Wyłącz smartfona

Rozmawiała Joanna Juroszek

|

MGN 04/2019

publikacja 14.03.2019 09:12

O pustyni, modraszkach i kosach, spacerze z Panem Bogiem i staruszkach wchodzących na pasy mówi ks. Bartłomiej Kuźnik.

Ks. Bartek Kuźnik  jest kapelanem  arcybiskupa seniora archidiecezji katowickiej Damiana Zimonia oraz pracownikiem Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Śląskiego  w Katowicach Ks. Bartek Kuźnik jest kapelanem arcybiskupa seniora archidiecezji katowickiej Damiana Zimonia oraz pracownikiem Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach
Henryk Przondziono /foto gość

Mały Gość: Był Ksiądz kiedyś na pustyni?

Ks. Bartłomiej Kuźnik: Tylko raz, i to dość dawno, na Pustyni Judzkiej. Razem z grupą pielgrzymów mogłem na nią spojrzeć ze wzgórza.

Jak wspomina Ksiądz ten widok?

Przede wszystkim pamiętam gorący wiatr i skwar, ogrom przestrzeni i tę intensywną myśl: „On tu chodził”.

Chciał Ksiądz zostać tam dłużej?

Wiedziałem, że nie mogę, a dopiero wtedy doświadczyłoby się tego, czym naprawdę jest pustkowie. Dziś już wiem, że wszelkie formy pustyni są mi potrzebne jak woda i powietrze. Bo pustynią niekoniecznie musi być miejsce, gdzie jest dużo piasku. Pustynia to przestrzeń, w której wyłączamy wszystkie urządzenia zakończone wtyczką, gasimy wszelkie szklane ekraniki. Dopiero to uruchamia w człowieku nowe pokłady. Otwiera szuflady do tej pory pozamykane.

Na przykład...?

Pustynią może być spacer w pobliskim lesie, ale bez słuchawek w uszach i bez patrzenia w smartfon. Przechadzka z kimś albo w samotności. Na spacerze głębiej rozmawia się z drugim człowiekiem. Jeśli wędruje się samemu, wyraźniej człowiek słyszy swoje myśli i często dopuszcza wtedy do siebie głos Pana Boga, który nagle odzywa się w nas ze zdwojoną siłą. W lesie słychać w oddali pomruk miast i autostrad. Hałas, w którym wielu z nas żyje na co dzień. Zachęcam – jeśli się wybieracie na spacer do lasu z rodziną czy z przyjaciółmi, z osobą ukochaną – dajcie sobie kwadrans, dwa, na wędrówkę w totalnej ciszy, bez słowa, w pewnym oddaleniu, w zasięgu wzroku. Zobaczycie, jaka w tym jest moc.

To możliwe? Przecież nasi czytelnicy nie znają czasów, kiedy nie było internetu i telefonu komórkowego…

Jasne, że możliwe. Coraz częściej na różnych rekolekcjach czy obozach harcerskich zachęca się młodzież do odstawienia telefonów. Pewna rodzina wpadła ostatnio na genialny pomysł. Organizowali jakieś urodziny i w przedpokoju przy płaszczach wyłożyli na powitanie duży wiklinowy koszyk. Każdy wchodzący gość był proszony, by do niego grzecznie odłożyć komóreczkę. (śmiech) Na początku dziwiono się, ale potem wszyscy byli zachwyceni, bo już od dawna tak świetnie ze sobą nie rozmawiali. Oczywiście było to zrobione z humorem i taktem.

Dzisiejsze pokolenie w internecie szuka relacji, kontaktu...

Nie mam nic do komunikatorów społecznościowych. Też ich używam. Dzięki nim mam kontakt z ludźmi, których poznałem przed laty. Trudno młodym wyszarpywać komórki z rąk, ale warto z zachwytem mówić im, by odwrócili wzrok od ekranu i spojrzeli ukradkiem na twarze rodziców, rodzeństwa, na zmarszczki dziadków czy właśnie także na przyrodę. Nie trzeba jechać w żadne wysokie góry. Jej piękno jest na wyciągnięcie ręki, nawet jeśli żyje się w mieście. Mieszkam w Katowicach. Park Muchowiec, gdzie często spaceruję, to całe jej bogactwo. Są tam modraszki, kosy, sójki, a w maju przylatują zawsze moje ulubione wilgi. Ich śpiew jest tak piękny, tak różny od innych, że od razu odsyła do Stwórcy.

Czy można wtedy usłyszeć odpowiedzi Pana Boga na nasze pytania?

