Wiertłem w ziemię

Krzysztof Błażyca

|

MGN 06/2019

publikacja 19.12.2019 10:32

Apfoyo matek to w języku Aczoli, ludzi północnej Ugandy, znaczy „dziękujemy!”. Za co? Za studnie i czystą, zdrową wodę. Komu? Polakom!

Przygotowanie elementów maszyny wiertniczej Przygotowanie elementów maszyny wiertniczej
krzysztof Błażyca /foto gość

U ganda leży na równiku. Od marca do maja trwa tu pora deszczowa. Wtedy obfite wieczorne deszcze napełniają specjalne zbiorniki. A każdego dnia o poranku ludzie wychodzą w pole, by uprawiać kukurydzę, fasolę, maniok i kasawę, podstawowe codzienne pożywienie. Od grudnia do lutego natomiast trwa pora sucha. Z nieba leje się żar, temperatura przekracza 30 stopni, a ziemia pozostaje spękana i spalona. Kilka razy dziennie kobiety i dzieci chodzą po wodę do najbliższej studni, nierzadko oddalonej o kilka kilometrów. Wodę noszą na głowach w 25-litrowych kanistrach. – Na wsiach bardzo potrzeba studni – mówi ksiądz David Okullu, proboszcz parafii Pabo, na północy Ugandy. – Woda, którą ludzie czerpią z rzeki, nie nadaje się do picia, dlatego dzieci bardzo często chorują – dodaje. Kapłan robi wszystko, co w jego mocy, aby studni w tamtym rejonie było jak najwięcej...

Kolorowa fontanna

Czytelnicy „Małego Gościa” znają księdza Davida. Pisaliśmy o nim we wrześniu 2017 roku, kiedy opowiadał, w jak trudnych warunkach uczą się tamtejsze dzieci. Północna Uganda to bardzo biedny rejon. Dzieci w szkole nie mają czasem nawet na czym siedzieć, brakuje im zeszytów i książek. Ksiądz David bardzo się stara, by polepszyć życie swoich parafian. – Bardzo popieram to, co robi ks. David – mówi jego biskup John Baptist Odama. Ksiądz David już dwa razy odwiedził Polskę. W kilku parafiach opowiadał, jak żyją i wierzą ludzie w Ugandzie, jak wygląda ich codzienność bez prądu i wody bieżącej. Wspominał swoje zdziwienie na widok... fontanny w Koszalinie. – To był mój pierwszy raz w Polsce i w ogóle w Europie – uśmiecha się. – Kiedy zobaczyłem tryskającą wodę, mieniącą się różnymi kolorami tylko po to, żeby nacieszyć oczy, pomyślałem: „Mój Boże, wy tu jesteście naprawdę szczęśliwi. Woda, na którą się po prostu patrzy, a u nas tak jej brakuje...”. Dzięki wielkiej życzliwości i pomocy Polaków w ciągu minionego roku ks. David wybudował trzy studnie dla mieszkańców swojej diecezji. W sumie powstało ich już osiem.

Aż do źródła

Przy budowie studni we wsi Opok byliśmy z „Małym Gościem”. Przed godziną dziesiątą rano na pole obok szkoły, która bardziej przypomina szopę pokrytą słomą, zajechała ciężarówka z ciężkim sprzętem. – Czekaliśmy na was od wczoraj – przywitała robotników starsza kobieta z rady wioski. Okazało się jednak, że dzień wcześniej w innym miejscu trzeba było robić nowy odwiert, bo mimo pomiarów na wodę nie natrafiono. – Raz nam się tak zdarzyło – przyznaje ksiądz David. Na szczęście w Opok się udało. Czteroosobowa ekipa najpierw przez godzinę przygotowywała samochód, by stał się maszyną wiertniczą. W końcu zaczęli. W powietrze wzbił się brązowy pył rozwiercanej ziemi. Tłum gapiów obserwował każdy ruch robotników. Późnym popołudniem na głębokości ponad 60 metrów dokopano się do wody. Studnia w Opok służy teraz ponad 1600 mieszkańcom okolicy. Dzień wcześniej z księdzem Davidem odwiedziliśmy inną wieś, Ryemakilyok, gdzie również dzięki pomocy z Polski ponad tysiąc ludzi ma studnię. Ludzie dziękują Bogu, że teraz wodę mają blisko swoich domów.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.