Ostatni kontynent

Przemysław Barszcz

|

MGN 04/2019

publikacja 13.06.2019 09:59

Ziemia niczyja. Polska może decydować o jej losach. Mamy tam stację, do której co roku wyruszają kolejni badacze.

Polska Stacja Antarktyczna im. Henryka Arctowskiego pracuje nieprzerwanie od 1977 roku Polska Stacja Antarktyczna im. Henryka Arctowskiego pracuje nieprzerwanie od 1977 roku
Acaro /wikimedia

Antarktydę, wielki lodowy kontynent, odkryto wyjątkowo późno. Co prawda już w starożytności podejrzewano, że istnieje, jednak dopiero w 1820 roku rosyjskiej ekspedycji udało się dojrzeć jej brzegi. Kilkadziesiąt lat później na krótki czas wylądowali tam Norwegowie. Natomiast w roku 1897 odbyła się jedna z najniezwyklejszych wypraw w dziejach. Wśród jej uczestników było dwóch Polaków.

Miesiące na lodowatym oceanie

Obliczenia i przemyślenia starożytnych filozofów greckich wykazały, że na najdalszych południowych krańcach świata istnieje wielki ląd. Nieznany kontynent starożytni nazwali Terra Australis – Ziemia Południowa (określenie to przypadło potem Australii). Używali też greckiej nazwy antarktikos – „leżący naprzeciwko Arktyki”, czyli lodów bieguna północnego. Nikt nie wiedział, czy przypuszczenia Greków są prawdziwe. Żeglarze, poznając świat, zmierzali w nieznane, południowe, zimne i niedostępne morza. Wyprawa rosyjska na początku XIX wieku zbliżyła się do Antarktydy na tyle, by zobaczyć bezkres lodów. Badacze nie mogli jednak podpłynąć bliżej, bo drewniane kadłuby statków zmiażdżyłaby kra. Lecz wkrótce stworzono mocniejsze statki. Wciąż drewniane, ale tak skonstruowane, że potrafiły wyśliznąć się ze ściskającego je z każdej strony lodu. Niestety nadal, jeśli statek wpłynął na wody, które zimą ścinał lód, musiał przeczekać, nieraz przez kilka długich, ciemnych i przeraźliwie zimnych miesięcy, aż lody nieco stopnieją. Pierwszą ekspedycją, której na Antarktydzie udało się nie tylko wylądować, ale i przezimować, była ta zorganizowana przez Belgów w 1897 roku. Wszystkie jej okoliczności: kilka miesięcy ciemności, przenikliwie mroźny wiatr wiejący z prędkością ponad stu kilometrów na godzinę i kilkudziesięciostopniowe mrozy opisano w książce „Piętnaście miesięcy na Oceanie Antarktycznym”.

Prześladowany naukowiec

Jednym z uczestników i organizatorów legendarnej wyprawy, która zimowała pośród południowych lodów, był Henryk Arctowski. Potem dołączył do niej jeszcze drugi nasz rodak, Antoni Dobrowolski. Arctowski w najtrudniejszych warunkach, jakie występują na kuli ziemskiej, gromadził i analizował bezcenne dane o arktycznym klimacie. Prześladowany przez Niemców geograf (był to czas zaborów) nie mógł pracować w Polsce. Po powrocie do Europy kontynuował więc badania na europejskich uniwersytetach. Ostatecznie naukowiec światowej sławy wyjechał do Stanów Zjednoczonych i tam rozwijał swoje pasje. Jako wielki propagator badań antarktycznych dowodził, że lody kryją odpowiedzi na pytania ważne dla całego ziemskiego ekosystemu. Do dziś Amerykańska Akademia Nauk za szczególne osiągnięcia naukowe przyznaje medal im. Henryka Arctowskiego. Na Antarktydę polski badacz już nie wrócił. Po jego śmierci założono tam polską stałą bazę badawczą „Arctowski”. Stało się to 26 lutego 1977 roku. Stacja działa nieprzerwanie do dziś.

Ziemia częściowo polska

Antarktyda to jedyny niezamieszkany kontynent na Ziemi. Jest niczyja – nie należy do żadnego państwa. Można tam wyłącznie zakładać stacje badawcze. Tylko te kraje, które uruchomiły swój ośrodek, mogą decydować o losach tego kontynentu. Z całego świata tylko 29 państw dostąpiło tego przywileju – w tym Polska. Dlatego utrzymanie bazy jest tak ważne – dzięki niej Antarktyda stała się w części polska. Co roku do stacji „Arctowski” wyruszają kolejni badacze. Obecnie pojawili się tam już po raz 43.! Oczywiście uczestnicy ekspedycji muszą spełnić odpowiednie warunki. Może kiedyś jakiś czytelnik „Małego Gościa” znajdzie się w tej grupie i popłynie na biegun…? Pamiętajcie jednak, że morsy i niedźwiedzie polarne to mieszkańcy bieguna północnego. Na Antarktydzie natomiast żyją pingwiny, których na północy nie ma. Wokół spotkać też można należące do rodziny fok drapieżne lamparty morskie, kałamarnice kolosalne i stada krylu czy skorupiaków, na które polują wieloryby.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.