Będę strażakiem

Adam Śliwa Adam Śliwa

publikacja 23.11.2017 15:34

Rozwijają węże, dźwigają butle z powietrzem, obsługują wóz strażacki, reanimują nieprzytomnych. Wstęp tylko dla dzieci.

Młodzi ochotnicy z przyjemnością przychodzą na zbiórki. Ciekawe, ilu z nich zostanie w przyszłości strażakami Młodzi ochotnicy z przyjemnością przychodzą na zbiórki. Ciekawe, ilu z nich zostanie w przyszłości strażakami
zdjęcia Roman Koszowski /Foto Gość

Być strażakiem – to marzenie niejednego dziecka. W niektórych miejscowościach w Polsce nie trzeba czekać, aż się dorośnie, by spełnić to marzenie. Przy Ochotniczych Strażach Pożarnych działają Młodzieżowe Drużyny Pożarnicze. Odwiedzi- liśmy Kałuszyn na Mazowszu, w powiecie legionowskim. Tam w bojowych strażackich mundurach pod okiem druhów uczy się i bawi kilkudziesięciu miłośników czerwonych aut na sygnale. Załoga musi być gotowa na przeróżne sytuacje, nawet na ratowanie łabędzia, który przymarzł do tafli jeziora.

Ćwiczenia na medal

Czerwona syrena zawyła i młodzi strażacy pędzą na swoje miejsca. Ustawiają się w rzędzie i dzielą na trzy zespoły. Jedni uczą się maszerować, inni powtarzają, jak pomóc nieprzytomnemu, reanimując z zapałem… manekina. Trzecia drużyna rozwija na podłodze strażackie węże, po czym przeciąga je na swoich ramionach. – Tylko po co? – pytam. – Po skończonej akcji w ten sposób usuwa się z nich wodę. Chcemy, by młodym strażakom weszło to w nawyk – tłumaczy Bartłomiej Trzaskoma, opiekun i prezes Ochotniczej Straży Pożarnej w Kałuszynie. Po odwodnieniu węża dzieci uczą się zwijania alarmowego. Co to znaczy? Trzeba chwycić jeden koniec i na szeroko rozstawionych rękach szybko zwijać węża. Kilka prób – i wychodzi to całkiem nieźle. Obok mali strażacy maszerują, tupiąc głośno. Kolejna drużyna ćwiczy pierwszą pomoc. – Jak prowadzić reanimację? Kiedy wezwać pomoc? – pyta pani strażak Adriana Drabik. Chyba miałbym kłopot z odpowiedzią, a kilkuletnim strażakom nie sprawia to większych kłopotów. A potem sprawdzian pisze życie. 7 lutego Dominika i Karina usłyszały huk w szkole w Łajskich i zobaczyły dwa uszkodzone samochody. Dominika wykręciła numer 112 i rzeczowo opisała, co się stało, a Karina w tym czasie udzielała pierwszej pomocy – aż do przyjazdu ratowników. Obie za odwagę i przytomność umysłu dostały od ministra medal Młody Bohater.

Więcej w najnowszym numerze

Bez udawania

Strażak musi dźwigać ciężki sprzęt nawet na najwyższe piętro wieżowca, jeśli właśnie tam ktoś czeka na jego pomoc. Dlatego dzieci z drużyny w Kałuszynie ćwiczą na prawdziwym sprzęcie. Korzystam z chwili przerwy, by obejrzeć wyposażenie. Są tu: gaśnica, czerwone hełmy bojowe i lżejsze białe, a także pas z toporem – niezbędny, gdy trzeba wyważyć drzwi albo sprawdzić, czy pod meblami nie tli się jeszcze ogień. Są też mniejsze butle z powietrzem i maską do oddychania przy dużym zadymieniu i prawdziwe węże strażackie. Przeciągłe wycie syreny ogłasza koniec przerwy, a przed remizą zatrzymuje się wielki wóz strażacki. Błyska niebieskimi światłami. Z kabiny wyskakują strażacy – to drużyna młodzieżowa. Otwierają schowki z boku samochodu. Każdy wie, co robić. Dwie dziewczyny zakładają ciężkie aparaty powietrzne. Chłopcy rozwijają węże i podłączają do rozdzielacza. Tworzą dwie linie gaśnicze. Prądownicę zamocowaną na końcu obsługują zawsze dwie osoby – przodownik i pomocnik. – Dlaczego? – pytam. – Zaraz wszystko stanie się jasne – uśmiecha się pani Ada. Jeden z chłopców przekręca zawór i słychać pędzącą wodę, która szarpie wężem i w końcu wylatuje na sporą odległość – już wiem, po co dwie osoby. Przejeżdżająca obok karetka dźwiękiem syreny pozdrawia młodych strażaków. Koniec akcji.

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.