Z pamiętnika syna niemarnotrawnego

MGN 04/2019

publikacja 13.06.2019 10:00

Z pamiętnika syna niemarnotrawnego rys. monika juroszek-koc

18 kwietnia

Możesz mieć, co chcesz. Wszystko zależy od ciebie. Jednak zdecydował się i dopiął swego. Dał sobie rok na przemyślenia, poukładanie tego, co w życiu naprawdę ważne. – Wyruszamy z samego rana, na pewno nie zabierzesz się z nami? – pytał mnie jeszcze wczoraj wieczorem. – Na początek odwiedzimy Hiszpanię. Zobaczysz palmy i ocean… Braciszku, nie daj się prosić. – A ojciec? Przecież nie możemy go tak zostawić – w mojej głowie mnożyły się wątpliwości. – Rozmawiałem z nim – nie ustępował. – Zobacz, dostałem pieniądze na samolot i hotele. Przez rok będziemy żyć jak królowie. Możesz mieć, co chcesz. Wszystko zależy od ciebie – Tytus wyciągnął złotą kartę kredytową, na której wypisane było jego imię i nazwisko. Wziąłem plastikowy pieniądz do ręki i długo mu się przyglądałem. – Miłosz, jeśli poprosisz, ty też dostaniesz swoją część. Choć mam lepszy pomysł – zabierz się z nami, wystarczy tego, co mam – dodał. – Nie mogę. Nie mogę tego zrobić. Zostanę w domu. Ale obiecaj, że będziesz pisał. I że wrócisz za rok. Będziemy na ciebie czekać, Tytus. – Obiecuję! Na koniec zapewnił, że będzie dzwonił, że każdego dnia na Instagramie wrzuci najciekawsze fotki, że cały czas będzie on-line. Chciałem jeszcze raz zapytać, czy wie, co robi, ale zrezygnowałem. Zbyt wiele podobnych rozmów odbyliśmy w ostatnim czasie. Coś ciągnie go w nieznane. Będę za nim tęsknił.

28 października

Kocham go tak samo jak ciebie. Codziennie w sieci śledzę wyprawę Tytusa. Zawsze marzyłem o podróży dookoła świata... Tymczasem to on odwiedza niesamowite miejsca w Nowej Zelandii, w Kanadzie… Jego zdjęcia zyskują coraz więcej fanów. Towarzyszą mu ludzie, których nie znam. Kilka razy próbowałem skontaktować się z nim – nigdy nie odpisał. Ojciec nie śledzi podróży Tytusa on-line. To człowiek honoru – skoro umówili się na telefon, będzie czekał. Jestem wściekły, kiedy widzę, jak bardzo rani go to milczenie. Od czasu do czasu opowiadam, gdzie jest mój starszy brat, co robi. Przez chwilę na twarzy ojca widzę ulgę. Jednak z każdym upływającym tygodniem ta sztuczka przestaje działać. Zauważyłem, że ojciec z troską obserwuje wyciągi z konta bankowego. Połowa majątku, którą przekazał Tytusowi, znika w zastraszającym tempie. Nie mogę uwierzyć: tak rozważny i oszczędny człowiek przekazał połowę majątku na wojaże swojego syna. – Tato, chciałbym cię o coś zapytać… – zagadnąłem pewnego dnia. – Słucham, Miłoszu. – Nie szkoda ci tych ciężko zarobionych pieniędzy na szaleństwa Tytusa? Widziałeś jego zdjęcia? Czy Ty kiedykolwiek mieszkałeś choć jeden dzień w takich luksusach jak on? Jak możesz pozwalać na taką rozrzutność? – To jego pieniądze, to on decyduje, co ma z nimi zrobić. – A czy Tytus choć raz zadzwonił do ciebie, tato? – Tytus zdecydował, że chce spróbować innego życia. Dostał to, co do niego należało. Nie mogłem go zatrzymać siłą. Kocham go tak samo jak ciebie. Pozostała część należy do ciebie... – Tato, przecież wiesz, że nie o to mi chodzi… – Brakuje mi go… – dodał smutno ojciec.

