Szybszy od dźwięku

Adam Śliwa

|

MGN 04/2019

publikacja 13.06.2019 09:59

Naddźwiękowy, z trójkątnym, jakby opuszczonym w dół dziobem latał szybciej niż odrzutowiec.

Samolot w czasie startu i lądowania bardzo mocno musiał „wygiąć się” do góry. Aby ułatwić pilotom obserwację pasa startowego, dziób opuszczano przy pomocy specjalnych siłowników Samolot w czasie startu i lądowania bardzo mocno musiał „wygiąć się” do góry. Aby ułatwić pilotom obserwację pasa startowego, dziób opuszczano przy pomocy specjalnych siłowników
NILS JORGENSEN /REX FEATURES/EAST NEWS

Wyprzedziły swoją epokę. Latały przez 30 lat z prędkością ponad dwóch tysięcy kilometrów na godzinę. A jednak zdecydowano o ich wycofaniu. Choć wyprodukowano ich tylko 20, stały się prawdziwą legendą. Dlaczego więc 16 lat temu, 26 listopada 2003 roku, brytyjsko-francuski concorde pojawił się na niebie po raz ostatni? Tym bardziej że od tamtego czasu nie ma samolotu naddźwiękowego.

Zgoda francusko-brytyjska

Zaczęło się jakieś 60 lat temu, kiedy Brytyjczycy i Francuzi razem zaczęli projektować samolot naddźwiękowy. Nazwano go słowem, które w obydwu językach oznacza to samo – zgodę. Po francusku: concorde. Po angielsku: concord. My będziemy używać francuskiej nazwy. Pierwszy samolot o numerze 001 wzbił się w niebo 2 marca 1969 roku. Jesienią po raz pierwszy przekroczył barierę dźwięku. Początkowo wiele państw było zainteresowanych niezwykłą maszyną, ale ostatecznie koszt i duży poziom hałasu samolotu sprawiły, że latał tylko w Air France i British Airways. Opuszczony spiczasty dziób i skrzydła w układzie delta – po tym go rozpoznawano. Concorde’a napędzały cztery turboodrzutowe silniki z dopalaczem. Podczas startu tak mocno unosił się do góry, że dziób zasłaniał pilotom widoczność na pas startowy. Dlatego przed odlotem i w czasie lądowania dziób opuszczano przy pomocy specjalnych siłowników. Choć na wysokości 18 kilometrów nad ziemią samolot mknął z prędkością ponad 2000 km/h, w jego wnętrzu nie było to zupełnie odczuwalne. Podróż z Paryża do Nowego Jorku trwała zaledwie 3,5 godziny. Innym samolotom pokonanie tej samej trasy zajmowało 8 godzin. Można więc było po śniadaniu wylecieć concorde’em z Francji, a do obiadu zasiadać już na drugiej półkuli.

Czapka w kadłubie

Przy takich prędkościach inżynierowie musieli dobrze kombinować. Siły działające na samolot powodowały na przykład jego wychylenie nawet o… 1,5 metra w górę. Aby to zmniejszyć, zainstalowano system przepompowywania paliwa między zbiornikami. Dzięki temu przesuwał się środek ciężkości maszyny. Kolejną trudnością do pokonania było nagrzewanie się samolotu przy tak dużych prędkościach. Wykonany z duraluminium kadłub wydłużał się z tego powodu aż o 30 cm. Przy stanowisku inżyniera pokładowego powstawała widoczna szpara. Co ciekawe, podczas ostatniego lotu, zanim oddano samolot do muzeum, inżynier włożył tam swoją czapkę. Samolot wylądował, kadłub skurczył się, a czapka pozostała w tym miejscu już na zawsze. Concorde’y obsługiwali najlepsi piloci i najpiękniejsze stewardesy. Kabina samolotu była bardzo ciasna. Mieściło się w niej zaledwie 100 osób, w czterech rzędach foteli. Podczas lotu podawano pasażerom szampana i obiad. Mimo niewielkich awarii do 2000 roku samolot był najbezpieczniejszą maszyną. Nie miał na swoim koncie ani jednej katastrofy. Pierwsza okazała się początkiem końca marzeń o naddźwiękowych podróżach.

Paskiem w oponę

25 lipca 2000 roku z lotniska Charles’a de Gaulle’a w Paryżu wystartował concorde Air France 4590. Chwilę wcześniej ze startującego przed nim amerykańskiego samolotu odpadł metalowy pasek, który przebił oponę concorde’a. Na wyhamowanie było już za późno. Samolot wzbił się w powietrze. Eksplodująca opona przebiła zbiornik paliwa. Samolot ciągnąc za sobą warkocz ognia, nie mógł uzyskać odpowiedniej prędkości i wysokości. Dwie minuty później, o godzinie 16.44:31, concorde spadł na hotel „Les Relais Bleus” obok miejscowości Gonesse. Zginęli wszyscy. 100 pasażerów i 9 członków załogi, oprócz nich 4 osoby w hotelu, w tym dwie Polki. Jak się potem okazało, w hotelu zatrzymała się grupa ze Śląska, która tego dnia pojechała na zwiedzanie Paryża. Po wypadku wszystkie loty concorde’a zawieszono na rok. Ulepszone maszyny wróciły na linie powietrzne, jednak ludzie bali się już nimi latać. Dodatkowo ilość pasażerów znacznie się zmniejszyła po atakach terrorystycznych w Nowym Jorku. Ostatecznie w 2003 roku samoloty wycofano. Dziś można je oglądać już tylko w muzeach.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.