Dom z serca

Agata Ślusarczyk

publikacja 14.05.2020 09:34

– Kim jesteś? – Polką! – Kto jest prezydentem Polski? – Andrzej Duda! – Co lubisz najbardziej? – Pierogi! – odpowiada mała Palestynka z Betlejem o ciemnych oczach i oliwkowej cerze.

Dom Pokoju w Betlejem  chętnie odwiedzają  pielgrzymi z Polski.  Mogą odprawić tu Mszę św., posłuchać o tym, jak wygląda życie w Betlejem,  i kupić pamiątki Dom Pokoju w Betlejem chętnie odwiedzają pielgrzymi z Polski. Mogą odprawić tu Mszę św., posłuchać o tym, jak wygląda życie w Betlejem, i kupić pamiątki
Agata Ślusarczyk

Niełatwo tu trafić. Wybudowany dziesięć lat temu budynek nie ma… adresu. Nie ma go też na mapach Google’a. Chowam więc do kieszeni telefon z GPS-em – pozostaje sprawdzona zasada: koniec języka za przewodnika. O drogę pytam w sklepie z dewocjonaliami. Dom Pokoju znajduje się w Betlejem niedaleko przejścia granicznego między Autonomią Palestyńską a Izraelem. Polskie siostry elżbietanki dają tu serce, pokój i nadzieję palestyńskim dzieciom. Razem z nimi tworzą DOM.

Przy granicy

Wśród innych budynków wyróżnia się wielkością i ciekawą architekturą. Dzwonię do drzwi. Otwiera siostra Szczepana Hrehorowicz, elżbietanka, przełożona Domu Pokoju w Betlejem. – Nasz pierwszy dom powstał w Jerozolimie na Górze Oliwnej w 1967 r. – opowiada siostra. – Zamieszkały w nim palestyńskie dzieci, które podczas sześciodniowej wojny izraelsko-arabskiej straciły nie tylko dom, ale i rodziców. A kiedy w 2003 r. między Autonomią Palestyńską a Izraelem postawiono mur, postanowiłyśmy wybudować drugi dom dla dzieci z Betlejem i okolic, czyli mieszkających w Autonomii. Obydwa domy powstały dzięki pomocy przede wszystkim Polaków z kraju i zagranicy. Wspierają nas też różne organizacje dobroczynne, parafie i szkoły – wyjaśnia. – Pianino na przykład, komputery czy organy w kościele – to dary ludzi dobrego serca. Kilka razy otrzymaliśmy też pomoc z Caritas Polska i Ministerstwa Spraw Zagranicznych – dodaje siostra Szczepana.

Powroty

Dom jest duży. Na parterze znajduje się kuchnia, jadalnia i świetlica. Na pierwszym piętrze: kaplica, biblioteka – również z polskimi książkami – i pokój komputerowy. Osobne piętro jest dla dziewczynek i osobne dla chłopców. Z najwyższego poziomu budynku widać bazylikę Narodzenia Pańskiego, Pustynię Judzką, a przy dobrej widoczności nawet Morze Martwe! W domu mieszka około 40 palestyńskich dzieci. Nie wszystkie są sierotami. Przeważnie pochodzą z bardzo biednych chrześcijańskich rodzin. – Rodzice często sami się do nas zgłaszają, gdy swoim dzieciom nie mogą zapewnić takiego dzieciństwa, jakie by chcieli – wyjaśnia siostra. Większość dzieci przebywa w Domu Pokoju przez cały czas, część z nich spędza niedzielę z rodziną, a do sióstr wraca po południu, by uczestniczyć w niedzielnej Mszy św. po arabsku i po angielsku. Są i takie dzieci, które przychodzą tylko do świetlicy – odrabiają lekcje, jedzą obiad, bawią się z rówieśnikami, a wieczorem wracają do swojego domu. – Wszystkim dzieciom opłacamy naukę, w miarę możliwości pomagamy także tym, które przychodzą do nas tylko czasami albo proszą o jakieś wsparcie – mówi siostra.

