Taniec, śpiew i oklaski

Krzysztof Błażyca

publikacja 12.03.2020 09:47

Lamparcie skóry na ramionach, strusie pióra we włosach, dzwonki na łydkach. W dłoniach tarcze, włócznie i… wuwuzele. Scena z filmu? Mecz? Nic z tego. To... Msza Święta!

Taniec, śpiew i oklaski

Wir śpiewu, kolorów i tańca. Dokoła ponad milion ludzi. Radość na twarzach. Rusza procesja z darami. Do ołtarza niosą kosze pełne bananów, ananasów, arbuzów i mango. W innych koszach podłużne bloki mydła, czasem jeszcze skrzynki z oranżadą, kury i koza. Kiedyś widziałem kobietę niosącą w koszu na głowie dziecko. Maluch w ręku trzymał Biblię. W mieście czy na wsi – wszędzie jest podobnie. Ludzie tańcem i śpiewem chwalą dobrego Boga, a kiedy kapłan podnosi Ciało i Krew Pańską, na cześć Jezusa rozlega się radosny okrzyk albo oklaski. Ze wszystkich sił. Dla Jezusa. – Tym razem Msza była krótka – mówili po uroczystościach ku czci świętych Męczenników z Namugongo moi ugandyjscy przyjaciele. – Tylko... 4 godziny.

Najszczęśliwszy na świecie

Z „Małym Gościem” zdeptaliśmy już wiele afrykańskich ścieżek. Jedne zaprowadziły nas do małych kaplic schowanych w buszu, zbudowanych z błota i słomy, gdzie Msza św. zaczyna się wtedy, „kiedy ludzie przyjdą”. Innym razem trafiliśmy do afrykańskich sanktuariów w Kibeho w Rwandzie czy Namugongo w Ugandzie, gdzie codziennie przybywają tłumy pielgrzymów. Choć kraje były różne i mieszkańcy różni – żywa wiara i radość wszędzie takie same. Bóg jest obecny w ich codziennym życiu, bez wielkich słów. – Tutaj ludzie chcą być blisko Boga... – mówił misjonarz o. Leopold Lalonde, spotkany przed laty. Pracował w szpitalu w Zambii. – Nieraz cały oddział się śmieje, a niektórzy nawet tańczą. Chorzy powtarzają, że radość to najlepsze lekarstwo – opowiadał misjonarz.

Trzy godziny w deszczu

Pracujący w Tanzanii o. Adam Cytrynowski ogłosił kiedyś, że będzie Msza św. w jednej z odległych kaplic. Ludzie przekazywali informacje do okolicznych wiosek. Tego dnia, gdy kapłan przyjechał, by odprawić Mszę, rozpadał się deszcz. Ojciec Adam długo czekał na ludzi. Przyszło kilka osób. Jako ostatnia dotarła jeszcze jedna, bardzo spóźniona, starsza kobieta. „Dlaczego tak bardzo się pani spóźniła?” – zapytał ojciec Adam. „Przecież Msza jest tylko raz na kilka miesięcy”. Kobieta spojrzała na misjonarza i odpowiedziała: „Ojcze, przepraszam. Miał mnie syn przywieźć, ale nagle zachorował i musiałam przyjść pieszo…”. – Uświadomiłem sobie, że ta kobieta szła prawie trzy godziny w deszczu, by dotrzeć na Mszę. Zrobiło mi się głupio... – opowiadał misjonarz

Adoracja w sanktuarium

W Mynyonyo franciszkanie z Krakowa wybudowali piękne sanktuarium nad Jeziorem Wiktorii. Wiele osób godzinami adoruje tu Jezusa w Najświętszym Sakramencie. – Co miesiąc organizujemy rekolekcje o Bożym miłosierdziu – mówi o. Wojtek Ulman, proboszcz sanktuarium. – Przyjeżdża nawet tysiąc osób. Jest dużo spowiedzi, wiele osób na adoracji. Ludzie znają nawet „Dzienniczek” siostry Faustyny, przetłumaczono go na tutejszy język luganda. Mszy św. w Munynyo zawsze towarzyszą piękne śpiewy, bo w sanktuarium jest kilka chórów. Niedaleko Munyonyo na wzgórzu jest też sanktuarium Kiwamirambe, Matki Bożej Królowej Pokoju. Nie ma tu kościoła. Msza jest odprawiana pod wiatą. Wokół są ścieżki z drogą krzyżową, figura Matki Bożej i schody, po których na kolanach modlący się podchodzą do obrazu Jezusa Miłosiernego. – Ludzie żyją tu bardzo prosto. Kochają Eucharystię i Matkę Bożą – dodaje o. Wojtek

Wielka tęsknota

W Kamerunie, w Czadzie i na Madagaskarze bywał o. Marcin Wrzos, oblat, redaktor naczelny „Misyjnych Dróg”. – Ludzie w tamtych krajach przeżywają wiarę na sto procent. Duszą i ciałem. Śpiewy do niedzielnej Mszy przygotowują dużo wcześniej, nie na ostatnią chwilę. Do tradycyjnych instrumentów w Kamerunie należą bębny albo kalimba, a na Madagaskarze częściej słychać syntezator. – Tam, gdzie Eucharystia nie może być często sprawowana, ważne jest wspólne czytanie słowa Bożego – mówi ojciec Marcin. – Takie nabożeństwa prowadzą katechiści – tłumaczy. – To odpowiednio przygotowani ludzie świeccy. Na Mszę ludzie przychodzą w swoich najlepszych ubraniach. Mają specjalne stroje na Msze i wyjątkowe uroczystości. Zawsze elegancko. – Kiedyś u nas w Polsce ludzie mieli specjalne buty, garnitur czy sukienkę do kościoła. Tam na wsiach ludzie czasami chodzą w butach tylko do kościoła – mówi misjonarz. – Msza Święta jest dla nich najważniejsza – dodaje. – Tęsknią za nią, gdy długo nie ma misjonarza…

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.