć dwóch nowych i muszę powiedzieć, że poszukiwania już się rozpoczęły – dodaje. Wiele parafii rzymskokatolickich na Ukrainie liczy około 50 osób. Są i mniejsze. Zwykle jest tam dwóch, trzech ministrantów. Nieraz to wszyscy chłopcy z parafii. W diecezji działa duszpasterstwo ministrantów. W styczniu organizuje rekolekcje. Z roku na rok bierze w nich udział coraz więcej osób. Jest też organizowany dzień służby liturgicznej i – to najnowsza propozycja – spotkania w seminarium pod hasłem „Zostań klerykiem na trzy dni”. Ministranci mogą wtedy zamieszkać w seminarium i przez trzy dni razem z klerykami uczestniczą w życiu tamtejszej wspólnoty. Archidiecezja lwowska jest tak rozległa, że na takie spotkania ministranci jadą do Lwowa czasem nawet 5 godzin!

Trudności z… mszałem

W parafii św. Michała zbiórki odbywają się rzadko. Jedynie przed ważnymi uroczystościami kościelnymi. – Jest tak dlatego – tłumaczy ks. Jacek – że chłopcy kilka razy w tygodniu przychodzą do Kościoła: na wyznaczoną służbę, na katechezę prowadzoną przez księży lub siostry służebniczki i na spotkania Ruchu Światło–Życie. Zatem okazji, by przekazać im ważne informacje, nie brakuje. – A jakieś trudności ministrantów? – pytam. – Z pewnością odwagi wymaga nieraz publiczne przyznanie się nie tyle do Chrystusa, co do obrządku łacińskiego. Trzeba pamiętać, że wśród rzymskokatolickich ministrantów są i Polacy, i Ukraińcy – mówi proboszcz. – W ubiegłym roku podeszło do mnie dwóch starszych chłopców. Powiedzieli, że tak bardzo zaimponował im w szkole przykład naszych lektorów, że i oni chcieliby zostać ministrantami. Nie byli rzymskimi katolikami, ale ich rodzice się zgodzili. Dzisiaj są z nami. Niektórzy mają też trudności…. z mszałem. – To chyba najcięższy mszał na świecie – mówi ks. Jacek. – Waży tyle, że młodsi nie potrafią go podnieść.

Dwujęzyczni w kościele

Ministranci w parafii pod wezwaniem św. Michała są zwykle dwujęzyczni. Mówią po ukraińsku i po polsku. Liturgia w kościele jest sprawowana albo wyłącznie w języku polskim lub ukraińskim, albo dwujęzyczna – wtedy części stałe są po polsku, a czytania po ukraińsku. Niektórzy ministranci, którzy z domu nie znają języka polskiego – a to zdecydowana większość – nauczyli się go w Kościele. Pierwsze słowa po polsku, które poznali, to ministrancka modlitwa przed Mszą Świętą i po niej. Co ciekawe, między sobą rozmawiają po ukraińsku. Ale kiedy używają terminów religijnych, przechodzą na język polski: „Chto siohodni (dzisiaj) bude robyty dzwonki, a chto ampułki?”. Nie wiem, jakie jeszcze zdolności mają ministranci we Lwowie. Przyznacie pewnie, że sporo można się od nich nauczyć. Ciekaw jestem, czym wam zaimponowali?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.