Humus i falafele

Dzień w Domu Pokoju dzieci zaczynają o szóstej rano. Potem – krótka modlitwa i wspólne śniadanie. Kwadrans przed siódmą wyruszają do szkoły. Wczesnym popołudniem dom znów ożywa. – Najpierw buziak – wracające ze szkoły dzieci wita Rania, kiedyś jedna z wychowanek. Do sierocińca trafiła, gdy w wypadku samochodowym straciła rodziców. Teraz ma swoją rodzinę, ale jak mówi, Dom Pokoju zawsze pozostanie jej domem. Pracuje w tutejszej kuchni i pomaga dzieciom w odrabianiu lekcji. – Dobrze wiem, czego tym dzieciom potrzeba – mówi Rania. – Dlatego staram się dla nich być jak mama. Na obiad zawsze przygotowuje im jakieś arabskie przysmaki – falafele, humus, ryż z warzywami lub pieczonymi migdałami albo choćby bułeczki z zatarem, popularną arabską przyprawą, a na deser jest kunafa z nadzieniem serowym. Potem – odrabianie lekcji, zajęcia dodatkowe i zabawa. Po kolacji – czas wolny. Dzień kończy wspólna modlitwa w kaplicy o 19.30. Co ciekawe, w kaplicy przez cały rok leży figurka Dzieciątka Jezus. – Chcemy symbolicznie przypominać, że tu, w Betlejem, narodził się Jezus, Książę Pokoju – tłumaczy siostra. – To bardzo trudne zadanie, bo w domach i w ojczyźnie naszych dzieci często brakuje pokoju.

Polskie kolędy

Najmłodszy w domu jest sześcioletni David. Najstarsi przygotowują się do egzaminów kończących szkołę średnią lub studiują. Dorosłe dziewczyny w czasie sezonu pielgrzymkowego pracują w pobliskich hotelach, restauracjach czy sklepach z dewocjonaliami. Ośmioletnia Karolinka do Domu Pokoju trafiła krótko po urodzeniu. Mama sama nie dała rady opiekować się dzieckiem. Dziewczynkę o ciemnych oczach i oliwkowej cerze wychowały polskie siostry. Można śmiało powiedzieć: na prawdziwą Polkę! Karolinka wie, że prezydentem Polski jest Andrzej Duda, potrafi zaśpiewać nasz hymn i… lubi pierogi. Bardzo chciałaby kiedyś odwiedzić nasz kraj, a właściwie chyba swój kraj. Bo na pytanie: „Kim jesteś?” bez wahania odpowiada z szerokim uśmiechem: „Polką!”. – Oficjalnym językiem w Domu Pokoju jest angielski – mówi siostra Szczepana. – W szkole dzieci mówią głównie po arabsku, uczą się też angielskiego, włoskiego albo francuskiego. A ponieważ przebywają z nami, przy okazji uczą się polskiego… – uśmiecha się siostra. W Domu Pokoju dzieci mają sporo okazji, by poznać nasz kraj i nasze zwyczaje. – W Boże Narodzenie dzielimy się opłatkiem i śpiewamy kolędy po arabsku, angielsku, łacinie i po polsku (najbardziej podoba im się „Lulajże, Jezuniu”). Mamy też jasełka i wieczerzę wigilijną dla dzieci i ich rodzin. Nie ma też urodzin bez polskiego „Sto lat!”. Nawet na obiad bywają u nas pierogi i pomidorówka. Dzieci, choć początkowo niechętnie, poznały też smak polskiej kiełbasy i słodyczy, które przywożą pielgrzymi z Polski – opowiada siostra Szczepana.

