Nasz Staś

Piotr Sacha

|

MGN 10/2018

publikacja 20.09.2018 10:54

Wyjechał z domu jako 14-latek. Dalsze jego życie dobrze opisują słowa: „Kostka znaczy więcej”.

Nasz Staś Julka, Sela i Lidka pokazują kamień z odciśniętą stopą Stasia Kostki Roman Koszowski /Foto Gość

Rostkowo na Mazowszu. 120 km na północ od Warszawy, 120 km na południe od Olsztyna. Tak mniej więcej... A dokładnie – czyli według współrzędnych GPS – 53.0026, 20.8086. Tu leży wieś, w której urodził się Stanisław Kostka. – My mówimy o nim Staś – rzuca Martyna. Staś – patron dzieci i młodzieży w całej Polsce.

Stopa na kamieniu

W Rostkowie, przy kościele św. Stanisława Kostki, stoi figura świętego Stanisława, a nieco dalej szkoła imienia św. Stanisława Kostki. W dawnym dworku szlacheckim wita nas pięćdziesięcioro uczniów. Prawie wszyscy obecni. Cała szkoła jak dwie klasy. Trwa próba przedstawienia pod tytułem „W drodze do świętości”. W głównej roli Janek, siódmoklasista.

– Przez miesiąc uczyłem się roli świętego Stanisława – mówi. Podczas występu aż cztery razy zmienia strój. Najpierw gra Stasia – dziecko, potem Stasia – szlachcica, Stasia – żebraka i w końcu Stasia – jezuitę.

O św. Stanisławie z Rostkowa mają wiele do powiedzenia wszyscy uczniowie. Sześcioletnia Lidia i pięcioletnia Sela prowadzą nas do wielkiego kamienia z małym zagłębieniem. – To odcisk stopy Stasia Kostki – wyjaśnia Sela. Pokazuje jeszcze podeszwę swojego buta. – Moja stopa jest tej samej wielkości! – uśmiecha się pięciolatka. – No tak, moja jest ciut większa – stwierdza Lidka. I opowiada o dzieciństwie Stasia... swojego rówieśnika sprzed 450 lat, który mieszkał... – O, tutaj – Lidka pokazuje miejsce, gdzie dziś stoi kościół.

Żaby w stawie

„Pielgrzymie, jesteś w miejscu uświęconym życiem św. Stanisława Kostki” – informuje napis na innym kamieniu. – Staś miał 14 lat, gdy razem z bratem Pawłem wyjechał stąd do Wiednia – mówi siódmoklasistka Martyna. I przypomina tamtą historię. – Wędrował w stroju żebraka – opowiada.

Przedszkolaki z Rostkowa rozmawiają o swoim patronie.

– Duuużo się modlił.

– Chciał być zawsze blisko Boga.

– Bo bardzo chciał iść nieba – kończy poważnie Lidka.

– Modlił się na przykład tam – wskazuje drzewo przy kościele.

– To bardzo stara lipa – opowiada Amelia z szóstej klasy. – Ma już pewnie jakieś 500 lat. Opowiadają, że przy niej Stasiu często się modlił – wyjaśnia i prowadzi nad staw.

– O, jest! Tam! Zielona żabka! – woła Julka. – Nad wodą Staś też się modlił. Tyle że rechoczące żaby mu przeszkadzały – opowiada. – Dlatego poprosił Pana Boga, żeby żaby rechotały ciszej. I do dziś są cicho – śmieje się Julka.

– Oczywiście tak mówi legenda – dopowiada Kuba.

Z grupką uczniów nastawiamy uszu blisko wodnych zarośli. Sprawdzamy… Cisza. Jak makiem zasiał.
 

Marzenia

– Stasiu miał wielkie marzenia... I potrafił o nie walczyć. Jest dla mnie wzorem dążenia do celu mimo przeciwności – odzywa się Ewelina.

– Miał trzech braci... Mikołaja, Wojciecha i Pawła – wylicza dalej Kuba. – I jeszcze siostry Annę i Katarzynę... Chociaż co do tej drugiej historycy nie mają pewności – stwierdza.

– Poza tym, że miał piękne marzenia, może być jeszcze wzorem, jak gorliwie się uczyć – mówią kolejni uczniowie. – I jak walczyć o to, co Boże – pada poważne stwierdzenie.

Julka w przedstawieniu gra anioła, który towarzyszy św. Barbarze. – Gdy Staś poważnie zachorował, zobaczył właśnie świętą Barbarę. Udzieliła mu Komunii. Później ukazała się Stasiowi jeszcze Matka Boża – dzieli się swoją wiedzą uczennica czwartej klasy.

Jego czyny trwają

Miasto Przasnysz i wieś Rostkowo mocno związał szlak pielgrzymkowy. – To około siedmiu kilometrów drogi – mówi na starcie Zuzia. Na starcie, czyli przy kościele farnym w Przasnyszu.

