Życie po śród kamieni…

Włodzimierz Stachoń

publikacja 23.05.2018 11:50

Leżę na kamienistej wyspie w nurcie Dunajca. Cierpliwie czekam na pojawienie się ptaków. Mam nadzieję, że jestem niewidoczny dla otoczenia.

Życie po śród kamieni… Włodzimierz Stachoń

Przez dłuższą chwilę nic ciekawego się nie dzieje – to nor- malne – ptaki muszą „zapomnieć”, że pojawiłem się na wyspie. Odpowiednio zamaskowany, jestem chyba niewidoczny dla otoczenia. Może wkrótce skrzydlaci przyjaciele pojawią się przed moim obiektywem.

Gniazdo na kamieniach

Nagle moją uwagę zwrócił ruch. Dostrzegłem go kątem oka, kilka kroków od mojej głowy. To sieweczka rzeczna, po krótkim spacerze, przysiadła nieruchomo na gnieździe. Chociaż „gniazdo” to określenie bardzo na wyrost, bo ptaki te składają jajka wprost na kamieniach, a ich ubarwienie tak doskonale współgra z otoczeniem, że znalezienie ich bez obserwacji wysiadującego ptaka jest praktycznie niewykonalne. Jak dobrze, że idąc wyspą, nie rozdeptałem gniazda! Przy okazji mam nauczkę na przyszłość, ponieważ nawet niewielkie wysepki – takie jak ta – mogą kryć niespodzianki. Ważne, by wchodząc w podobne miejsca, przemieszczać się granicą wody i lądu – tam gniazd nie ma. Dopiero później, idąc jak najkrótszą drogą, z nosem przy ziemi, docieramy do miejsca docelowego – ryzyko rozdeptania jajek jest naprawdę bardzo duże!

Groźne mewy

Leżeliśmy więc tak sobie razem na kamieniach kilka godzin, ponieważ wysiadywanie to czynność raczej monotonna. Niemal cały czas widziałem w obiektywie ten sam obrazek: wysiadującą sieweczkę, która od czasu do czasu – czy to z nudów, czy pod wpływem ciepłych promieni słońca – ucinała sobie małe drzemki… Dość często na krótką chwilę opuszczała swoją siedzibę – wtedy, gdy nisko nad wyspą przelatywał duży ptak, najczęściej mewa. Zaniepokojona sieweczka biegała w pobliżu gniazda, odzywając się charakterystycznym, wskazującym na zaniepokojenie głosem. Za każdym razem bardzo szybko wracała jednak z powrotem, by ogrzewać swoje potomstwo, ukryte jeszcze w jasnoszarych, piegowatych skorupkach. Innym powodem chwilowego opuszczenia gniazda było pojawienie się w zasięgu dzioba jakiegoś owada czy innej zdobyczy, którą sieweczka nie gardziła.

Wezbrana rzeka

Tego typu siedziby jak to obserwowane gniazdo sieweczki, zlokalizowane na wyspach niewiele wystających ponad lustro wody, często skazane są na niebezpieczeństwo nagłych wezbrań wody, co w przypadku tak groźnej, choć jakże pięknej górskiej rzeki, jaką jest Dunajec, zdarza się nader często. Smutny los nie ominął moich znajomych sieweczek. Wystarczył dzień intensywnych opadów w górach, a już mętne wody wezbranej rzeki zatopiły wyspę z całym jej dobytkiem. Kiedy kolejny raz pojawiłem się na wyspie, ciekawy losu moich skrzydlatych modelek, nie było już po nich śladu, a wyspa, jakby nic się nie stało, znów górowała ponad lustrem okalającej ją rzeki. Nie było jednak gniazda i jajek, a ptaki, niezrażone niepowodzeniem, wkrótce przystąpiły do kolejnego lęgu. Ponieważ dłuższy czas pogoda była stabilna, mam nadzieję, że sieweczki w końcu szczęśliwie wyprowadziły na świat swoje potomstwo…

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.