Jezus przytulił wojownika

Joanna Juroszek

|

MGN 01/2020

publikacja 13.02.2020 09:33

Były kolędy, ogromna choinka, rodzina, prezenty, orkiestra dęta, masa kartek, opłatek, ksiądz z Panem Jezusem i pełno niespodziewanych gości.

Chłopak skradł serca swoich rodziców i dużo starszego rodzeństwa Chłopak skradł serca swoich rodziców i dużo starszego rodzeństwa
archiwum rodzinne

Wigilia Janka była już w listopadzie. Boże Narodzenie świętuje w... niebie. Janek Mieszkiełło z Zielonej Góry, 14-letni, uśmiechnięty od ucha do ucha rozrabiaka z szablą w ręku, chorował na bardzo ciężkiego guza mózgu. Glejaka pnia mózgu nie da się zoperować. Ta choroba niestety najczęściej kończy się śmiercią.

Uśmiechnięty łobuz

Janek urodził się w Dzień Ojca, w 2005 roku. Dwa miesiące wcześniej umarł papież Polak – Jan Paweł II. Jasiek był czwartym dzieckiem w rodzinie, oczkiem w głowie nie tylko rodziców, ale i starszego rodzeństwa. Kiedy przyszedł na świat, jego najstarszy brat miał już 23 lata. Jedna siostra zaczynała studia, a druga miała 15 lat. Janek skradł ich serca. – Kiedyś jechał na rowerze, stojąc na ramie. Innym razem przekoziołkował rowerem i wylądował przed maską samochodu – wspomina pan Marek, tata Janka. – Psocił, ale był bardzo lubiany. W szkole świetnie sobie radził. Przynosił świadectwa z paskiem, choć w domu niezbyt długo siedział nad książkami. Szalał za to na WF-ie i uwielbiał gry komputerowe. Grywaliśmy razem w szachy, ale potem musiałem to zastopować. Zaczął mnie ogrywać, a myśmy na pieniądze grali – uśmiecha się tata. – Janek pięknie przeżył swoją Pierwszą Komunię Świętą – wspomina dalej. – Jakiś czas później, za namową kolegi, został ministrantem. Opowiadał mu, jak fajnie dzwoni się dzwonkami. Jaś pięknie wyglądał w stroju ministranta…

Dobry zawodnik

Był mistrzem województwa w szermierce. Marzył, żeby dostać się do młodzieżowej kadry Polski. Miał bardzo dobrą taktykę. Na początku każdej walki specjalnie przegrywał, by poznać mocne i słabe strony swojego przeciwnika. Chwilę później atakował. W najmniej spodziewanym momencie. Na międzynarodowych zawodach niemiecki trener, widząc Jasia, stawiał go za wzór swoim uczniom. Marzenia o karierze sportowca przerwała ciężka choroba. Jego życie próbowali uratować lekarze w Polsce, Stanach, Niemczech i Szwajcarii. Przeprowadzili nawet biopsję, z pnia mózgu pobrali do badania chore tkanki. Dzięki temu mogli określić, z jakim rodzajem raka walczy Janek. – Jako pierwsze dziecko w Polsce był trzy razy leczony radioterapią. Przed trzecią – niebezpieczną dla życia – sam powiedział, że jeżeli mu się uda, to innym dzieciom też może się udać – łamiącym się głosem opowiada tata. Jasiek dawał nadzieję innym rodzicom dzieci chorych na glejaka... Przeszedł ciężką drogę, która może pomóc w leczeniu kolejnych dzieci. Dzielnie walczył do końca. Umarł w niedzielę 17 listopada. Miesiąc przed świętami Bożego Narodzenia.

Z różańcem do nieba

W czasie choroby rodzice i rodzeństwo Janka prowadzili blog „Wszyscy za Jaśka”. – Pisaliśmy o skomplikowanym leczeniu i o tym, jak znosi je Janek. Ale i o tym, jak ważna w takiej chorobie jest wiara – wspomina tata. – Janek nie miał pretensji do Boga. Poruszeni śmiercią naszego papieża, nazwaliśmy go Jan Paweł. Gdy Jasiek zachorował, pytałem Boga, po co był Mu potrzebny nasz Jan Paweł… Myślę jednak, że jeżeli miał coś zmienić w leczeniu polskich dzieci chorych na glejaka, to taki wojownik był Mu potrzebny. Dotarło do mnie, że według naszych wyobrażeń ten, kogo kochamy, ma mieć superżycie, wszystko ma się układać. A przecież Bóg swojego własnego Syna wysłał na krzyż, by zmienić świat! Jesteśmy pewni, że Bóg kocha Jasia... I że jest on w niebie – dodaje bardzo spokojnym głosem. – Śmierć w oczach Boga to zupełnie inna historia. Jeśli niektórych zabiera do siebie wcześniej, to wcale nie znaczy, że nie kocha. Bóg rzuca swojego wojownika na najtrudniejszy odcinek, a potem mocno przytula do siebie... – wyjaśnia. Komunia, spowiedź, sakrament chorych – to dawało Jankowi siłę. W czasie trudnych badań, szczególnie podczas rezonansu, którego bardzo nie lubił, modlił się. Od swojego katechety dostał różaniec z Ziemi Świętej. Był z nim cały czas. Z tym różańcem w ręku Janek poszedł do nieba.

Ostatni kalendarz adwentowy

Swoją ostatnią wigilię przeżył 9 listopada. Janek już wtedy nie potrafił mówić, ale był wszystkiego świadomy. Widział gości, masę prezentów, przepiękną choinkę, orkiestrę dętą grającą mu za oknem, ludzi trzymających w rękach sztuczne ognie, kartki z życzeniami z całego świata. Z błędami ortograficznymi, z modlitwą, pisały do niego dzieci z całej Polski, Europy, a nawet z różnych części świata. Kartkę wysłali mu prezydent ze swoją żoną, sportowcy i więźniowie. „Jestem mikrobiologiem, pracujemy nad mózgiem w zespole naukowców z całego świata, Jasiu jest naszym bohaterem” – napisała Polka mieszkająca w Austrii. „Dzięki tobie się trzymam” – pisały chore dzieci. – Cali byliśmy w brokacie – uśmiechają się rodzice Janka, pokazując kartony z dziełami sztuki ozdobionymi przez dzieci. Od Karola, swojego przyjaciela, Jasiek dostał specjalny kalendarz adwentowy. Każdego dnia wspomina w nim wspólne chwile z Jankiem. – Dowiedzieliśmy się, co robili, jakie mieli plany. Wydało się, że kiedyś bawili się elektronarzędziami męża – uśmiecha się mama, pani Gosia. – Tu stała choinka ze wszystkimi ozdobami, które dostaliśmy w listach do Jasia – wspomina. – Były na niej specjalnie robione pierniki w kształcie szachów, klocków Lego, serduszka, aniołki robione na szydełku, gwiazdki, bombki... A przy łóżku siedzieli najlepsi kumple Janka. – Tylu ludzi dowiedziało się o chorobie naszego Jasia – mówią jego rodzice. – Wielu czytało naszego bloga. Jaś stał się im bliski, a dla swoich rówieśników, którzy czytali o jego walce – stał się bohaterem, przykładem, jak sobie radzić wobec śmiertelnej choroby, nie tracąc wiary i nadziei. Razem z nami cierpieli po jego śmierci. Pomagali nam wszyscy. Wspierali nas sąsiedzi, rodzina, obcy ludzie, znajomi naszych dzieci. Teraz my chcemy pomagać innym chorym dzieciom.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.