Złota dolina i najwyższa góra

Przemysław Barszcz

publikacja 22.11.2018 10:32

Niespokojny duch. Najpierw zarządzał majątkiem Sapiehów, potem go odziedziczył. Podróżował i poznawał świat. Dzięki niemu znamy Australię.

Paweł Edmund Strzelecki w 1840 r. Paweł Edmund Strzelecki w 1840 r.
State Library of Victoria

Historia Pawła Edmunda Strzeleckiego, XIX-wiecznego polskiego podróżnika, i jego podróży dookoła świata jest egzotyczna i barwna niczym scenariusz najlepszego przygodowego filmu. Wydarzyła się naprawdę sto kilkadziesiąt lat temu.

Nieznany ląd

Już od czasów starożytnych Europejczycy przeczuwali, że na południowej półkuli musi znajdować się jakiś nieznany, wielki ląd. Opierali się tylko na wyobrażeniach, bo w tamtym czasie nikt nie dopłynął tak daleko. Grecki geograf Ptolemeusz gdzieś daleko na swojej mapie wyrysował kontynent, który nazwał po łacinie Terra Australis Incognita, co oznacza „nieznany, południowy ląd”. W ten sposób przewidziano istnienie lądu, który potem nazwano Australią. Zanim tak się stało, minęło kilkanaście długich wieków. Pierwsi ludzie, przodkowie Aborygenów, przybyli do Australii 65 tys. lat temu, po czym… No właśnie, przez kolejne dziesiątki tysięcy lat nic się nie działo, a raczej Australia żyła swoim własnym życiem, całkowicie odizolowana od reszty świata. Pierwsi Europejczycy, mając w głowie wyobrażenia Ptolemeusza, dopłynęli do Australii dopiero w XVI wieku. 1500 lat po tym, jak Grek narysował swoją mapę! I co? Dopłynęli i… zapomnieli. Australia nikogo nie zainteresowała.

Co sto lat

100 lat później, w wieku XVII, historia powtórzyła się. Do brzegów Australii znowu dotarli żeglarze z Europy. Napełnili zbiorniki słodką wodą, zebrali owoce do ładowni i… odpłynęli. Dopiero pod koniec wieku XVIII, gdy do Australii dotarł słynny brytyjski kapitan James Cook, sytuacja zaczęła się zmieniać. Dzięki jego informacjom na nowy kontynent, po wielomiesięcznej podróży statkiem, w roku 1788 dotarli pierwsi osadnicy z Anglii (dziś, tam gdzie osiedli, stoi wielkie miasto Sydney). Byli to skazańcy z Wielkiej Brytanii zesłani za karę na nieznany ląd. Nie bardzo interesowało ich badanie nowego kontynentu. Czekała więc niezbadana Australia na… Pawła Edmunda Strzeleckiego, urodzonego pod Poznaniem w roku 1797 w ubogiej, ale zacnej, szlacheckiej rodzinie, wywodzącej się z czasów piastowskich, herbu Oksza.

Wokół globu w 10 lat

Strzelecki był niespokojnym duchem. Miał 15 lat, gdy uciekł z domu i… zniknął bez śladu. Kilka lat później został zarządcą wielkich dóbr rodziny Sapiehów. A po śmierci swojego pracodawcy, co zdarza się raczej tylko w filmach lub w powieściach, odziedziczył jego wielki majątek. Będąc bardzo bogaty, mógł pójść za tym, co go pociągało od dawna: podróże i poznawanie świata. Pewnego dnia wsiadł w Anglii na pokład żaglowca i wyruszył w podróż wokół globu ziemskiego, która trwać miała niemal 10 lat. Strzelecki przemierzył Amerykę Północną. W Ameryce Południowej badał peruwiańskie i ekwadorskie wulkany. Przez Ocean Spokojny popłynął do hawajskiego kraju bogini Pele i zagłębił się w labirynt niezliczonych polinezyjskich archipelagów. Do Australii dotarł w roku 1839, kiedy kontynent wciąż był niemal nieznany. Tam wśród pustyń, parnych lasów, nieprzebytego buszu i zagadkowych gór spędził cztery lata.

Kościuszko w Australii

Jako jeden z pierwszych europejskich podróżników Strzelecki dotarł w Australii do miejsc, w których przed nim nikt inny nie był. To on odkrył i opisał piękną, zieloną krainę, którą nazwał Gippsland i dolinę Latrobe bogatą w złoto. Przemierzył Wielkie Góry Wododziałowe, ciągnące się tysiącami kilometrów wzdłuż wschodniego wybrzeża Australii, na długości większej niż odległość z Warszawy do hiszpańskiego Madrytu. Jedną z gór, najwyższy szczyt Australii, który zdobył Strzelecki, nazwał imieniem nie swoim, ale Tadeusza Kościuszki. Po swojej wiekopomnej podróży osiadł w Anglii. Pisał prace naukowe o swoich podróżach i pracował społecznie, m.in. pomagał Irlandczykom podczas wielkiego głodu.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.