Rybą w łeb, czyli klucz do marzeń

Krzysztof Błażyca

|

MGN 09/2019

publikacja 19.12.2019 10:26

Już jako chłopiec chciał zostać pisarzem. Dziś jego książki są wśród lektur szkolnych, a pisarz wciąż odkrywa niesamowite historie.

Rybą w łeb, czyli klucz do marzeń krzysztof błażyca /foto gość

N igdy nie rezygnuj z marzeń! – mówi Łukasz Wierzbicki spotkany na dorocznym Święcie Herbaty w Cieszynie. Z walizki sprzed epoki wyciąga hełm korkowy, wiosło, kilka ryb pokaźnych rozmiarów i… głowę rekina. – Kto chce być rekinem? – rzuca do zebranych. Zgłasza się dziewczynka. Tymczasem niespodziewanie ryby lądują na… głowach chłopaków. Słychać chlupnięcie wody ze… spryskiwacza. – Masz talent... – witam się z Łukaszem i pytam: – Nie chciałeś być aktorem? Pan Łukasz uśmiecha się. – Nie wystarczy przeczytać fragmentu książki – to nudne, nikt tego nie kupi. Trzeba zainteresować. Dlatego aktywizuję dzieci. Dziewczynka zapamięta, że była rekinem. Chłopiec, że pacnął go wiosłem albo że sam dostał rybą. Pan Wierzbicki takie spotkania prowadzi w szkołach, domach kultury, bibliotekach. – Podpatrywałem kabareciarzy – przyznaje. – Nauczyłem się, że każdy rekwizyt warto wykorzystać. Jeśli opowiadam, że woda chlapała na mego bohatera, to kropię wodą. Jeśli mówię o piciu herbaty, to ją popijam. Czasem publiczność podpowiada, co jeszcze można zrobić. I sam zastanawiam się po każdym spotkaniu, czy nie było nudne, czy wszystko się podobało. W którym miejscu publiczność reagowała, a kiedy ziewała...

Trzy kroki i będzie dobrze

Łukasz Wierzbicki napisał już siedem książek. Wszystkie z myślą o młodym czytelniku. Najbardziej popularna jest historia Kazika Nowaka, który rowerem przemierzył Afrykę. Autor pisał też o służącym w polskim wojsku niedźwiedziu Wojtku, o Benedykcie, polskim franciszkaninie, który dotarł aż do Mongolii (zanim trafił tam Marco Polo) czy o Halinie i Stachu, którzy jeszcze przed II wojną wyruszyli motocyklem w podróż poślubną na koniec świata. W najnowszej książce pod tytułem „Ocean to pikuś” pan Łukasz opowiada o przygodach Aleksandra Doby. To współczesny bohater – dziarski dziadek, który w roku 2010, czyli 9 lat temu, jako pierwszy człowiek na świecie kajakiem przepłynął Ocean Atlantycki. Dorośli o nim słyszeli, ale najmłodsi go nie znali. Podróżnik zostawił panu Łukaszowi cenną radę. – W życiu trzeba zrobić trzy kroki – powiedział. Pierwszy: znaleźć swoje marzenie. Drugi: przygotować dobry plan. I trzeci, czasem najtrudniejszy: wyjść marzeniu naprzeciw, czyli wziąć sprawy w swoje ręce. Wtedy będzie dobrze. – A znaleźć swoje marzenie wcale nie jest proste – dodał jeszcze. – Bo chodzi o to, by marzenie było twoje, a nie wymuszone np. modą. – Jak to zrobić? – pytam. – Trzeba szukać w sobie pasji – mówi pan Łukasz. – Ja marzyłem, by zostać pisarzem. To nie stało się z dnia na dzień. Trwało latami i wcale nie przyszło łatwo. Uczysz się od innych, zdobywasz doświadczenie, trenujesz umiejętności... Jak dawniej,

ojciec z synem

Kiedy ponad 10 lat temu po raz pierwszy spotkałem pana Łukasza, dopiero co wydał pierwszą książkę o Kaziku Nowaku „Rowerem i pieszo przez Czarny Ląd”. „Afryka Kazika”, czyli wersja dla dzieci, wciąż była jeszcze w planach. – W tamtym czasie pracowałem w banku, potem w agencji koncertowej – opowiada. – Ale wciąż szukałem swojej drogi. Na szczęście miałem pasje, które rozwijałem. I spotkałem ludzi, którzy mi po- mogli. Gdy pojawiły się „Afryka Kazika”, potem „Dziadek i niedźwiadek”, pan Łukasz zaryzykował. – Może warto pójść na całego?... – pomyślałem. – Być pisarzem i prowadzić spotkania. Gdy zostawiłem pracę na własne życzenie, poczułem się, jakbym skoczył na bungee – przyznaje. – Tylko czy ta lina wytrzyma? – pytał sam siebie. – Czy będę miał pomysł na kolejną książkę? Czy ludzie przyjdą na spotkania?... Dziś już wiadomo, że pan Łukasz wygrał. Na spotkania jeździ razem z synami. Pomagają, ale i przyglądają się tacie. Jak dawniej, kiedy ojciec brał syna i szli do lasu. Razem polowali, zbierali owoce, razem z tatą syn uczył się życia. I tak rosła między nimi więź. – To dla mnie wielka frajda, że mam z synami taki kontakt – przyznaje pisarz.

Wciąż wracamy do Afryki

Pisanie książek to wyzwanie. – Książka ma dziś wielką konkurencję. Wokół niej jest mnóstwo łatwiejszych rozrywek. Książkę trzeba otworzyć, wyobrazić sobie ten zapisany świat. Mimo to książka ma większą moc. Dzięki niej można przeżyć opisane przygody – zauważa pisarz. – W ostatniej książce „Ocean to pikuś” chciałem, by na końcu okazało się, że to nie gawęda starego dziadka, który postanowił przepłynąć ocean, ale to opowieść o nas. Jeśli czytelnik wyobrazi sobie wysiłek Olka Doby, grozę niezmierzonego oceanu, to może odkryć klucz do własnych marzeń… Łukasz Wierzbicki pokazuje na spotkaniach zdjęcie kilkuletniego chłopca, który swoje pierwsze „książki” pisał w szkolnym zeszycie – to mały Łukasz. Dziś duży Łukasz wciąż pisze ręcznie. A notatki do książek zapisuje w najmniej oczekiwanych momentach na niewielkich kartkach, skrawkach serwetek po hot dogach. I kolejne książki powstają. A wszyscy i tak pytają o tę pierwszą. – Kazik ciągnie się za mną... – śmieje się pisarz. – Czasem na spotkaniach mówię, że opowiem, o czym tylko chcą, byle nie o Kaziku. A potem i tak znów jedziemy do tej Afryki... Pana Łukasza możecie zaprosić do Waszej szkoły: www.lukaszwierzbicki.pl

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.