Raz na tysiąc lat

Rozmawiała Joanna Juroszek

|

MGN 12/2019

publikacja 21.11.2019 09:23

O swoich wybrykach i miłości do Maryi opowiada Michał Chorosiński, aktor, który użyczył głosu w audiobooku o kard. Wyszyńskim

Raz na tysiąc lat Roman Koszowski /Foto Gość

Mały Gość Niedzielny: W książce „Będziesz miłował...” o kard. Wyszyńskim jest taka historia, kiedy mały Stefek niszczy lalki swoim siostrom. Mały Michał też miewał podobne pomysły?

Michał Chorosiński: Myślę, że moja siostra też lekko ze mną nie miała. Te podobieństwa widzę również u swoich dzieci – mam trzech synów i dwie córki. Najmłodsi: Jan Paweł i Piotrek, jak to chłopcy, rozkładają wszystko na czynniki pierwsze. Naprzykrzają się przy tym starszym siostrom. Później jest płacz, przepraszanie, żal… Ale potrzeba, żeby coś zniszczyć, zobaczyć, jak działa, często bywa silniejsza.

A mały Michał był rozrabiaką?

Tak, i to dużym. Mama mojego wujka była krawcową. To były wczesne lata 80. Jej klientka jakimś cudem, gdzieś z Zachodu, zdobyła wspaniały materiał na sukienkę. Byliśmy u nich z wizytą. Wszyscy w najlepsze rozmawiali w sąsiednim pokoju, a ja wszedłem do pracowni, zobaczyłem wielkie nożyce krawieckie, przygotowany już materiał i… pociąłem go na drobne kawałki! Do dziś pamiętam rozpacz mamy wujka. Wtedy solidnie mi się dostało. A innym razem prababcia przygotowywała ogórki na zimę. Kilkadziesiąt słoików, wszystko pięknie poukładane, z chrzanem, z czosnkiem, gotowe do zalania. Pracowicie wszystko powyciągałem i jak gdyby nigdy nic powiedziałem: „Babciu, wyjąłem już wszystkie ogórki”.

Kiedy umierał kard. Stefan Wy-szyński, miał Pan zaledwie 6 lat. Zamyka Pan oczy, wraca do tego czasu i co widzi?

Pierwsze wspomnienie dotyczące prymasa Wyszyńskiego, które bardzo mocno mam w pamięci, to słynna scena z Watykanu. Po wyborze Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową podczas uroczystej Mszy prymas Wyszyński próbuje ucałować rękę Jana Pawła II, a on mu na to absolutnie nie pozwala. Sam całuje jego rękę. Potem obejmują się. W tej scenie uderza mnie niezwykła pokora. Tak jako dziecko zapamiętałem prymasa.

A co mówiło się o nim w domu?

Zawsze z wielkim szacunkiem. Podkreślano, że jest kimś ważnym. Jak przez mgłę pamiętam, że po jego śmierci był w nas jakiś smutek... Później już jako dorosły dowiadywałem się, kim był. Jan Paweł II mówił, że takich ludzi Pan Bóg zsyła raz na tysiąc lat. Chociażby te słowa świadczą o tym, jak ważna była to postać.

Kard. Stefan Wyszyński od dziecka wiedział, że chce zostać księdzem. A kim jako dziecko chciał być aktor Michał Chorosiński?

Chciałem być wojskowym, generałem, marzyły mi się wielkie bitwy, wcześniej przeczytałem parę książek, między innymi Trylogię. To wszystko pobudzało moją fantazję. Opisy bitew czytałem chyba kilkanaście razy. Bardzo lubiłem też różne sporty, chodzenie po górach, granie w piłkę.

A chciał Pan być mężem i ojcem?

Jako dziecko nie myślałem o tym. Nawet na początku studiów trudno było mi sobie wyobrazić, co to znaczy być ojcem. Myślę, że do tego się dojrzewa. Nigdy nie jest się na to gotowym, ale zawsze człowiek może sobie z tym poradzić.

Po kard. Wyszyńskiego przychodzą komunistyczni funkcjonariusze. Zaraz zostanie aresztowany. Pies gryzie jednego z nich w palec. A prymas każe opatrzyć mu ranę...

Po tym właśnie poznaje się Bożych ludzi. Przykładem może być też bł. ks. Jerzy Popiełuszko, który mówił: „Zło dobrem zwyciężaj”. Jest wielu ludzi, którzy źle nam życzą, wyrządzają nam krzywdę. Sztuką jest umieć pomodlić się za nich i im przebaczyć.

Nagrał Pan właśnie dla dzieci audiobooka o kard. Wyszyńskim. Zaskoczyło Pana coś w tym człowieku?

Szczególnie zwróciłem uwagę na to, że tak jak Karol Wojtyła, również i on stracił mamę jako dziewięciolatek. Nie chcę wyciągać pochopnych wniosków, ale z jednej strony zmarła mama była jego orędownikiem (mówił zresztą, że cały czas czuł jej obecność w trudnych chwilach), z drugiej zastanawia mnie, jak Pan Bóg prowadzi to wszystko… Osobom, które miały odegrać ważne role, zabrał kogoś tak ważnego... Obaj przeżyli jako dzieci ból… I obaj w Matce Bożej odnaleźli Matkę, która na pewno im nie umrze.

A w Pana życiu Maryja i Różaniec zajmują ważne miejsce?

Oczywiście, Różaniec to moja największa broń. Nie wymyśliłem tego porównania, to słowa jednego z moich ulubionych świętych, ojca Pio. Kiedy był bardzo mocno dręczony przez Złego, wołał swoich braci, żeby ze stołu podali mu broń. Na początku nie wiedzieli, o co mu chodzi. Podpowiadał: – Różaniec! Rzeczywiście ta modlitwa bardzo pomaga mi w trudnych chwilach i gdy zaczynam nią kolejny dzień, daje siłę, dobre natchnienia do pracy. Różaniec jest dla mnie bardzo ważny.

Czego dzieci mogą nauczyć się od kard. Wyszyńskiego? Co mogą wziąć dla siebie z tej postaci?

Może jego podejście do obowiązków? Traktowanie bardzo poważnie, rzetelnie codziennych, drobnych rzeczy, które musimy zrobić. W przypadku dzieci mówimy przede wszystkim o obowiązkach szkolnych.

Mamy Adwent. Jaki to czas dla rodziny Chorosińskich?

Staramy się uczestniczyć w Roratach. Nie zawsze jest to łatwe, bo w tym czasie – jak na złość – dzieciom najbardziej chce się spać. W sobotę i niedzielę potrafią wstać o 6.00. U dzieci to radosne oczekiwanie na narodziny Jezusa niewątpliwie wiąże się też z czekaniem na prezenty. Ale oczywiście staramy się im przekazać istotę tych świąt.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.