Historia nie z tej ziemi

Krzysztof Błażyca

|

MGN 01/2020

publikacja 20.05.2021 10:51

Najpierw trafili do Iranu, stamtąd część do Indii, a większość do Afryki. Mieli tam wszystko. I kościół, i bibliotekę, i teatr, i harcerstwo, i szkołę. I cmentarz.

Cmentarz w Koja nad Jeziorem Wiktorii w Ugandzie. Powyżej tablica pamiątkowa z nazwiskami Polaków Cmentarz w Koja nad Jeziorem Wiktorii w Ugandzie. Powyżej tablica pamiątkowa z nazwiskami Polaków
zdjęcia Krzysztof Błażyca /foto gość

Profesor Hubert Chudzio z zespołem badaczy właśnie wrócił z dalekiego Zimbabwe. Odbudowali kolejny zapomniany polski cmentarz pochłonięty przez afrykański busz. Ich naukowa misja to jak bożonarodzeniowy prezent pamięci polskich dzieci-tułaczy.

Hubert, puknij się w głowę

W skórzanym kapeluszu na głowie, z etnicznymi bransoletkami na rękach i koszuli w pustynnym kolorze wygląda jak Indiana Jones. Na co dzień jest profesorem krakowskiego Uniwersytetu Pedagogicznego. W 2000 roku usłyszał o polskich cmentarzach w Afryce. – Kiedy o tym mówiłem kolegom historykom, pukali się w głowę: „Hubert, jakie polskie cmentarze w Afryce?” – śmieje się naukowiec. – Dobrze udokumentowany był szlak 80 tys. polskich żołnierzy prowadzonych przez generała Andersa. Ale historia tułaczki ok. 40 tys. kobiet, dzieci i mężczyzn niezdolnych do służby wojskowej była nieznana. Najpierw trafili do Iranu, a stamtąd do Indii i 22 osiedli w Afryce. Na terenie takiego osiedla mieli wszystko. I kościół, i bibliotekę, i teatr, i harcerstwo, i szkołę – opowiada z pasją profesor, który tę niezwykłą historię poznał dzięki misjonarzowi ks. Janowi Marciniakowi.

Weź kiełbasę na drogę

Na pierwszą wyprawę Hubert razem z szóstką osób pojechał w 2009 roku. Odremontowali wtedy trzy polskie cmentarze. Jeden w Tanzanii i dwa w Ugandzie. W Tanzanii na osiedlu Tengeru mieszkało w czasie wojny aż 5 tys. Polaków. Przez tydzień wolontariusze odnowili kilkadziesiąt nagrobków. Niektóre rozsadzały już korzenie drzew. – Spotkaliśmy wtedy ostatniego żyjącego w Tanzanii sybiraka, pana Edwarda Wójtowicza – opowiada pan Hubert. – Dał nam na drogę 3 kilogramy polskiej kiełbasy, którą sam robił – wspomina naukowiec. – Z Tanzanii przez Kenię ruszyliśmy autobusem do Ugandy. Zatrzymaliśmy się u o. Ryszarda Józwiaka, salezjanina. Dał nam farby i ludzi do pomocy. Miejscowości Koja nad Jeziorem Wiktorii trudno szukać na mapie. A w latach 1942–1952 żyło tam ok. 3 tys. Polaków. – Na polskim cmentarzu został tylko pomnik z 97 nazwiskami. Pomyślałem, że skoro znamy nazwiska, możemy postawić 97 krzyży – mówi prof. Chudzio.

Odnów cmentarz nad Jeziorem Wiktorii

Wkrótce zaczęli się zgłaszać ludzie zafascynowani tą mało znaną historią. Przede wszystkim sybiracy, którzy jako dzieci mieszkali w polskich osiedlach w Afryce. – Każdy chciał ufundować jeden krzyż – uśmiecha się profesor. – I tak odbudowaliśmy biało-czerwony cmentarz nad Jeziorem Wiktorii. Dużo nam pomógł ks. Jóżwiak. Na pomniku jest napis  „Zmarli Polacy w drodze do ojczyzny”. Było piękne otwarcie. A wszystko zaczęło się od akcji kilku studentów... I tak od zera odbudowano już trzy zapomniane polskie cmentarze. Kolejne trzy odnowiono, a dziewięć pozostałych udokumentowano. 14 polskich cmentarzy w Afryce znajdowało się w pobliżu polskich osiedli, gdzie mieszkało od kilkuset do kilku tysięcy osób. – Przy jednym z osiedli w Zimbabwe była polska szkoła – opowiada profesor. – Prowadził ją generał Ferdynand Zarzycki, przedwojenny senator i minister. Dziś w tej szkole uczą się miejscowe dzieci, a portret generała wciąż tam wisi. Przy wejściu do szkoły umieszczony jest też wyhaftowany orzeł polski.

To nie może leżeć na śmietniku

Profesor Chudzio odkrył nieznane historie Polaków, a potem w Krakowie, w dawnym forcie Skotniki, stworzył archiwum historii Polaków – tułaczy. To Centrum Dokumentacji Zsyłek, Wypędzeń i Przesiedleń, jedyne takie miejsce w Polsce. Podlega pod krakowski Uniwersytet Pedagogiczny. W forcie odbywają się też zajęcia dla szkół. – Mamy na przykład warsztaty pod tytułem „Przerwane dzieciństwo” o Polakach wywożonych w czasie II wojny światowej w głąb Związku Sowieckiego – mówi Anna Hejczyk, oprowadzając po forcie. – Jest też tu wiele historii o tych, którym udało się przedostać do osiedli w Indiach czy Afryce. Mamy nagranych ponad tysiąc wywiadów oraz posiadamy tysiące dokumentów i artefaktów. Opowiadamy tu też o chłopcach, którzy trafili do Włoch, a potem walczyli w słynnej bitwie o Monte Cassino. Mamy fotografie Polaków z różnych stron świata i różne pamiątki. – Kiedyś w Anglii przyszedł do nas śmieciarz. Przyniósł znalezione przez siebie pudełko i powiedział, że to nie może leżeć na śmietniku – opowiada prof. Chudzio. – Okazało się, że były tam rzeczy po polskim żołnierzu: naszywki, recepta, klisza fotograficzna... Potem odnalazła się nawet rodzina tego żołnierza… Dla szkół kontakt z Centrum przez: www.zsylkiwypedzenia.up.krakow.pl

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.