Mam więcej, niż chciałem

Aleksandra Pietryga

|

MGN 11/2019

publikacja 26.11.2019 10:00

Biegiem przemierzył całą Polskę. Przepłynął Ocean Atlantycki. Tańczył na balu jak z bajki o Kopciuszku i jest najmłodszym polskim pisarzem fantasy.

 Mam więcej,  niż chciałem archiwum Tomka Sobani, pixabay

Tomek Sobania jest studentem teologii. Ma 21 lat. Zdobywa górskie szczyty, grywa w spektaklach teatralnych. Wydał trzy książki. Wielkim żaglowcem pływał po morzach i oceanach. W siedem dni pokonał 300 km w górzystym terenie w Hiszpanii, a w tym roku przebiegł całą Polskę – od Tatr do morza, by pomóc chorej na nowotwór złośliwy Dominice – mamie trójki dzieci. To wszystko brzmi niecodziennie, ale tak naprawdę Tomek to zwykły chłopak z małego miasteczka na Górnym Śląsku, który od zawsze mocno wierzył, że wszystko jest możliwe.

Pała z matematyki

– Jako mały chłopiec marzyłem, że napiszę książkę i od razu zostanę milionerem albo dołączę do FC Barcelona i będę grał u boku Ronaldinho. Nic z tego nie wyszło –  przyznaje Tomek – ale wiara w to, że mogę, sprawiła, że konsekwentnie dążyłem do wyznaczonego celu. W pisaniu bardzo pomogła mi bujna wyobraźnia, którą wykształciłem, czytając wiele książek. Pochłaniałem je, odkąd tylko nauczyłem się czytać. Pierwszej książki ostatecznie nie udało się wydać, ale Tomek nie poddał się. Podjął kolejną próbę i napisał „Speculo”, które doczekało się wydania. – Wiele stron napisałem na lekcjach – przyznaje. – Nigdy nie miałem większych problemów z nauką, więc sobie na to pozwalałem. Dopiero w szkole średniej zaczęły się kłopoty z matematyką, które skończyły się... pałą na semestr. Tomek przeżył szok, a w domu dostał zakaz pisania książki, dopóki nie poprawi ocen. Wtedy jednak był już zdecydowany, wiedział, że jego nazwisko pojawi się w księgarniach. A to wymagało wiele pracy i samozaparcia. – Wstawałem o czwartej rano, pisałem w tajemnicy przed rodziną – wspomina. – Potem szkoła i nauka do wieczora. A rano znowu od początku.

Wyproszone siedem tysięcy

W końcu się udało. Tomek poprawił matematykę i… napisał książkę! „Speculo” to powieść fantasy. Wydawcom bardzo się spodobała, ale żeby książkę wydać, trzeba było zebrać kilka tysięcy złotych. Z pomocą kolegów Tomek nagrał krótki filmik promocyjny i ogłosił zbiórkę na polakpotrafi.pl. – Pierwsze pieniądze wpłacili moi rodzice. Bardzo mnie wspierają – przyznaje Tomek. Mimo to po trzynastu dniach sukces zbiórki wisiał na włosku. Udało się zebrać zaledwie… 350 złotych, a potrzebnych było prawie siedem tysięcy. Do zakończenia zbiórki zostało tylko siedemnaście dni. Tomek postanowił poprosić o pomoc Pana Boga. Wierzył, że z Bożą pomocą się uda. I… wydarzył się cud. Z Facebooka ludzie dowiedzieli się o zbiórce i zaczęli wpłacać pieniądze. Ostatecznie udało się uzbierać całą potrzebną kwotę, a nawet 300 złotych więcej. Po sukcesie „Speculo” Tomek napisał i wydał jeszcze dwie książki: „Nowy świt” i autobiograficzną „7 dni i 300 km biegu. Opowieść 19-latka”. Druga z książek powstała po biegu przez góry do Santiago de Compostela w Hiszpanii. Bo bieganie to druga wielka pasja Tomka. Biegać zaczął jako 16-latek. Najpierw do... pociągu. – To moja wielka wada, zawsze wychodzę na ostatnią chwilę i wszędzie muszę biec, żeby się nie spóźnić – śmieje się.

Biegiem do Jakuba

Z czasem zaczął odkrywać w sobie talent do pokonywania długich dystansów. Trafił do sekcji lekkoatletycznej Piasta Gliwice. Tam intensywnie przygotowywał się do wyczerpującego wysiłku, jaki czekał go w hiszpańskich lasach i górach. W wyprawie towarzyszyli mu tata i siostra Basia. Podróżowali samochodem, asekurowali Tomka i kibicowali mu, gdzie to tylko było możliwe. Większość odcinków przebył jednak w samotności. Miał też momenty kryzysu, ale nie poddał się. Po siedmiu dniach biegu stanął z polską flagą przed katedrą św. Jakuba w Santiago de Compostela. To była największa nagroda. – Kiedy ostatnie 3 kilometry biegłem z tą flagą, ludzie w restauracjach i barach wołali do mnie i bili mi brawo. To było niesamowite! Sukces dodał Tomkowi skrzydeł i rok później przebiegł całą Polskę – od Tatr po Bałtyk. Biegnąc do Santiago, Tomek zbierał pieniądze dla Laury, która urodziła się z dziecięcym porażeniem mózgowym. A do Gdyni biegł dla Dominiki – mamy trójki dzieci, która walczy z nowotworem złośliwym.

Marzenia i modlitwa

Prawie na każdym odcinku trasy ktoś się do Tomka przyłączał. Nie mówiąc już o noclegach, posiłkach, asekuracji samochodem czy innej pomocy fantastycznych ludzi. – Największym moim przeżyciem było, gdy dołączyła do mnie biegaczka Patrycja Berezowska – opowiada Tomek. – To było tak, jakbym w dzieciństwie zagrał w piłkę z Ronaldinho. Niespodziewaną przygodą Tomka był też udział w Światowych Dniach Młodzieży w Panamie i Rejs Niepodległości, kiedy to na Darze Młodzieży przepłynął cały Atlantyk. – Kiedyś marzyłem, by choć na kilka dni wyrwać się ze szkoły i polecieć do jakiegoś odległego kraju – opowiada Tomek. – Pan Bóg nie tylko spełnił moje marzenie, ale dał mi o wiele więcej, niż prosiłem. Zostałem jednym z laureatów konkursu na udział w rejsie i przez dwa miesiące płynąłem z Panamy do Gdyni. Zwiedziłem najpiękniejsze porty świata, widziałem delfiny wyskakujące z wody, wieloryba wynurzającego się z morza. Przeżyłem sztorm na oceanie, uciekałem konno przed rozzłoszczonym bykiem. I byłem na balu w Miami, gdzie poszedłem w pożyczonych butach i w prawdziwym marynarskim mundurze. A wszystko zaczęło się od marzenia i modlitwy. Warto łączyć te dwie rzeczy, bo Pan Bóg zna nasze marzenia i chce je z nami spełniać.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.