Tak. Ale, podobnie jak w rozmowie z człowiekiem, trzeba się nauczyć słuchać. Pan Bóg przede wszystkim przemawia do nas przez słowo Boże. Dlatego na każdej Mszy ksiądz w imieniu wszystkich słowo Boże całuje. Bóg mówi do nas też przez różne zdarzenia. Jadąc tu, do redakcji, miałem lekkie spóźnienie. A od jakiegoś czasu, gdy się gdzieś spieszę, Pan Bóg wysyła mi… staruszki.

Wow!

Tak, tak. Wychodzą mi na pasy zawsze, gdy niepotrzebnie gonię. Dziś też tak było. (śmiech) Kiedyś, spiesząc się na spotkanie, na pasy weszła mi pochylona staruszka o lasce. Szła, szła i szła... Wtedy stało się to coś. Jakby Pan Bóg przez nią się odezwał. Mówiła do mnie całą sobą: „Gdzie się tak spieszysz, synku? Jeszcze coś narobisz, i komuś, i sobie, zwolnij”. Pojechałem na to spotkanie, spóźniony, pod wielkim wrażeniem tego, co się stało. Tego samego dnia po południu znowu byłem rozpędzony. No to Pan Bóg wysłał mi na pasy drugą staruszkę (!), bardzo podobną do pierwszej, też tak samo pochyloną, też o lasce. Oniemiałem. A Pan Bóg – „Słuchaj, Bartuś, jak Ja mówię, to mówię!”.

Mówimy, że Jezus poszedł na pustynię po to, żeby być kuszonym przez diabła. Ale to chyba tylko połowa prawdy. On poszedł tam, by przebywać ze swoim Tatą…

Pan Jezus kochał pustynię, bo tam, tak jak pani powiedziała, rozmawiał z Tatą, wzmacniał się Jego miłością i na nią miłością odpowiadał. W Ewangelii często słyszymy, że Jezus szedł na miejsce osobne. To bardzo znamienne, że po rozmnożeniach chleba musiał nieraz przynaglać apostołów, żeby oddalili się razem z Nim na miejsce modlitwy. Dla nich to było nielogiczne: mamy 5 tysięcy cudownie nakarmionych zwolenników, a Ty każesz nam iść na pustynię?! To się nie mieści w kategoriach żadnego marketingu! A Jezus swoje: „Żadnych fajerwereczków, idziemy w cień”. Pustynia jest piękna, bo uczy bycia w tle.

Ale po to, żeby zobaczyć więcej.

Tak, „wygłodzenie zmysłów” sprawia, że zaczynamy dostrzegać to, co przegapialiśmy w niepotrzebnej gonitwie. Zawsze się coś dzieje, nie ma zwykłych chwil, nawet jeśli to jest „tylko” zapach nowej książki, w którą uwielbiamy wsadzać nos.

A czy w Wielkim Poście mamy być smutni?

Geniusz Pana Boga polega na tym, że On dokładnie na to pytanie odpowiada już w Środę Popielcową: kiedy pościsz, nie bądź smutny, tylko rób swoje z pozytywną wewnętrzną radością. Mam specjalny tytuł do tego, żeby o radości płynącej z Boga mówić, bo motto mojej kapłańskiej drogi brzmi: „Radość w Panu jest waszą ostoją”. Święci, kiedy pościli, przeżywali wewnętrzną radość. To nie była śmieszkowatość czy wesołkowatość, ale radość z tego, że coś udało się Panu Bogu dać.

A jakie postanowienia są najlepsze?

Na pewno jedno konkretne. Radzę nie zniechęcać się, jeśli jego wypełnienie się nagle nie uda. Zawsze można zacząć na nowo.

Jezus prosi o post, modlitwę i jałmużnę. Czym jest to ostatnie?

Starsi często powtarzali, że jałmużna jest najtrudniejsza, bo dajesz – i już tego nie masz.

Ale dawanie może nas nawrócić.

Oczywiście! Kiedy dajemy coś innym, to przynosi radość. Ostatnio zauważyłem, że bardzo lubię, gdy mnie ktoś pyta o... drogę. To, że tą wiedzą mogę podzielić się z innym, że mogę komuś pomóc, jest jakoś umacniające. I to samo jest w jałmużnie. Dawanie daje radość.

Ja bardzo nie lubię, gdy ktoś pyta mnie o drogę.

(Śmiech) Człowiek cieszy się, kiedy coś daje. Dziś jedną z najcenniejszych rzeczy, jaką możemy innym dać, jest czas. Bycie przy chorych, przy starszych, przy naszych rodzicach, dziadkach i babciach. „Posiedź ze mną, pogadaj” – mówią. Papież Franciszek zachęca do tego cały czas. Nasze pustynie są nam potrzebne także z tego powodu – to w błogosławionej samotności i ciszy pustyni zaczyna się rodzić dobra tęsknota za głosem drugiego człowieka.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.