Zwiedzanie i bieganie

publikacja 22.10.2018 16:00

Czasami życie układa się dziwnie. Na przykład tydzień temu dziadek z dziećmi zawołali mnie do samochodu, że jedziemy na wycieczkę. Szalałam, skakałam na wszystkich razem i każdego osobno. Chyba wiecie, że my- psy- potrafimy pokazać, jak bardzo się cieszymy. Od uśmiechniętego pyska po ogon wirujący jak szalony. Próbowałam usiąść w foteliku Zuzi, ale zostałam przywołana do porządku. Naciągnęłam szyję, by jak najszybciej się zorientować, dokąd jedziemy.

Zwiedzanie i bieganie

Poniedziałek, 22 października, 2018 r.

Hau, Przyjaciele!

Czasami życie układa się dziwnie. Na przykład tydzień temu dziadek z dziećmi zawołali mnie do samochodu, że jedziemy na wycieczkę. Szalałam, skakałam na wszystkich razem i każdego osobno. Chyba wiecie, że my- psy- potrafimy pokazać, jak bardzo się cieszymy. Od uśmiechniętego pyska po ogon wirujący jak szalony. Próbowałam usiąść w foteliku Zuzi, ale zostałam przywołana do porządku. Naciągnęłam szyję, by jak najszybciej się zorientować, dokąd jedziemy. Las, Czechowice? Hm, jakaś nieznana droga. Kuba czyta siostrze wesołą książeczkę z wyliczankami. Mała uczy się jej na pamięć, każde ma swój ulubiony wierszyk. Dziadek zatrzymał samochód na rynku w Toszku. Nie byłam zachwycona, bo musiałam iść na smyczy na dziedziniec starego zamku. Owszem, było co węszyć, ale zakazano mi kopać dołki, nie mogłam zbiec do głębokiej fosy, a najgorsze, że kilka razy musiałam na nich cierpliwie czekać zapięta do różnych słupów. A tu Zuzia wróciła ze zwiedzania pełna emocji, bo była w lochach, gdzie się mocno bała. Kuba opowiadał, że mógł nałożyć rycerski hełm oraz prawdziwą kolczugę. Miał w ręce topór, a siostra drewniane buty. Starałam się cieszyć z nimi, ale po cichu marzyłam o miejscu, w którym mogłabym poszaleć bez smyczy. Z figurką księżniczki Gizeli w ręce Zuzia wdrapała się na swój fotelik, Kuba podzwaniał pięknym dzwonkiem, a dziadek po krótkiej jeździe zatrzymał samochód na parkingu nad jeziorem w Pławniowicach. Smycz schowana, dla mnie plaża, szyszki, woda, słońce, przyjazne psy, patyki rzucane do jeziora. Kuba pozazdrościł mi kąpieli i oto sam wszedł do wody. Dziadek zrobił zdjęcie, bo to rzadkość, by kąpać się w październiku. Świetna wycieczka, która zaczęła się dla mnie raczej trudno, ale zakończyła fantastycznie. Cześć, Koka