Nie ma jak w lesie

publikacja 24.08.2018 17:00

Moja rodzina wyjechała gdzieś daleko, do jakiejś Chorwacji, cokolwiek to słowo znaczy. Nie zabierają mnie na wakacje, bo mam problem z dogadaniem się z innymi psami i czasami kłapnę ostrzegawczo zębami, gdy małe dzieci nadużywają mojej cierpliwości. No i w związku z tym zamieszkałem na pewien czas u babci i prababci. Owszem, jeść dają sporo, prababcia lubi się ze mną dzielić wszystkim, co ma talerzu. Moi Państwo surowo tego zakazują, ale prababcia nie musi nikogo słuchać. Fajnie ma.

Nie ma jak w lesie

Piątek, 24 sierpnia, 2018 r.

Hau, Przyjaciele!

Moja rodzina wyjechała gdzieś daleko, do jakiejś Chorwacji, cokolwiek to słowo znaczy. Nie zabierają mnie na wakacje, bo mam problem z dogadaniem się z innymi psami i czasami kłapnę ostrzegawczo zębami, gdy małe dzieci nadużywają mojej cierpliwości. No i w związku z tym zamieszkałem na pewien czas u babci i prababci. Owszem, jeść dają sporo, prababcia lubi się ze mną dzielić wszystkim, co ma talerzu. Moi Państwo surowo tego zakazują, ale prababcia nie musi nikogo słuchać. Fajnie ma. Chociaż może nie do końca miło, bo nie opuszcza domu i ledwo porusza się po mieszkaniu. U mnie wszyscy zgrabnie przeze mnie przeskakują, gdy ułożę się bokiem w przedpokoju, a tu muszę ustępować miejsca. Poza tym, w tym domu nie ma pisków, gonitwy, śmiechów, płaczu. U nas zawsze się coś dzieje. Ale spacery mam zapewnione i dzięki nim znam tę dzielnicę miasta dosyć dobrze. Najważniejsze, że stąd blisko do lasu. Wskakuję do samochodu, sadowię się tak, by dobrze wszystko obserwować i już czuję, że zbliżamy się do ulicy Lisiej lub Jałowcowej. Dzisiaj pojechaliśmy z Kubą, Zuzią i Koką. Mała idzie przodem i śpiewa radosne piosenki własnego autorstwa. Kuba szuka pająków, mrówek, żuków, żmii, pluskwiaków i mrówek. Koka najpierw urządza ze mną szalone wyścigi, potem odbywamy rytualną bitwę o patyki, bo zawsze mamy ochotę nieść w pysku ten sam.   Następnie ona rzuca się do kopania norek. Ja lubię biec przed siebie równym truchtem i po prostu węszyć. Nas tyle, las jeden, a każdego zadowoli, każdy znajdzie coś dla siebie. Gdy zbliża się obcy pies, Koka szybko ukrywa się za nogą babci, ja wysuwam się do przodu i jestem gotowy do najcięższej walki. Kubę cieszy każde zwierzę,chętnie obejrzałby ostre starcie. Tylko babcia niepotrzebnie się denerwuje, że nie przybiegam na jej wołanie. Nie rozumie, że to dla bezpieczeństwa i jej i dzieci, a także małej Koki. Czasami obchodzimy się z obcym psem na sztywnych nogach, wydając z siebie groźne pomruki, ale zapewniani przez właścicieli, że jesteśmy dobrzy, rezygnujemy z walki. No właśnie, gdy mi wmawiają, że jestem zły, to walczę. Gdy Kuba słyszy, że bije siostrę, to faktycznie ją bije, bo przecież taka o nim opinia. Mogliby ludzie dzieciom wmawiać tak jak nam, że są dobre i niczego złego przecież nie zrobią. Cześć, Tytus