Z miłości do Polski

ks. Rafał Skitek

|

MGN 11/2019

publikacja 19.12.2019 10:21

Mieszkają na Wyspach, ale kochają Polskę. Biegle mówią po angielsku i po polsku. By służyć przy ołtarzu, pokonują dziesiątki kilometrów.

Z miłości do Polski Ministrantów w tej londyńskiej parafii jest aż 40 facebook

P o wizycie w Meksyku i Tan-zanii tym razem zapraszam was do Anglii, a dokładniej do Londynu, jednego z największych miast świata. Miejsca, gdzie swój dom znalazło wielu Polaków i wielu… ministrantów. Zresztą przekonajcie się sami. Poznajcie polskich ministrantów posługujących w Wielkiej Brytanii.

Parafia jak dom

Czasem tak bywa, że z powodu poszukiwania pracy czy lepszych warunków życia ludzie opuszczają swój kraj i zamieszkują w innym miejscu. Czy wiedzieliście na przykład, że po Warszawie drugim „polskim” miastem jest Chicago? A może to już jest Londyn?... Jedno jest pewne, w 2017 roku Polacy w Wielkiej Brytanii stanowili najliczniejszą mniejszość narodową. Nie wszyscy katolicy z Polski mieszkający w Londynie uczęszczają na niedzielne Msze, ale ci, którzy Pana Boga traktują na serio, dla których Pan Bóg jest ważny, często korzystają z sakramentów, adorują Pana Jezusa, modlą się. Chcą dobrze wychować swoje dzieci: na Polaków i na katolików. Wśród nich jest wielu ministrantów i harcerzy. Polskie parafie, w których mogą uczestniczyć we Mszy w ojczystym języku, są dla nich azylem polskości: rodzimej kultury, zwyczajów i tradycji. Bowiem nawet jeśli bardzo wielu Polaków mieszkających w Londynie biegle mówi po angielsku, to i tak wszyscy potrzebują takiego miejsca, gdzie czują się jak u siebie, jak w domu. Może trudno to sobie wyobrazić, mieszkając w Polsce, ale jestem pewien, że każdy z was tęsknił kiedyś za swoim domem rodzinnym. To trochę podobne uczucie.

Dwie godziny do kościoła

Polscy ministranci w Londynie uczęszczają zwykle do dwóch szkół. Od poniedziałku do piątku do angielskiej, zwykle katolickiej, bo tam jest wyższy poziom nauczania, a w soboty do szkoły polskiej. Rodzicom zależy, by ich dzieci poznały ojczysty język. No ale czego uczą się w soboty? Poza językiem polskim mają zajęcia z geografii, historii Polski i religii. Co więcej, tam też przygotowują się do matury w języku polskim. W ten sposób mogą zdobyć podwójne wykształcenie: angielskie i polskie. Zajrzyjmy zatem do jednej z polskich parafii w Londynie. To parafia św. Andrzeja Boboli. Ministrantów jest tam aż 40. To całkiem sporo jak na 3-tysięczną parafię. W tym gronie są i chłopcy, i dziewczęta. Zbiórki mają raz w tygodniu. Ale trzeba przyznać, że trudno byłoby spotkać się ministrantom, gdyby nie pomoc rodziców. To oni dbają, by ich dzieci na czas dotarły na zbiórkę czy na Mszę. Nie tylko przywożą ich na miejsce, ale potem im towarzyszą. Niektórzy, aby dotrzeć do kościoła, muszą przemierzyć dziesiątki kilometrów. Czasem taka podróż trwa nawet do dwóch godzin! Wyobrażacie to sobie?

Miszmasz

W polskich parafiach w Londynie, gdzie prowadzone jest duszpasterstwo ministrantów, bardzo szybko zawiązują się wspólnoty rodziców. Dorośli się znają, spotykają. Razem ze swoimi synami uczestniczą w wycieczkach czy wydarzeniach religijnych. Zawsze razem. Bywa, że przy ołtarzu posługuje niemal cała rodzina: siostra, brat i tata, nadzwyczajny szafarz Eucharystii. Na zbiórkach ministranci i ministrantki poznają przede wszystkim liturgię. – Chodzi o to, by dobrze przygotowali się do służby przy ołtarzu – tłumaczy ks. Maciej Michałek, do niedawna duszpasterz w parafii św. Andrzeja Boboli. – Zawsze zależało mi na tym, żeby dziewczęta i chłopcy nie tylko rozumieli liturgię, ale też potrafili nazwać liturgiczne przedmioty. – Czasem bywa naprawdę zabawnie – opowiada. – Zdarzało się, że ministranci doskonale orientowali się już w polskich nazwach przedmiotów i naczyń liturgicznych, jak gong, ampułki, ale między sobą rozmawiali częściowo po angielsku, częściowo po polsku: „I’ll do the gong lub you’ll do the dzwonki…” – uśmiecha się duchowny. – W sumie nie jest to aż tak istotne. Najważniejsze, żeby wiedzieli, o co w tym wszystkim chodzi. Przyznam, że taki misz-masz językowy to u nas normalne. Zdarza się, że mówię do nich coś po polsku, a oni mnie kompletnie nie rozumieją. Wtedy przechodzę na angielski i jakoś się dogadujemy.

Konkurencja?

Przy niektórych polskich parafiach rozwija się też harcerstwo. Podobnie jak ministranci, harcerze spotykają się co tydzień. W tym roku przed uroczystością Wszystkich Świętych i wspomnieniem Wszystkich Wiernych Zmarłych będą na cmentarzach porządkować groby zasłużonych Polaków. To też szkoła patriotyzmu i miłości do Polski. Tak sobie myślę, że nie tylko harcerze, ale i ministranci posługujący w Londynie uczą się miłości do Pana Boga i do ojczyzny. I chyba nas nawet trochę swoją postawą mogą zawstydzić. Bo czasem nie doceniamy tego, że nasz kościół parafialny jest tak blisko naszego domu. I że z każdym, bez większych trudności, możemy dogadać się w ojczystym języku. Jak widać, nie jest to wcale takie oczywiste.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.