Złoto Józefa

Piotr Sacha

|

MGN 10/2018

publikacja 26.09.2018 09:47

Od 310 lat na dnie Morza Karaibskiego leżą złote monety, srebro, szmaragdy... Tony skarbów. Ostatnio podpłynął do nich... żółty robot.

Złoto Józefa Tak wyglądał hiszpański okręt, trójmasztowiec San José RICARDO MALDONADO ROZO /EPA/pap

N


azywa się Remus 6000. Konstruktorzy zadbali, by robot mógł nurkować i odkrywać znaleziska. Jakiś czas temu zanurkował niedaleko wybrzeża kolumbijskiej Cartageny na głębokość 610 metrów. Zeskanował dno morskie. I zaczął pstrykać zdjęcia. Pokazał na przykład działa armatnie z brązu zdobione delfinami. Naukowcy prowadzący akcję są pewni, że to wrak słynnego statku sprzed 300 lat. 


Bitwa


Był rok 1708. Galeon San José (z hiszpańskiego Święty Józef) należał do Hiszpańskiej Floty Skarbów. Zadaniem takiej floty było przewożenie zdobyczy z odległych hiszpańskich kolonii do Europy. Z Portobelo (dziś leży w Panamie) wyruszyło 14 statków z cennym towarem. 8 czerwca statki zbliżały się do brzegów dzisiejszej Kolumbii pod eskortą trzech okrętów wojennych – San José (64 działa), San Joaquín (64 działa) i Santa Cruz (44 działa). Aż nagle, niedaleko wyspy Barú, pojawiła się eskadra okrętów brytyjskich. 50 kilometrów od portu w Cartagenie zaczęła się bitwa morska. W ruch poszły armaty. 
San José i San Joaquín stanęły do walki jako bliźniacze galeony. Różniły się nieco liczbą załogi. Pierwszy miał na pokładzie 600 osób. Drugi – 500. Najmniejszy z okrętów, Santa Cruz, liczył 300 śmiałków. 
Brytyjczycy postanowili skierować pierwszy ogień w kierunku galeonów. Bo duże jednostki wiozły dużo złota. Ruszyli do ataku o piątej po południu. San Joaquín (Święty Joachim) zdołał uciec po dwóch godzinach walk z brytyjskim okrętem o nazwie Kingston. 


Eksplozja


San José zmierzył się z Expedition. Oba okręty dzieliła odległość tylko 60 metrów. Wreszcie, po półtoragodzinnej wymianie ognia, około 19.00 na hiszpańskim okręcie doszło do wybuchu. Do dziś nie są znane przyczyny tamtej eksplozji. San José wraz z prawie całą załogą oraz niewyobrażalnie wielkim skarbem poszedł błyskawicznie na dno Morza Karaibskiego. 
Galeony, czyli żaglowe okręty wojenne, pływały na morzach i oceanach w XVI, XVII i XVIII wieku. Budowę San José Hiszpanie rozpoczęli w 1697 r. Okręt gotowy był rok później. Na początku uzbrojono go w 44 armaty. Szybko jednak konstruktorzy zdecydowali, że umocnią Świętego Józefa dodatkowymi osiemnastoma działami. W chwili zatonięcia miał tylko 10 lat. Posiadał trzy maszty. I mierzył ponad 41 metrów długości. 


30 stadionów


Dziś oceany i morza, jak twierdzą archeologowie, są największymi muzeami świata. Trudno stwierdzić, jak wiele kryją jeszcze skarbów. Skarb z wraku San José być może jest największy w historii podwodnych odkryć. Niektórzy twierdzą nawet, że wart jest aż 17 miliardów dolarów, czyli 63 miliardy złotych, czyli wartość 30 Stadionów Narodowych w Warszawie.
Trudno się dziwić, że dokładne położenie wraku okrętu wciąż pozostaje tajemnicą. Zresztą z wydobyciem go na powierzchnię jest pewien problem... Trwa spór o to, do kogo ten wielki skarb należy. Do Kolumbii? Do Hiszpanii? A może do pewnej amerykańskiej firmy, która twierdzi, że odnalazła wrak jako pierwsza?
Podobnych historii dotyczących podwodnych znalezisk było więcej. Jedna z ostatnich dotyczy rosyjskiego krążownika pancernego Dmitrij Donskoj. Zatopiony 113 lat temu wrak odkryto niedaleko wyspy Ulleung-do na Morzu Japońskim. Podobno na jego pokładzie znajduje się aż 200 ton złota. 


Cały artykuł w październikowym numerze „Małego Gościa”

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.