Łowca orchidei

Przemysław Barszcz

publikacja 13.02.2018 09:45

Warszewiczia, Warscewiczella, Warscaea – to rośliny znane każdemu botanikowi. Wszystkie noszą imię po niezwykłym polskim podróżniku, ich odkrywcy.

Swoje zbiory Warszewicz przekazał Ogrodowi Botanicznemu w Krakowie Swoje zbiory Warszewicz przekazał Ogrodowi Botanicznemu w Krakowie
Przemysław Barszcz

Józef Warszewicz był bardzo skromny i to nie on, oczywiście, nazwał rośliny swoim nazwiskiem. Zrobili to europejscy naukowcy. Warszewicz zaś z najdzikszych zakątków Ameryki wysyłał im nieznane kolorowe kwiaty, kosmate liście czy splątane korzenie roślin. Rośliny były jego pasją.

Tropiki i żółta febra

Kiedy miał osiemnaście lat, wybuchło powstanie listopadowe, a że Warszewicz Polskę kochał równie mocno jak przyrodę, walczył w powstańczych oddziałach za wolność swojej ojczyzny. Po upadku powstania musiał uciekać z rodzinnego Wilna przed carskimi represjami. Tak znalazł się na uniwersytecie w Berlinie. Jak więc trafił do tropikalnych lasów deszczowych? Otóż odpowiedzią jest spotkanie z Aleksandrem Humboldtem, wielkim przyrodnikiem i geografem, który kiedyś jeździł po świecie, a gdy osiadł w Europie, wysyłał ekspedycje badawcze na inne kontynenty. W jednej z nich znalazł się Warszewicz, wyróżniający się pracowitością i miłością do roślin – potrafił je znakomicie pielęgnować. Badacze mieli poznać roślinność Gwatemali. Gdy dotarli do świata porośniętego dżunglą, okazało się, że warunki są niezwykle ciężkie. Naukowców dziesiątkowała żółta febra, choroba przenoszona przez komary. Przeżył tylko naukowiec z Polski. Choć początek ekspedycji był trudny, Warszewicz nie porzucił misji i w głębi lądu postanowił szukać cennych roślin. Pięć lat spędził w Ameryce Środkowej i Południowej. Z maczetą w ręce docierał w rejony znane dotąd tylko Indianom. Tubylcy byli jego przewodnikami. W trudno dostępnych terenach badał wszystkie napotkane rośliny. Szybko zdobył sławę nieustraszonego odkrywcy, a o jego przygodach opowiadano w Europie nieprawdopodobne historie.

Storczykowa gorączka

Warszewicz nie miał aparatu fotograficznego. Ten wynalazek nie był jeszcze powszechny. Wszystkie okazy gromadził w zielniku. Był to zeszyt, do którego badacz wklejał najważniejsze części rośliny, odpowiednio przygotowane i wysuszone. A potem dokładnie je opisywał. Tak powstały dziesiątki zielników. Oprócz tego botanik wysyłał na Stary Kontynent nasiona i cebulki rzadkich roślin. Gdy polski odkrywca przebywał w Ameryce Środkowej, w Europie wybuchła storczykowa gorączka. Brytyjczycy, Francuzi i Belgowie gotowi byli wydać ogromne pieniądze na zakup nowego kolorowego kwiatu. Świat oszalał na punkcie storczyków. Nowe okazy były warte fortunę. Warszewicz przesyłał do Europy także żywe rośliny. Prawdziwym wyzwaniem było dostarczenie okazałej, niezniszczonej podczas transportu przez ocean orchidei. Te delikatne kwiaty łatwo uszkodzić. Warszewicz z pewnością korzystał ze skrzynki Warda, ówczesnego wynalazku. Była to mała szklarnia wielkości walizki, w której odtworzono naturalny mikroklimat lasu deszczowego.

Jak Indiana Jones

Po zakończeniu pier- wszej wyprawy War- szewicz znów udał się w górzyste rejony Ameryki Południowej. Była to równie niebezpieczna podróż. W egzotycznych matecznikach Kolumbii znalazł najpiękniejszy storczyk o ogromnych kwiatach. Niewiele brakowało, a bezcenne znalezisko zginęłoby bezpowrotnie, bo statek, którym podróżował… zatonął. Co ciekawe, kwiat ocalał. W Europie zachwycał nie tylko pięknem, ale i niezwykłą wielkością. Do dziś uznawany jest za wyjątkowo cenny. Storczyk ma różowe, lekko poszarpane kwiaty, które mają nawet do 30 cm średnicy. Zmęczony trudami podróżowania Warszewicz po latach wrócił do Europy. W świecie przyrodników pozostał żywą legendą. To dzięki niemu w szklarniach, szkółkach i ogrodach można było uprawiać nowe, nieznane wcześniej rośliny. W najbardziej szacownych instytucjach Wielkiej Brytanii, Niemiec, Holandii proponowano Warszewiczowi pracę, on jednak wybrał krakowski Ogród Botaniczny należący do Uniwersytetu Jagiellońskiego. Tej placówce przekazał też wszystkie bezcenne zbiory. Niektóre, na przykład sagowce przypominające palmy, rosną tam do dziś. Szkoda, że Józef Warszewicz jest znany wyłącznie botanikom. Jego przygody i osiągnięcia mogłyby stać się scenariuszem filmu równie pasjonującego jak „Indiana Jones”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.