Być jak Indiana Jones

Krzysztof Błażyca

|

MGN 07/2019

publikacja 19.12.2019 10:28

Zawsze chciała podróżować, poznawać świat i pracować jako archeolog. Wszystko jest tak, jak marzyła.

Być jak  Indiana Jones Archiwum Anny Jaklewicz

P o świecie podróżuje samotnie. Najbardziej lubi Azję. Gdy wraca do Polski, zaczyna podróż po szkołach, bibliotekach, domach kultury. Prowadzi warsztaty podróżnicze dla dzieci i młodzieży. Opowiada o życiu ludzi w egzotycznych krajach. – Chcę pokazać, że choć świat jest tak różny, ludzie zawsze mogą się porozumieć – mówi „Małemu Gościowi” Anna Jaklewicz, podróżnik i archeolog.

Grobowce w Sudanie

Idolem z czasów dzieciństwa był dla niej Indiana Jones. Po szkole średniej wybrała studia archeologiczne, choć wszyscy jej to odradzali. – Mówili, że trudno będzie mi znaleźć pracę – wspomina pani Ania. – Ale warto się nie poddawać – zapewnia. Na pierwsze badania archeologiczne pojechała do Sudanu. Kilka razy wracała jeszcze potem do tamtych wykopalisk. – Badaliśmy m.in. cmentarzysko z V–VII wieku – opowiada. – Były to grobowce zwane tumulusami. Wszystkie splądrowane przez rabusiów, ale znaleźliśmy w nich ciekawe naczynia. Drugi wyjazd do Sudanu pani Ania połączyła już z podróżowaniem po kraju. Wtedy jeszcze z koleżanką. – Potem postanowiłam, że w kolejne podróże pojadę sama – opowiada. – Na początku bałam się trochę, owszem, ale pomyślałam: przecież to moje marzenie! To się dzieje naprawdę! Jest super! Pierwszy raz całkiem sama pojechała do Chin. Pracowała tam dwa lata i przy okazji podróżowała po tym niezwykłym kraju. Z tej wyprawy powstała książka. Potem na pół roku pani Ania wyjechała do Indonezji. Mieszkała w Yogyakarcie i studiowała sztukę batiku, czyli farbowania woskiem tkanin. Wiedziała, że do Indonezji wróci na dłużej. – Jechałam z biletem w jedną stronę – opowiada. – Nie wiedziałam, na jak długo. Wróciłam po 9 miesiącach. Bawoły w Indonezji Indonezja to prawie 18 tysięcy wysp i ponad 300 grup etnicznych. – Urzekła mnie ta różnorodność – przyznaje podróżniczka. – Każda grupa etniczna jest inna, każda ma swoje tradycje, swoje stroje, w co innego wierzy – opowiada. – Są rejony z fascynującą przyrodą, gdzie żyją warany, orangutany. Są miejsca, gdzie ludzie mieszkają w domach zbudowanych na palach. Bardzo chciałam ich poznać – mówi. – Toradżowie na przykład, mieszkający na wyspie Sulawesi, swoich zmarłych chowają dopiero kilka lat po śmierci. Co ciekawe, to chrześcijanie, ale ich tradycje są tak żywe, że wciąż wierzą, że trzeba złożyć ofiarę z bawołu, by dusza człowieka poszła do raju. A ponieważ bawoły na Sulawesi są bardzo drogie, rodzina latami zbiera pieniądze, by kupić to zwierzę. W tym czasie zabalsamowane ciało zmarłego przetrzymują w trumnie w domu. – Nie boisz się podróżować sama? – pytam. – Nie, choć rzeczywiście miałam przykre zdarzenia – wspomina. – W Chinach na przykład ukradli mi telefon. W Indonezji ktoś się włamał w nocy do mojego pokoju i mnie okradł... No ale przecież to może się wszędzie zdarzyć. Nie należy się bać. Spotkałam wielu dobrych ludzi. Więcej było takich, którzy chcą pomagać, niż takich, którzy chcą zrobić krzywdę. – A jeśli nie znasz języka... jest mowa gestów. Można pokazać emocje, radość, smutek, zdenerwowanie... Ludzie potrafią się porozumieć, jeśli tylko chcą.

Szklane mosty w Chinach

W Chinach zachwycił Anię Park Narodowy Zhangjiajie. – To miejsce można zwiedzać przez kilka dni – opowiada. – Między skałami na dużej wysokości poprowadzono szklane mosty. W niektórych miejscach możesz się nieźle wystraszyć. Robisz krok i szkło… pęka. Na szczęście to tylko wrażenie. Podobno skalna część tego parku zainspirowała producentów filmu do stworzenia krainy Pandora w „Avatarze”. To możliwe, bo ma się tam wrażenie, jakby się było w innym świecie. Turystów na szlaku tylu, że czasem tworzy się korek. W Chinach, gdzie mieszka ponad 1 mld 300 milionów ludzi, raczej nikogo nie dziwi, że nawet w parku narodowym może być korek. – Gdybym teraz zaczynała podróżowanie po Azji, na początek wybrałabym Kambodżę, Wietnam i Laos – radzi pani Ania. – W tym rejonie Azji Południowo-Wschodniej podróżowanie jest prostsze. Można też zawrzeć ciekawe znajomości.

Larwy są pyszne

W podróż pani Ania zabiera niewielki plecak. – Nigdy nie waży więcej niż 10 kilogramów – mówi. – I obowiązkowo sprzęt fotograficzny. Nie pakuję namiotu. Czasem mieszkam u ludzi napotkanych po drodze. – A jedzenie? – dopytuję. – Kosztowanie lokalnych potraw to część przygody – śmieje się podróżniczka. – Gotowany pies, grillowane larwy palmowe, koniki polne. Larwy to źródło białka, a ugrillowane są pyszne. Z psem miałam problem i tylko raz go skosztowałam – przyznaje. – W południowych Chinach to mięso jednak nikogo nie dziwi. To tak jak dla nas kurczak. Poznawanie świata jest dziś dużo prostsze i coraz tańsze. – Zwykle szukam promocji na bilety lotnicze, mieszkam w tanich hostelach, nawet jeśli trafi się pokój z karaluchami. Jedzenie „uliczne” też jest niedrogie i smaczne. No i spotyka się ludzi. Panią Anię Jaklewicz możecie zaprosić do Waszej szkoły. Więcej na: annajaklewicz.pl

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.