– Pod koniec trasy trochę już bolą nogi – uśmiecha się Filip. – Stasia też musiały boleć... I to jeszcze jak. Wędrował przecież z Wiednia do Rzymu – dodaje.

Początek pielgrzymek dzieci i młodzieży do Rostkowa sięga 1983 roku. – Skąd jesteście? – zapytała w Warszawie grupkę młodych pewna kobieta. – Z Przasnysza – padła odpowiedź. – Ojej, macie tak blisko do Rostkowa, do św. Stanisława Kostki. Tak wielki patron, a wy nic nie robicie – rzuciła i… odeszła.

Ks. Janusz Cegłowski opisuje to zdarzenie w swojej książce. To był impuls. W tym roku najmłodsi, młodzi i nieco starsi z Przasnysza do Rostkowa szli po raz 36. „Przed wielu laty ten chłopiec żył, lecz jego czyny trwają do dziś” – śpiewają uczniowie ze Szkoły Podstawowej nr 2 w Przasnyszu. Z ich szkoły co roku wyrusza do Stasia silna grupa 150 osób.

Do większych rzeczy

Michał ma 13 lat. – To już moja dziesiąta pielgrzymka – oświadcza. – A ja pierwszy raz szłam tą trasą... to znaczy jechałam w dziecięcym wózku, kiedy miałam roczek – dodaje Ania, siostra Michała. – A my zabieramy do Rostkowa siostrę, brata, mamę, ciocię, wujka, siostry cioteczne i braci ciotecznych. I jeszcze babcię – ciągnie się lista obecności sióstr Weroniki i Karoliny. – Babcia jest młoda duchem! – uśmiechają się.

„Kostka znaczy więcej” – tak w jubileuszowym roku brzmi hasło pielgrzymki. – Stasiu chciał więcej! – wyjaśnia Justyna (pielgrzymuje do Stasia 12. raz). – No i ta brawurowa ucieczka do Rzymu... – zamyśla się. – Są gitary, śpiewamy piosenki, odmawiamy Różaniec. Do Rostkowa idziemy około godziny – opowiada dalej Zuzia. – Każda grupa niesie własny proporzec – dodaje.

U celu, czyli na dawnej ziemi Kostków, spotyka się kilka tysięcy młodych z różnych stron Polski. – Ta asfaltowa droga dawniej była piaszczysta – wspomina pani Teresa Goliaszewska, katechetka z Przasnysza, która zaczęła pielgrzymować 19 lat temu. – Ad maiora natus sum – wypowiada łacińskie słowa pani Teresa. Uczniowie dobrze wiedzą, co one znaczą. „Do większych rzeczy zostałem stworzony!” – wołają chórem młodzi pielgrzymi. – To dewiza Stasia Kostki – wyjaśniają.

Z prośbą na rowerze

Święty Stanisław urodził się w 1550 roku. 70 lat wcześniej wymurowano kościół w Przasnyszu, gdzie przyjął chrzest. W bocznej kaplicy spoczywają jego rodzice – Jan i Małgorzata oraz dwaj bracia – Wojciech i Paweł. „Święty Stanisławie, mężny siebie samego zwycięzco, módl się za nami” – uczniowie w tej kaplicy odmawiają litanię do swojego patrona.

Niedawno kręcili rowerami w rajdzie do Rostkowa. – Każdy jechał do Stasia z własną intencją – opowiada Zuzia. – Ja dodatkowo zawiozłam prośbę mojej babci – uśmiecha się. – A ja jechałam z prośbą o mądrość i opiekę w nowym roku szkolnym dla moich uczniów – dodaje pani katechetka. 12-letni Brian szedł jeszcze w innej, o wiele dłuższej pielgrzymce. – Z Płocka na Jasną Górę przez dziewięć dni z hasłem „Stworzeni do wielkości” – opowiada. – Staś był z nami. Między innymi na koszulkach – dodaje.

Burza mózgów

Niedawno grupka młodzieży z parafii św. Wojciecha w Przasnyszu zrobiła... – Burzę mózgów! – śmieje się Patrycja. – Wpadliśmy na pomysł Kostkowiady, czyli spotkania organizowanego przez młodych dla młodych – dodaje. – Warsztaty z tańca, śpiewu czy tworzenia papierowych figurek Stasia Kostki – Justyna wylicza niektóre atrakcje spotkania towarzyszącego pielgrzymce do Rostkowa.

– Nie chcemy być jak Paweł! – rzucają młodzi. Mówią o Pawle Kostce, starszym bracie Stanisława. „Paweł z młodu płochej się chwycił światowości” – to słowa ks. Kacpra Niesieckiego sprzed prawie 300 lat. – Sporo czasu tracił na zabawy – tłumaczą uczniowie.

Na szczęście po śmierci Stasia zmienił się całkowicie. W Przasnyszu jest nawet kościół, który Paweł Kostka ufundował.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.