Wymarzona sobota

publikacja 22.11.2018 15:00

Lubię czasami udawać drzemkę. Niby układam się beztrosko na boku, wyciągam swoje mocne łapy i śpię. Ale to nie jest do końca prawda. Niby nabieram siły, bo porządny pies zawsze musi być gotowy do obrony swoich bliskich. Lecz ja jednocześnie czuwam. Wyłapuję nastrój rodziny, wychwytuję pojedyncze słowa i natychmiast stoję czujny i zwarty, gdy padają słowa typu: „spacer”, „trzeba jechać”, „wyjdź z psem”.

Czwartek, 22 listopada, 2018 r.

Hau, Przyjaciele!

Lubię czasami udawać drzemkę. Niby układam się beztrosko na boku, wyciągam swoje mocne łapy i śpię. Ale to nie jest do końca prawda. Niby nabieram siły, bo porządny pies zawsze musi być gotowy do obrony swoich bliskich. Lecz ja jednocześnie czuwam. Wyłapuję nastrój rodziny, wychwytuję pojedyncze słowa i natychmiast stoję czujny i zwarty, gdy padają słowa typu: „spacer”, „Biedronka”, „trzeba jechać”, „wyjdź z psem”. Dzisiaj zmęczone pływaniem siostry skupiły się na klockach lego i razem z Panem zgodnie budowały oryginalne budowle. Leżałem pod stołem, zerkając od czasu do czasu na trzy pary nóg, jedne potężne, dwie o wiele, wiele mniejsze. Pani prasowała, gdy zadzwonił telefon. Nastawiłem ucho na podsłuch. „Tak, jasne, że przyjedziemy, z radością. Dzięki za zaproszenie. Zaplanuj atrakcje.” Córki już podskakują obok mamy i pytają bezgłośnie, kto dzwoni, kto zaprasza. Siedzę przyczajony i skupiam uwagę na Pani. Rozmowa skończona i oto pada krótkie zdanie: „Jedziemy do Wrocławia na urodziny cioci. Od rana do późnego wieczora.” Euforia, podskoki, piski i śmiechy, a ja dalej wpatrzony w Panią. Wreszcie jej wzrok pada na mnie. „Kochamy cię, Tytusku, ale Wrocław to duże miasto, ciocia mieszka w samym centrum, wcale by ci się tam nie podobało. Ale nie martw się, załatwię ci świetną sobotę.” Siadam więc przy nodze Pani, która telefonuje do Babci i po chwili mogę radośnie szczekać, gonić Gucia, udawać groźnego psa, bo czeka mnie w pewnością wyprawa do lasu i podkradanie prababci ciasteczek. Cześć. Tytus