Miasto (nie)pokoju

Betlejem od Jerozolimy dzieli nie tylko 10 km. Między Izraelem (Jerozolima) a Autonomią Palestyńską (Betlejem) postawiono wysoki betonowy mur. To skutki konfliktu, który trwa od ponad pół wieku. Mieszkańcy odczuwają go na każdym kroku. Palestyńczycy już od 4 rano ustawiają się w kolejce, by przedostać się do Izraela, gdzie pracują. Nie wszystkim udaje się przejść, bo czasem bez powodu przejście jest zamykane. A to oznacza brak pieniędzy za pracę. – Betlejemskie dzieci dorastają w atmosferze niepokoju i niepewności – mówi siostra Szczepana. – Dlatego właśnie tu powstał nasz dom. Najmłodsi mogą tu pobyć w pokoju, mogą odzyskać nadzieję, sens życia. Jak choćby 16-letni Francis, który w szkole zawodowej prowadzonej przez salezjanów uczy się zawodu elektryka. Może zostanie też rzeźbiarzem, bo jest obdarzony wyjątkowym talentem. – W szkole ma dodatkowe zajęcia rzeźbienia w drewnie – mówi siostra. – Będę go zachęcać, by rozwijał się i w tym kierunku. Siostra Szczepana niejeden taki talent odkryła. Czworo wychowanków domu studiuje w Polsce medycynę, psychologię, polonistykę i ekonomię. – Zależy mi, by dzieci uczyły się języków i rozwijały swoje zdolności. Dlatego prowadzimy zajęcia gry na pianinie i gitarze, a także tańca i śpiewu. Może uda się wybudować salę muzyczną i do gimnastyki korekcyjnej… – marzy siostra. – I zdobyć własny, niezależny od rządowych dostaw generator prądu. Szczególnie zimą uciążliwe są kilkugodzinne przerwy w dostawie energii elektrycznej.

Serce Betlejem

W Domu Pokoju pomagają wolontariusze. Przyjeżdżają na miesiąc albo kilka miesięcy z Polski, Niemiec czy Hiszpanii. Pomagają w sprzątaniu, gotowaniu, pracach remontowych. Odrabiają z dziećmi lekcje i organizują im ciekawe zabawy. Niektórzy wykonują różańce, mydełka czy etui na telefon z napisem „Betlejem”, sprzedawane potem w sklepiku z pamiątkami. Dzięki ich pracy powstały na terenie Domu Pokoju m.in. ołtarz polowy i grota Matki Bożej. Karolina Licznar pomaga porządkować leki i opiekuje się chorymi dziećmi. – Jestem pielęgniarką – mówi. – A kiedy przyjeżdżają pielgrzymi, służą jako zakrystianka – uśmiecha się. Karolina pomaga też w pracach domowych i świetnie sprawdza się w kuchni. Ale ma czas i na zwiedzanie. Wystarczy 30-minutowy spacer, by z Domu Pokoju dojść do bazyliki Narodzenia Jezusa. Palestyńskie dzieci w każdą niedzielę, nie tylko w Boże Narodzenie, mogą tu uczestniczyć w Mszy św. Natomiast w pobliżu Domu Pokoju znajduje się grobowiec Racheli, żony patriarchy Jakuba, która zmarła, rodząc syna Beniamina. Do dziś do jej grobu pielgrzymują żydowskie kobiety, prosząc o dar macierzyństwa. Chrześcijańskie i muzułmańskie kobiety przybywają z kolei do Groty Mlecznej w Betlejem.

Żeby ustała epidemia

Gdy piszę ten tekst dla „Małego Gościa”, w Betlejem, jak niemal wszędzie na świecie, panuje epidemia koronawirusa. Pielgrzymi, wolontariusze i przyjaciele jeszcze długo nie odwiedzą Domu Pokoju. Władze wprowadziły tu stan wyjątkowy. Bazylika Narodzenia Pańskiego i wszystkie kościoły są zamknięte dla zwiedzających. Zamknięto też szkoły, przedszkola i uczelnie. Obowiązuje zakaz wjazdu do Betlejem. W Domu Pokoju pozostali tylko stali mieszkańcy. Dzieci, które mają swoje rodziny, wróciły do domu. – Nie możemy wychodzić – mówi siostra Szczepana. – Jedzenie dostarczają nam dobrzy ludzie. Ubogie rodziny otrzymują pomoc od parafii i organizacji dobroczynnych. My też dzielimy się tym, co mamy… W Domu Pokoju trwa modlitwa. Przed Najświętszym Sakramentem siostry elżbietanki, dzieci, wolontariusze i kapłani trwają codziennie na kilkugodzinnej adoracji. Modlą się o ustanie epidemii. Proszą już nie tylko o pokój dla Betlejem, ale i o miłosierdzie dla całego świata.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.