15 lutego

Dla ojca nie ma większej troski niż strata syna. Stało się. Ślad po Tytusie zaginął. Jego karta kredytowa przestała być wypłacalna. Skończyły się wpisy na Instagramie. Od kilku tygodni bezskutecznie przeszukiwałem sieć i profile społecznościowe. Ojciec odchodził od zmysłów. Każdego dnia stawał przed domem i patrzył w dal. Czekał. Dzisiaj pracowałem dłużej niż zwykle. Kiedy wróciłem do domu, zastałem odświętnie nakryty stół, a na nim potrawy z najlepszej lokalnej restauracji. – Tato, co to za okazja? – Miłoszu, Tytus żyje! Jest cały i zdrowy! Przyleciał z Meksyku, właśnie wraca do domu! – Ale… jak to? Jesteś pewien? To prawda? – nie mogłem uwierzyć. – Dzwonił… Rozumiesz? Mój syn wraca do domu! – ojciec złapał mnie za ramiona i przytulił. Do oczu zaczęły napływać mi łzy. Nie potrafiłem opanować emocji. Przez te wszystkie miesiące ojciec ani razu nie uśmiechnął się do mnie, nie pochwalił, nie wynagrodził. Był smutny i jakby nieobecny. Nie wiedziałem, jak to zmienić. Starałem się… Tymczasem wystarczył jeden telefon Tytusa. – Ta kolacja… ten stół… to dla niego? – zapytałem. – Dla nas wszystkich synku, dla nas! – Masz zamiar świętować jego powrót? – Oczywiście! Twój brat żyje! Nie cieszysz się? Miłosz, jesteś moim najukochańszym, najwierniejszym dzieckiem. Przecież wszystko, co moje, należy do ciebie. Moje serce umierało z tęsknoty i zmartwienia, bo dla ojca nie ma większej troski niż strata syna. Dziś mój syn powraca.... Pozwól mi, proszę, na chwilę radości po miesiącach smutku.

16 lutego

Ojciec zawsze czeka na swoje dziecko. Jestem wściekły i szczęśliwy jednocześnie. Nie sądziłem, że powrót Tytusa wywoła we mnie tak sprzeczne emocje. Gdy dojechał do domu, wyglądał jak kloszard. Kiedy zabrakło pieniędzy, został sam, nowo poznani przyjaciele odeszli. Na początku próbował zarobić. Oszczędzał na wszystkim. Kiedy ukradziono mu plecak, w którym miał wszystko, poczuł, że jest nikim. Pewnego dnia w Meksyku spotkał wolontariuszkę, która z grupą przyjaciół pomagała bezdomnym. – Nie wyglądasz na bezdomnego. Jak masz na imię? – zapytała. – Tytus – odpowiedział. Nie potrafił spojrzeć jej w oczy. – A jest ktoś, do kogo powinnam zadzwonić? Kto mógłby ci pomóc? – Nie ma. – Nie masz rodziny? A rodzice? Tytus milczał. – Czyli jednak są. Musisz ich poprosić o pomoc. Oni czekają na ciebie. Rodzice zawsze czekają na swoje dzieci… – Nie mogę, zrobiłem coś stra- sznego. – Co takiego? – Zawiodłem ojca, rozumiesz? Jestem nikim. On mnie już nie potrzebuje. – To nieprawda. Ojciec zawsze czeka na swoje dziecko. Zawsze. Nie przekonasz się, jeśli nie spróbujesz. Tu masz telefon, proszę, zadzwoń do niego. Zaufaj mi. 11 kwietnia Miłość to lekcja, którą trzeba odrabiać każdego dnia. Wkrótce minie rok, odkąd Tytus ruszył w podróż swojego życia. Nie rozmawiamy o tym. Mam do niego żal. Podobno czas leczy rany. Ale to arcytrudne... Po powrocie brata musiałem wyjechać na kilka dni. Dużo myślałem o tym, co nas spotkało. Prosiłem o dar przebaczenia. Nie wiem, czy go otrzymałem, ale zrozumiałem jedno, że miłość to lekcja, którą trzeba odrabiać każdego dnia. Nie poddaję się! Agnieszka Adamiak-Gurdała Świetlica Małych Dzieci w Łodzi maledzieci.salezjanie.pl

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.